Bo, jak pisze w swojej najnowszej książce Rafał Ziemkiewicz „wszyscy chcieli bić Niemców i wszyscy byli przekonani, że spierzemy ich bez wielkiego wysiłku na kwaśne jabłko". I naprawdę nie było to wynikiem tylko, spóźnionej zresztą, propagandy władz. Pisze Ziemkiewicz, że gdyby Beck nie uległ nastrojom społeczeństwa, „miałby przeciwko sobie nie jakąś jedną czy drugą partię, ale ulice wszystkich miast". Jeśli chciałoby się zdobyć akceptację społeczeństwa dla paktu Ribbentrop-Beck, trzeba byłoby dużo wcześniej zakazać „Roty" i padającej w niej deklaracji, że nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, spalić wóz Drzymały, rozebrać pomnik grunwaldzki w Krakowie, nie uczyć „Katechizmu" Bełzy i odebrać powstańcom 1863 r. kombatanckie mundury. Być może był jednak ktoś, kto – gdyby był u władzy – zmieniłby bieg wypadków zmierzający nieuchronnie do tragedii. Odsunięty od władzy – niestety, na własne życzenie – najbliższy współpracownik Marszałka. Ten, który miał zostać w 1935 roku prezydentem RP. Walery Sławek.

Cały tekst w Plusie Minusie

Tu w sobotę można kupić elektroniczne wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem

Można też zaprenumerować weekendowe wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem

Więcej o tym, co w Plusie Minusie, na Facebooku