Romowie w Europie

Politycy w Rzymie, Paryżu i Londynie zaczynają rozumieć, ?że deportacje i akcje propagandowe pod hasłem ?„nie przyjeżdżajcie do nas" na dłuższą metę nic nie dadzą.

Publikacja: 19.09.2014 02:49

Romowie w Europie

Foto: AFP, Joe Klamar Joe Klamar

Kiedy brytyjscy dziennikarze odwiedzili w sierpniu ubiegłego roku cygańskie osiedla w Koszycach, byli wyraźnie zszokowani widokiem muru, którym miejscowe władze odgrodziły wówczas romskie getto Košice-Zapad od reszty „porządnych" osiedli miasta pełniącego właśnie funkcję – nomen omen – Europejskiej Stolicy Kultury. Nędzne, kryte blachą lepianki bez bieżącej wody i ogrzewania, kilkuset ludzi wegetujących bez stałego zajęcia, nagie dzieci bawiące się na błotnistej drodze. Obraz, który ujrzeli goście z zachodu Europy, łatwiej można sobie wyobrazić w najuboższych regionach Afryki niż w sercu Europy.

Murem podzieleni

Szok unijnych urzędników i zachodnioeuropejskich dziennikarzy wywołuje za każdym razem słaba znajomość realiów wschodniej części kontynentu. Gdyby nieco lepiej znali ten region, musieliby wiedzieć, że koszyckie osiedle to nie szczególny przypadek, lecz raczej typowa sytuacja znana z wielu miejscowości wschodniej Słowacji, a także z okolic węgierskiego Miszkolca i Nyiregyházy po drugiej stronie granicy, nie mówiąc o setkach wiosek i miasteczek w Rumunii, Bułgarii i w pozostałych krajach bałkańskich.

W raporcie o sytuacji Romów w poszczególnych krajach Europy Środkowej i Bałkanów przygotowanym przez Katalin Forray i Tamása Kozmę z uniwersytetu w Pécsu przy opisie każdego kraju pojawiają się wciąż te same elementy: bieda, bezrobocie, wykluczenie, wysoka przestępczość, brak edukacji, nieskuteczność polityki poszczególnych rządów. Dla socjologów i architektów polityki społecznej od Bułgarii po Czechy „kwestia cygańska" to nic nowego.

Pod wpływem międzynarodowego skandalu mur w Koszycach rozebrano. Problem jednak pozostał. Tak jak w wielu innych miejscach, gdzie zdesperowani mieszkańcy problem dotykający milionów ludzi próbowali rozwiązać w najprostszy znany sobie sposób. Od „romskiego kłopotu" chcieli się odseparować murem w czeskim Uściu nad Łabą, w słowackich Michalovcach, w rumuńskim Baia Mare.

Wszędzie chodzi o to samo: nierozwiązane – a według radykałów wręcz nierozwiązywalne – problemy związane z sąsiedztwem Romów to jedynie ilustracja narastającego od dawna kryzysu, z którym Europa Środkowo-Wschodnia nie potrafi sobie poradzić. Z kolei Zachód nie rozumie istoty problemu, który zauważył dopiero wówczas, gdy po otwarciu europejskich granic pod koniec ubiegłej dekady cygańskie obozy wyrosłe nagle na przedmieściach włoskich i francuskich miast wpędziły polityków w konsternację. Zastosowana przez rząd Nicolasa Sarkozy'ego  metoda oddalenia problemu przez deportację niechcianych gości to w istocie bardziej elegancka forma budowy muru.

Zbyt wielkim uproszczeniem jest sprowadzenie „kwestii cygańskiej" do problemu ekonomicznego z jednej lub do wskazywania nietolerancji i rasizmu z drugiej strony. W istocie to jeden z najbardziej dramatycznych kryzysów społeczno-ekonomicznych Europy, na którego rozwiązanie nigdzie nie znaleziono dotychczas skutecznej recepty.

Kłopot z Cyganami czy też Romami – jak wolą nazywać się sami – zaczyna się wraz z próbą zdefiniowania tej wspólnoty albo raczej zbioru wielu wspólnot i społeczności. Z punktu widzenia nauk społecznych w przypadku Romów trudno mówić o klasycznym procesie kształtowania narodu, biorąc pod uwagę przesłanki historyczne, językowe i społeczne. To, że pochodzą gdzieś z dzisiejszego obszaru północnych Indii lub Pakistanu, a do Europy dotarli 500–600 lat temu, nie ulega już wątpliwości, jednak z praktycznego punktu widzenia ta wiedza nie ma większego znaczenia.

Bez języka i przeszłości

Wspólne korzenie genetyczne to za mało do wytworzenia świadomości narodowej. Cyganie nie mają pielęgnowanej przez całą społeczność historii, nie spaja ich wspólny język. Poszczególne dialekty lub odmiany języka mają podobna bazę gramatyczną, ale słownictwo jest na tyle odmienne, że nawet grupy żyjące w jednym kraju mają problemy z porozumiewaniem się w swoim języku.

Roman Chojnacki, przewodniczący Związku Romów Polskich, przyznaje, że Lowasze, Kelderasze, Polska Roma czy Sinti mają trudności w zrozumieniu mowy sąsiadów osiadłych choćby kilkadziesiąt kilometrów dalej. Co więcej, podział na kasty, plemiona i rody bywa niekiedy barierą równie trudną do pokonania jak niechęć albo otwarta wrogość społeczeństw, wśród których żyją Cyganie.

Problem zaczyna się już na poziomie tak elementarnym, jak policzenie ludności romskiej w Europie. Według różnych ocen Cyganów jest dziś 7–12 mln. Najwięcej w Rumunii, Bułgarii, na Węgrzech, w Serbii i na Słowacji. Wskutek wysokiego przyrostu naturalnego liczba ta zwiększa się bardzo szybko – jeszcze w latach 80. XX wieku oceniano ją na 6–9 mln.

Wszystko to szacunki, bowiem wyniki spisów powszechnych nie są miarodajne. Obowiązująca w Europie zasada samookreślenia prowadzi do rozmycia kategorii etnicznych. W państwach, w których sytuacja Cyganów jest zła, a społeczeństwo większościowe odnosi się do nich z wrogością, po prostu nie deklarują oni narodowości romskiej.

W ten sposób w Czechach zgodnie z danymi ze spisu powszechnego mieszka ok. 40 tys. Romów, choć według nieoficjalnych szacunków liczba ta przekracza ćwierć miliona. Podobne rozbieżności widać na Węgrzech, na Słowacji czy w Rumunii. Część Romów odrzuca swoją  prawdziwą tożsamość jako piętno. Inni swoją „romskość" postrzegają  jako cechę ważną tylko w obrębie własnej społeczności.

W podobny sposób – jako swoisty kod komunikacji wewnątrzgrupowej – traktują często swój język. Zdarza się, że deklarowaną narodowość utożsamiają z językiem, którym posługują się na co dzień. Wielu węgierskojęzycznych Cyganów w rumuńskim Siedmiogrodzie uznaje się za Węgrów.

W raportach o Romach pojawiają się wciąż te same elementy: bieda, bezrobocie, wykluczenie

Samej społeczności romskiej żadne mądre definicje nie są oczywiście potrzebne. Romowie doskonale rozpoznają się, pielęgnują łączące ich więzy. Spaja ich uniwersalna kultura, w której czołową rolę odgrywa tradycja ustna z rozbudowaną ludową mitologią i muzyka. To dlatego we wszystkich społecznościach romskich muzycy stanowią najwyższą, powszechnie poważaną i szanowaną kastę. Oni też są najczęściej elementem łączącym Romów i społeczeństwa większościowe.

W wielu krajach – jak choćby na Węgrzech czy Słowacji – cygańscy muzycy niemal zawłaszczyli pozycję nosicieli i twórców „popkultury". Bez nich nie do pomyślenia byłby świat operetki, który narodził się w XIX-wiecznych Austro-Węgrzech. Nie bez powodu Pista Dankó, najsłynniejszy z ówczesnych cygańskich muzyków, doczekał się pomnika w Szegedzie.

Kodeks i wykluczenie

Tradycyjne społeczeństwa romskie miały też bardzo istotny z punktu widzenia ich spójności zbiór zasad znany jako romanipen. Ten niepisany kodeks dzieli świat na Romów (czyli dosłownie „ludzi") i nie-Romów (obcych, czyli „gadziów"), opisuje zasady zachowania członków społeczności, wyznacza prawa wewnętrzne, określa tabu. Nakazuje solidarność i gościnność. Nieprzestrzegający tych praw i winni „skalania" zasad narażali się na karę, potępienie, a nawet wygnanie ze wspólnoty.

Dla zajmujących się problemem zacofania społeczności cygańskiej socjologów i organizatorów polityki społecznej romanipen jest we współczesnych warunkach zjawiskiem dość problematycznym. Utrwalony w nim silnie patriarchalny porządek społeczny utrudnia np. edukację dziewcząt i walkę o poprawę pozycji kobiet i uniemożliwia społeczności pogodzenie się z karierą tych, którzy wybrali nieakceptowany zawód (a takim może być nawet – ze względu na „nieczystość" – lekarz).

Dla tradycjonalistów romanipen jest ostoją romskości i narzędziem zachowania spójności społeczeństwa trudnego do zdefiniowania w inny sposób. Z kolei zwolennicy otwarcia i szerszego wyjścia z mentalnego zaścianka woleliby traktować stare prawa plemienne jako rodzaj tradycji, której nie należy już traktować zbyt dosłownie. – Dzisiaj romanipen przestrzegany jest w pełni tylko wśród najbardziej konserwatywnych Romów – tłumaczy Roman Chojnacki. – W Polsce najbardziej przywiązana jest do niego Polska Roma.

Próby opisu społeczeństw cygańskich trwają od XIX wieku. Początkowo były to analizy etnografów i językoznawców, jednak od co najmniej 30 lat znacznie ważniejsza jest próba opisu sytuacji społecznej tej grupy, bowiem właściwie we wszystkich krajach, w których tradycyjnie żyli Cyganie (dawniej definiowani jako lud wędrowny, le gens du voyage), stali się oni grupą trwale doznającą wykluczenia społecznego.

Bo to, że Romowie w większości żyją dziś na marginesie społeczeństw, nie ulega żadnej wątpliwości. Potwierdzają to liczne raporty instytucji międzynarodowych i badania ośrodków romologicznych działających na kilku uczelniach wyższych. Jeden z najpełniejszych raportów przedstawiły Agencja Praw Podstawowych UE i ONZ w 2012 r. Wynika z niego, że tylko 15 proc. młodych Romów kontynuowało naukę w szkołach ponadpodstawowych,  ponad połowa nie ukończyła ośmiu klas. Tylko 30 proc. mężczyzn w wieku produkcyjnym kiedykolwiek pracowało. 45 proc. gospodarstw domowych Romów nie ma toalety, kuchni albo elektryczności. W niektórych zakładach karnych w Europie Wschodniej Cyganie stanowili 80 proc. osadzonych, choć ich odsetek nigdzie nie przekroczył 15 proc. populacji.

W epoce realnego socjalizmu Cyganów zmuszano do pracy w przemyśle ciężkim i w rolnictwie. Zakazano im włóczęgostwa, czyli tradycyjnego, wędrownego trybu życia (zresztą ograniczenia takie pojawiły się też na Zachodzie). Rozwiązania te przyniosły efekt odwrotny do oczekiwanego. Podobnie jak próby umieszczania nieprzywykłych do życia osiadłego Cyganów w  osiedlach mieszkaniowych. Zdewastowane bloki w miastach Rumunii czy na Słowacji skrajna prawica pokazuje jako dowód, że są oni „genetycznie nieprzystosowani".

Po transformacji systemowej problem przymusowego zatrudnienia zniknął wraz z upadkiem wielkiego przemysłu. Cyganie pozbawieni pracy, a więc i tak niewielkich dochodów, stali się klientami pomocy społecznej.

Odpowiedzią na „problem cygański" po upadku komunizmu stał się niestety także rozkwit nienawistnej propagandy i stosunkowo częste wystąpienia antycygańskie. Na Węgrzech było to wręcz jedną z głównych przyczyn umocnienia się radykalnego Jobbiku, którego działacze jak mantrę powtarzają tezę o przestępczych skłonnościach całej populacji romskiej. Antycygańska nagonka doprowadziła nawet w 2009 r. do serii zabójstw Cyganów dokonanych przez grupę prawicowych fanatyków.

Nienawiść i poprawność

W Rumunii działacze młodzieżówki Narodowej Partii Liberalnej rzucili pomysł, by płacić cygańskim kobietom za poddanie się sterylizacji. W okolicach czeskiej Ostrawy doszło w zeszłym roku do burzliwych demonstracji, których uczestnicy tylko dzięki interwencji policji nie zorganizowali antycygańskiego pogromu. – Przejawów wrogości Cyganie doświadczali od dawna, jednak  pojawienie się ugrupowań zbijających kapitał polityczny na tych nastrojach tylnymi drzwiami wprowadziło rasizm i tylko nieco przypudrowaną mowę nienawiści do języka polityki – mówi Katalin Forray.

Z drugiej strony równie szkodliwe okazuje się zakłamywanie rzeczywistości i przemilczanie problemów w imię poprawności politycznej. W większości krajów z wysokim odsetkiem ludności romskiej nie podaje się pochodzenia sprawców przestępstw ani związanych z tym statystyk. W Miszkolcu pracę stracił komendant policji, który ujawnił, że niektóre rodzaje przestępstw w tym mieście popełniali głównie Romowie.

Twierdzenie, że kraje, w których żyje liczna społeczność romska, nic dla niej nie robią, jest  niesprawiedliwe. Tyle że nie zawsze robią to umiejętnie i nie zawsze potrafią wciągnąć do współpracy zainteresowanych. Programów walki z wykluczeniem społecznym Cyganów – na poziomie poszczególnych państw i UE – są już dziesiątki, jeśli nie setki.  W 2005 r. „dekadę włączenia Romów" zainicjował George Soros. Udział w programach zadeklarowało osiem państw Europy Środkowej i Bałkanów, jednak efekty są wciąż dalekie od oczekiwań.

– Podlegamy ukrytej dyskryminacji – narzeka Roman Chojnacki, który twierdzi, że środki pomocowe pochodzące w dużej części z Europejskiego Funduszu Społecznego są źle wykorzystywane. Mnożą się np. szkolenia, których największymi beneficjentami wydają się same firmy szkoleniowe. Uczestnicy kolejnych kursów pracy i tak nie dostaną. Jednocześnie nie ma środków na zatrudnianie tzw. asystentów zawodowo-socjalnych, zwykle lepiej wykształconych Romów, którzy najlepiej znają potrzeby własnego środowiska i potrafią z nim nawiązać kontakt.

W większości państw borykających się z problemem cygańskim pomoc traktowano głównie w kategorii jałmużny dla biednych. Efektem jest alienacja i pasywność Romów, utrwalanie postaw roszczeniowych. Zdarza się, że kontrole wykazują ogromny poziom defraudacji – w Rumunii zdarzyło się, że po kilkuetapowym rozdzielaniu środków do dyspozycji potrzebujących pozostało 20 proc. rządowej dotacji.

Mimo powtarzanej na Zachodzie krytyki rzekomego rasizmu węgierskiej prawicy wspomaganie społeczności romskiej udaje się w ostatnich latach najlepiej właśnie ekipie Fideszu. Węgrzy zerwali z prostym rozdawnictwem pieniędzy: zamiast tego próbują na najróżniejsze sposoby aktywizować Romów. Aby jednak tego dokonać, trzeba zejść na bardzo niski poziom świadomości społecznej.

Praca u podstaw

Na nic się zdadzą umoralniające wykłady kierowane do stojących w kolejce po zasiłek. Na Węgrzech zorganizowano więc system robót publicznych, których uczestnicy wykonują proste prace porządkowe. Bywa, że efekt jest mizerny, jednak beneficjenci pomocy społecznej są uczeni, że otrzymanie równowartości kilkudziesięciu euro wymaga choćby minimalnego wysiłku.

Szeroko opisywane są eksperymenty zaproponowane przez prof. socjologii Zsuzsę Ferge. Ze środków na pomoc społeczną jej współpracownicy kupowali sadzonki roślin albo kurczaki, namawiając romskie kobiety do uprawy i hodowli. Efekty nie wszędzie były zadowalające, ale w wielu wypadkach praca u podstaw się powiodła – Cyganki utrzymały i rozwinęły swoje przydomowe ogródki. Katalin Forray podaje przykłady angażowania się w te akcje organizacji społecznych albo Kościołów. W miejscowości Kunszentmárton miejscowy ksiądz katolicki zorganizował w porozumieniu z urzędem pracy zajęcia dla miejscowych Cyganów na swojej plebanii. Odniósł niebywały sukces.

Livia Járóka, jedyna do tej pory przedstawicielka Romów w Parlamencie Europejskim (notabene reprezentowała właśnie Fidesz), od lat powtarza, że jej rodakom potrzeba edukacji, edukacji i jeszcze raz edukacji. Właśnie dlatego pomoc społeczna na Węgrzech została uzależniona od uczęszczania dzieci do szkoły. Podobnie jak w kilku innych krajach regionu dzieci romskie otrzymują wsparcie w naturze – w postaci wyprawek, odzieży czy podręczników. Sprytnym zagraniem ze strony władz węgierskich było powiązanie możliwości uzyskania prawa jazdy z ukończeniem szkoły podstawowej.

Járóka jest dumna z tego, że także z jej udziałem podczas węgierskiej prezydencji w UE udało się uruchomić unijną strategię na rzecz Romów. Oznacza ona zasadniczą zmianę podejścia do problemu wykluczenia społecznego (zresztą nie tylko Romów, ale także 40 mln najuboższych ludzi w zjednoczonej Europie). – Udało się przeforsować przekonanie, że integracja ludzi żyjących na marginesie społeczeństwa jest per saldo tańsza niż ich stałe utrzymywanie ze środków pomocy społecznej – mówi była europosłanka, obecnie zajmująca się koordynacją działań na rzecz Romów na zachodnich Węgrzech.

Nie udało się uniknąć błędów. Takim było np. forsowanie mikrokredytów, które same w sobie są doskonałą ideą, tyle że prowadzące akcje organizacje pozarządowe nie dały sobie rady. Kwoty kredytów były zbyt małe, by coś sensownie z nimi zrobić, a organizacje bardziej dbały o terminową spłatę niż o pomysły na działalność i sensowne wykorzystanie środków. Livia Járóka jako przykład znacznie sensowniejszego działania podaje np. pomoc przy założeniu fermy pieczarek, która dzisiaj działa z sukcesem, przynosząc lokalnej społeczności romskiej konkretny dochód.

Pomoc zewnętrzna oczywiście nie może zastąpić samoorganizacji społeczności romskiej. Jak zauważył zajmujący się Europą Wschodnią publicysta Cameron Hewitt, „Romowie nie wydali dotychczas swojego Martina Luthera Kinga, by zmobilizować swoją kulturę i walkę o równe prawa". – Zadań jest mnóstwo – mówi Livia Járóka. – Romom potrzebna jest edukacja, ale dramatycznie zły jest stan ich zdrowia, brakuje stałej pracy i mieszkań socjalnych. Wreszcie konieczne jest wsparcie dla drobnej przedsiębiorczości i likwidacja osiedli funkcjonujących jako getta, z których bardzo trudno jest uciec.

W działalność na rzecz własnej społeczności włączają się coraz szerzej młodzi, wykształceni Romowie. Niestety, wciąż nie ma ich zbyt wielu, a  przedstawiciele tradycyjnej starszyzny często dość opacznie rozumieją więzi społeczne, promując krewnych i znajomych. Lokalne samorządy romskie nierzadko mnożą się i pączkują w nadziei na otrzymanie większego wsparcia finansowego dla członków.

Często wzmiankowanym problemem jest ucieczka tych nielicznych, którzy uzyskali przynajmniej  średnie wykształcenie i dobrą pozycję zawodową. – Staramy się nakłaniać naszych studentów do powrotu w strony rodzinne, ale wielu ucieka z dawnego środowiska – mówi Katalin Forray. Najgorzej pod tym względem jest w małych wsiach z przewagą ludności cygańskiej.

Przełamanie wielowiekowego zapóźnienia nie będzie łatwe. Na poziomie unijnym coraz powszechniejsze jest jednak przekonanie, że najbiedniejszym państwom Europy Środkowej i Wschodniej trzeba pomóc, by uporały się z problemem, który niedługo może się dla nich stać realnym hamulcem rozwoju.

W tym przeświadczeniu jest oczywiście spora dawka troski o własne samopoczucie Zachodu. Po przygodach ostatniej dekady politycy w Rzymie, Paryżu i Londynie zaczynają rozumieć, że deportacje i akcje propagandowe pod hasłem „nie przyjeżdżajcie do nas" na dłuższą metę nic nie dadzą. Albo uda się poprawić los pariasów Europy w ich własnych domach, albo znów ruszą na Zachód.

Kiedy brytyjscy dziennikarze odwiedzili w sierpniu ubiegłego roku cygańskie osiedla w Koszycach, byli wyraźnie zszokowani widokiem muru, którym miejscowe władze odgrodziły wówczas romskie getto Košice-Zapad od reszty „porządnych" osiedli miasta pełniącego właśnie funkcję – nomen omen – Europejskiej Stolicy Kultury. Nędzne, kryte blachą lepianki bez bieżącej wody i ogrzewania, kilkuset ludzi wegetujących bez stałego zajęcia, nagie dzieci bawiące się na błotnistej drodze. Obraz, który ujrzeli goście z zachodu Europy, łatwiej można sobie wyobrazić w najuboższych regionach Afryki niż w sercu Europy.

Murem podzieleni

Szok unijnych urzędników i zachodnioeuropejskich dziennikarzy wywołuje za każdym razem słaba znajomość realiów wschodniej części kontynentu. Gdyby nieco lepiej znali ten region, musieliby wiedzieć, że koszyckie osiedle to nie szczególny przypadek, lecz raczej typowa sytuacja znana z wielu miejscowości wschodniej Słowacji, a także z okolic węgierskiego Miszkolca i Nyiregyházy po drugiej stronie granicy, nie mówiąc o setkach wiosek i miasteczek w Rumunii, Bułgarii i w pozostałych krajach bałkańskich.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy