W Moskwie bali się nas

Praktycznie każda piosenka Republiki, poza erotykami, choć i w nich Grzegorz często umiejętnie coś przemycał, nadawała się do zakwestionowania przez cenzurę.

Aktualizacja: 04.01.2014 09:13 Publikacja: 04.01.2014 01:12

Red

Republika powstała na początku lat 80., w okresie szczególnym w historii Polski. Jak ta muzyka wpisywała się w burzliwy czas Sierpnia, a później stanu wojennego?



Zbigniew Krzywański, gitarzysta Republiki:

Jeżeli ktoś postanawiał wtedy zajmować się muzyką rockową i miał do tego właściwe podejście, czyli uznawał, że muzyka rockowa to przede wszystkim sztuka przekazu i musi być o czymś – działać na mózg albo na serce – to nie mógł obojętnie przejść obok ówczesnej sytuacji. Ja przyjechałem w 1980 roku na studia do Torunia. To był pretekst – chciałem się wyrwać z małego miasta do większego, by zajmować się muzyką, co wymarzyłem sobie już w dzieciństwie. Traf chciał, że spotkaliśmy się z Grzegorzem Ciechowskim, Pawłem Kuczyńskim i Sławkiem Ciesielskim i tak powstała Republika. Pierwsze próby odbyły się pod koniec 1980 roku. Pierwsze piosenki powstawały w okresie nazwanym później „anarchią" – dziurą w komunizmie. Wtedy zaczęliśmy jeździć z koncertami. W karnawale „Solidarności" nawet cenzura specjalnie nie działała, nikt nie zawracał sobie głowy chodzeniem do cenzora, by zapytać, czy można daną piosenkę wykonywać czy nie. Cenzura wróciła po wprowadzeniu stanu wojennego. Ale Grzegorz pisał zbyt inteligentne teksty, by mogły zostać zrozumiane przez mało lotne intelektualnie persony, które pracowały w tej instytucji.



„Biała flaga" miała wylądować na półce przez słowa „co to za pan w tych kulturalnych okularach".



A przecież to w ogóle nie jest piosenka o Jaruzelskim, wystarczy przeczytać tekst.

Zmiana jednak została wymuszona. Fragment zastąpiono innym – „co to za pan, tak kulturalnie opowiada".

Dla Grzegorza ta zmiana nie stanowiła najmniejszego problemu, bo nie była istotna dla wymowy całości. Jeśli „pan w kulturalnych okularach" miałby być Jaruzelskim, najpierw musiałby walczyć o wolność i demokrację, a później zdradzić, przyjąć postawę konformistyczną. No, a to w żaden sposób nie pasuje do życiorysu Jaruzelskiego. Wystarczyło przeczytać tekst, by wiedzieć, że nie chodziło o generała. To świadczy o ciasnocie umysłowej panów z cenzury.

Czy później ingerencje były częste?

Wystarczyło być inteligentnym. Jest piosenka na płycie „Nowe sytuacje" pod tytułem „System nerwowy". Refren miał brzmieć: „każde państwo, każdy kraj, system napięć takich ma, nadawania swoich kłamstw". Wiadomo było, że słowo „kłamstw" zostanie zapewne zakwestionowane przez cenzurę, ale wystarczyło zamienić je na „prawd" i mało lotny cenzor się nie przyczepił. Efekt był jeszcze mocniejszy, przesłanie ostrzejsze – system „nadaje swoje prawdy". Praktycznie każda piosenka Republiki, poza erotykami, choć i w nich Grzegorz często umiejętnie coś przemycał, nadawała się do zakwestionowania przez cenzurę. W 1983 roku jeździliśmy z koncertami po największych salach w Polsce z zespołem UK Subs, świeżo po nagraniu anglojęzycznej wersji płyty „Nowe sytuacje", która w Wielkiej Brytanii ukazała się jako „1984" – tak zatytułowali, by wywołać naturalne skojarzenia z Orwellem. Kiedy Charlie, wokalista UK Subs, przeczytał teksty Republiki, świetnie przez naszą koleżankę przetłumaczone, skomentował: „Komuna pomaga wam w twórczości. Ja mogę napisać wszystko wprost, bylebym królowej nie obraził. A wy musicie uciekać się do poezji, by zawrzeć te treści, które chcecie przekazać". Paradoksalnie, komuna poważnie wpłynęła na sztukę wysokich lotów, dzięki niej powstało wiele wybitnych tekstów. Znamienne, że na ostatniej płycie Republiki, która ukazała się w całości, pt. „Masakra", jedna z piosenek nosi tytuł „Koniec czasów". Mówi o poważnym problemie twórcy, który zaczynał w czasach totalitaryzmu i po upadku komuny budzi się z przeświadczeniem, że teraz nie wie, o czym pisać. Padają słowa: „nie ma o czym pisać, skończyło się, nie ma murów, by walić w nie upartym swym łbem, kiedyś wszystko to czułem, a dziś tylko wiem...".

Wtedy wiadomo było, o co toczy się walka, a po obaleniu murów...?

Dzisiaj o co walczymy? „Walczymy", złe słowo... Dzisiaj dbamy o swoje rodziny, o własne życie, realizację marzeń i to normalne, tak powinno być. Do tego przez całą komunę tęskniliśmy. Wprawdzie jest cała masa ludzi w Polsce, którzy bardzo źle się czują, jeżeli nie posiadają wroga, i muszą go sobie nawet wymyślić albo z kogoś stworzyć. Nie chcę przeceniać naszej roli w obalaniu komunizmu, choć Zbyszek Hołdys kiedyś powiedział, że Zachód, zamiast nakierowywać pershingi na tzw. obóz socjalistyczny, powinien zrzucić 100 tys. gitar i efekt byłby lepszy.

W wywiadzie z 2000 roku Grzegorz Ciechowski nawiązał do zarzutów, że Republika kanalizowała gniew młodych ludzi. Stawiał pytanie: „czy wygenerowaliśmy ludzi bardziej skłonnych do życiowych kompromisów, do wstępowania w szeregi ZMS"?

Wprost przeciwnie...

... i odpowiadał kategorycznie: „Nie". Zresztą na płycie „Nieustanne tango" jest piosenka „Na barykadach walka trwa". „Kochamy się ostatni raz", bo zaraz idę na barykadę?

„Tak się poczułem, jak obudziliśmy się z Jolą 13 grudnia" – mówił o tej piosence Grzegorz (Jola była pierwszą żoną Ciechowskiego). Ale on nigdy nie był w swoich tekstach czysto polityczny. Obserwował i opisywał to, co widział. Z pozycji dość wówczas powszechnej, czyli kontestatora. Konformiści należeli do mniejszości. Dla komunistów byliśmy jednym z wentyli...

Nad tym zastanawiał się Grzegorz Ciechowski.

Tylko że oni kompletnie nie zdawali sobie sprawy, iż ci ludzie, którzy przyjdą na Republikę, Perfect czy inny zespół, wyniosą z koncertu coś, co będzie budowało ich wewnętrzny sprzeciw. A tej sfery partia już nie skontroluje. Nie chcę porównywać się z tymi, którzy siedzieli w więzieniach. Przed nimi klękam, bo wywalczyli dla nas wolność. Ale cieszę się, że mogliśmy ich wspierać – że młodym ludziom na naszych koncertach zasiewaliśmy w umysłach inne marzenia, niezawężone do przestrzeni ograniczonej drutem kolczastym obozu komunistycznego. Odczuwam wielką satysfakcję, kiedy dowiaduję się, że wielu wybitnych artystów, opozycjonistów było fanami Republiki. Cóż może być ważniejszego niż świadomość, że uczestniczyliśmy w kształtowaniu  wrażliwości tych ludzi?

Czyli Republika nie wysyłała ludzi na barykady, ale budowała ich wewnętrznie?

W gruncie rzeczy o to chodziło.

Stan wojenny przygniótł wszystkich. Republika ludzi na nowo wznosiła.

Tak. Wtedy rzeczywistość była dla nas czarno-biała, bez odcieni szarości, stąd te pasy na okładce płyty „Nowe sytuacje". Dziś, po latach, z większym dystansem patrzę na to wszystko. Dla mnie zero-jedynkowe są lata powojenne, lata 50. – jedni instalowali komunizm, żołnierze podziemia chcieli wolnej Polski. Okres lat 80. już taki czarno-biały nie jest. Oczywiście, zasadnicze dążenie do odzyskania wolności, postawa – tak. Ale w praktyce... Mój kolega pozyskiwał niesamowicie ważne informacje od SB, które wspierały stronę solidarnościową, a ostatnio został przez paru kolegów oceniony jako zdrajca. Życie pisało skomplikowane scenariusze. Dlatego dziś mam dystans do oceniania w kategoriach czarno-białych, które wtedy było nam bliskie. Republika w sensie przekazu była jednak słusznie zero-jedynkowa, ale sztuka taka być powinna.

Mówi pan, że nie było tekstów stricte politycznych. Ale w piosence z 1984 roku „Zróbmy to teraz", ze słowami „Kurtyna, spalmy ją!", nie chodziło o żelazną kurtynę?

Grzegorz miał tę umiejętność, że można było tę kurtynę interpretować w wieloraki sposób, np. tak: zerwijmy ją, pokażmy, co naprawdę myślimy, przestańmy ukrywać, jacy jesteśmy. Ale inne interpretacje mogą być równie właściwe.

Pytam, bo mówi się, że Grzegorz Ciechowski był wizjonerem. Czy on w 1984 roku mógł myśleć o końcu komuny?

Mógł. Jak padła komuna, byliśmy w wielkiej euforii. Pamiętam, jak Grzegorz powiedział: „Kurczę, nie możemy »Białej flagi« śpiewać dalej w ten sposób, skończyło się, mamy inną rzeczywistość, wchodzimy w wolny świat". Stąd „Biała flaga 1991", utwór o emigracji, wtedy poważnym problemie. Szybko jednak wróciliśmy do grania piosenki o konformizmie, bo taka też jest prawda o naszej rzeczywistości. Dziś „Biała flaga" pozostaje aktualnym tekstem. Widzimy potężną ilość hipokryzji, szczególnie wśród warstw prominentnych, większej części polityków. Wbrew temu, co Grzegorz zawarł w tekście „Koniec czasów", cały czas jest o czym pisać. Gdyby Grzegorz siedział na moim miejscu, powiedziałby panu, że przeżywał okres, w którym taki tekst musiał powstać. Ale dziś na pewno miałby o czym pisać.

Sielankowy film „Republika na Kaszubach" pokazuje przygotowania zespołu do nagrania płyty w 2001 roku. Cztery piosenki się ukazały. Co z resztą materiału?

Jest, ale nie będzie wykorzystany. Grzegorz napisał dwa teksty i zostały na ostatniej, niedokończonej płycie, wydrukowane. W jednym z nich składa deklarację. „Od kiedy nie wiem, co się dzieje na świecie, jest mi lepiej". To nie dążenie do emigracji wewnętrznej, ale ucieczka w rodzinę, przyjaciół, sztukę. Choć na pewno i dziś obserwowałby rzeczywistość, czytał ulubione tygodniki i dwie gazety codzienne.

Które to były?

Nie chcę porównywać się z tymi, którzy siedzieli w więzieniach. Przed nimi klękam, bo wywalczyli dla nas wolność. Ale cieszę się, że mogliśmy ich wspierać

Grzegorz kupował „Gazetę Wyborczą" i „Rzeczpospolitą". A tygodniki różne, ale nie wchodził w sytuacje skrajne.

„Z telewizorów płynie lawa, z głośników na ulicy – lawa, i przez drukarnie – lawa". Pisał jednak teksty polityczne.

Nie tyle polityczne, ile opisujące faktyczne funkcjonowanie przeciętnego człowieka w systemie. Przez ten pryzmat można było ocenić sam system.

Myślący wyciągał wnioski. Widział, że system gwałci jego wolność.

I o to nam chodziło. Jeśli młodzi słyszeli, że „z telewizorów płynie lawa", albo że system „nadaje swoje prawdy", albo „Nieustanne tango", w którym też mówimy o istnieniu w systemie – tragicznym, bo bez nadziei, a z przeświadczeniem, że to będzie trwało, stąd „nie strzelajcie do orkiestry, jeśli oni zginą, przyjdą lepsi", to ci ludzie, o świeżych, nieskażonych manipulacją umysłach, zaczynali inaczej myśleć. Nie przypisuję sobie, broń Boże, ani kolegom z zespołu, że to my wysłaliśmy ich w bój, by obalili komunę. Ale na pewno do nich docieraliśmy. Grzegorz zawsze traktował siebie bardziej jako poetę niż muzyka. „Ja w specyficzny sposób wydaję swoje wiersze – w formie płyt".

Mówił, że każdy nowy album to jego tomik poezji.

Tak, ale ważne, co dodawał: „Każda nowa płyta to mój kolejny tomik wierszy... wydawany poza plecami literatów". Jeśli wydawałby utwory w formie drukowanych książeczek, to nie dotarłby do tak szerokiego grona odbiorców.

Czyli budowaliście wewnętrznie tych, którzy potem tworzyli Federację Młodzieży Walczącej czy NZS, a nie ZMS?

Z pewnością. ZMS starał się nas pod ideologię podpiąć. Bezskutecznie. Proponowali nam wyjazd na festiwal młodzieży komunistycznej do Moskwy. Wyśmialiśmy to. Chociaż oferowali nam, nawet jak na dzisiejsze czasy, niebotyczne pieniądze. Można było za nie żyć przez pięć lat! Ale to w ogóle nie wchodziło w rachubę. To tak jakby zaproponowano panu 50 mln zł za to, że pochodzi pan bez aparatu tlenowego po Marsie (śmiech). Gdyby dziś ktoś zaproponował mi, by „Biała flaga" reklamowała sieć hipermarketów, zareagowałbym podobnie.

Są takie decyzje, postawy, które przekreślają całą wcześniejszą drogę życiową?

Sami uważalibyśmy, że się skreśliliśmy. Nie wchodziło w rachubę firmowanie komunistycznego systemu na oficjalnym festiwalu. Nasz menedżer prowadził jakieś rozmowy w Pagarcie (peerelowskiej Polskiej Agencji Artystycznej pośredniczącej w organizowaniu zagranicznych występów –  KŚ) na temat koncertów Republiki w Związku Radzieckim. Ale mieliśmy grać dla zwykłych ludzi. Jednak w Moskwie nas nie chcieli, bali się nas! Raz zagraliśmy koncert w Czeskim Cieszynie, w Ostrawie już nam nie pozwolono. Siedzimy w hoteliku przy dworcu, popijamy piwo. I widzimy, że co parę minut przyjeżdża pociąg i wysypują się tłumy. „Zbychu, zobacz, tam jakaś impreza musi być, tyle ludzi przyjeżdża" – skomentował Grzegorz. Okazało się, że z całego kraju się zjechali, mimo że koncert w ogóle nie był promowany. Ale z radiowej Trójki wiedzieli, że Republika przyjeżdża do Czeskiego Cieszyna. U nas był chociaż Jarocin.

Czesi tego nie mieli?

Gdzie tam! Grzegorz mi opowiadał, jak w 1980 roku grali jeszcze jako Res Publica na festiwalu Pop Session, największym festiwalu rockowym w Europie Wschodniej. Tam wystąpił czeski zespół Abraxas. Znakomity! Ale kiedy Czesi wrócili do kraju, zespół rozwiązano decyzją administracyjną – za to, że pojechali grać do Polski.

W 1988 roku Grzegorz Ciechowski napisał „Nie pytaj o Polskę". Małgorzata Potocka twierdzi, że to piosenka o niej...

(śmiech) Błagam, nie rozmawiajmy o sprawach prywatnych Grzegorza.

Chcę zapytać o co innego – czy był patriotą? Bo to – jak sam mówił – utwór o silnej pokusie emigracji, którą odrzucił.

Emigrację rozważał pewnie każdy w którymś momencie. Mamy jednak tę cechę narodową, że jeśli łączy nas coś ważnego z danym miejscem, ciężko nam je opuścić. Nie bardzo wyobrażam sobie Grzegorza, który wyjeżdża i zostawia swoją mamę. Bo żona może być jedna, druga, trzecia, a matka na zawsze ta jedyna. Nie wziąłby też na tułaczkę swoich dzieci, zbyt mocno je kochał. Poza tym miał tu swoje miejsce jako artysta. Wracając do „Nie pytaj o Polskę", kiedyś Wojtek Mann powiedział, że on nie zna tak pięknie ujętego tak trudnego tematu. Grzegorz w niej nie oświadcza: jak ja Ciebie Polsko kocham...

Tylko: bez względu na...

Nawet nie to. Nie tłumaczy się dlaczego. Tylko mówi: ty mi człowieku nawet nie zadawaj tego typu pytań, one nie są potrzebne – dlaczego tutaj jestem. „Nie pytaj o Polskę", nie musisz mnie w ogóle o to pytać. Treść piosenki jest wyraźnym przekazem jego postawy. A ile dziś szafowania patriotyzmem. Patriotyzm na ustach wszystkich! Grzegorz napisał: nawet mnie nie pytaj, bo to jest oczywiste.

Czyli nie było takiej wymiany zdań w okresie stanu wojennego między muzykami Republiki: może się zwiniemy? Trochę zaistnieliśmy tutaj, ale na Zachodzie zrobimy większą karierę?

Był jeden taki moment. Jak się spotkaliśmy w niedzielę 13 grudnia, Paweł Kuczyński, ówczesny basista, powiedział: „idę do urzędu paszportowego i wyjeżdżam". My na to: „Paweł, jaki paszport? Zapomnij". Przemawiały emocje. Pawłowi aresztowano siostrę, działaczkę „Solidarności" i bliską przyjaciółkę rodziny, która zostawiła malutkie dziecko w domu. Grzegorzowi w nocy wyprowadzono teścia – kazano mu wziąć szczoteczkę do zębów i wyjść. Zareagowaliśmy emocjonalnie. Ale w gruncie rzeczy chcieliśmy dalej grać. W połowie stycznia 1982 r. powstał „Kombinat", który ma swoje źródło w „Locie nad kukułczym gniazdem". Słowo „kombinat" w filmie nie pada, ale w książce – tak. A „Lot nad kukułczym gniazdem" pokazuje przecież człowieka uwięzionego w systemie. „Kombinat" stanowił odniesienie do ówczesnej rzeczywistości.

„Jestem typem usiłującym zdominować środowisko" – mówił o sobie Ciechowski. Był apodyktyczny? Wymagał podporządkowania?

To zależy od tego, jakie kto miał z nim relacje.

A pan?

Ja byłem od pewnego momentu jego głównym partnerem w pracy. „Masakra" składa się z naszych wspólnych kompozycji. W zespole byliśmy wszyscy paczką zgranych kumpli, przyjaźniliśmy się. W jaki sposób pracował z innymi, trochę wiem (śmiech)... Na pewno stwarzał świetną atmosferę, wydobywał z muzyków to, co najlepsze. Przeprowadzał swoje, ale tak, aby wszystkim dać satysfakcję dużego udziału w procesie twórczym.

Republika powstała na początku lat 80., w okresie szczególnym w historii Polski. Jak ta muzyka wpisywała się w burzliwy czas Sierpnia, a później stanu wojennego?

Zbigniew Krzywański, gitarzysta Republiki:

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał