Kiedy brytyjscy dziennikarze odwiedzili w sierpniu ubiegłego roku cygańskie osiedla w Koszycach, byli wyraźnie zszokowani widokiem muru, którym miejscowe władze odgrodziły wówczas romskie getto Košice-Zapad od reszty „porządnych" osiedli miasta pełniącego właśnie funkcję – nomen omen – Europejskiej Stolicy Kultury. Nędzne, kryte blachą lepianki bez bieżącej wody i ogrzewania, kilkuset ludzi wegetujących bez stałego zajęcia, nagie dzieci bawiące się na błotnistej drodze. Obraz, który ujrzeli goście z zachodu Europy, łatwiej można sobie wyobrazić w najuboższych regionach Afryki niż w sercu Europy.
Murem podzieleni
Szok unijnych urzędników i zachodnioeuropejskich dziennikarzy wywołuje za każdym razem słaba znajomość realiów wschodniej części kontynentu. Gdyby nieco lepiej znali ten region, musieliby wiedzieć, że koszyckie osiedle to nie szczególny przypadek, lecz raczej typowa sytuacja znana z wielu miejscowości wschodniej Słowacji, a także z okolic węgierskiego Miszkolca i Nyiregyházy po drugiej stronie granicy, nie mówiąc o setkach wiosek i miasteczek w Rumunii, Bułgarii i w pozostałych krajach bałkańskich.
W raporcie o sytuacji Romów w poszczególnych krajach Europy Środkowej i Bałkanów przygotowanym przez Katalin Forray i Tamása Kozmę z uniwersytetu w Pécsu przy opisie każdego kraju pojawiają się wciąż te same elementy: bieda, bezrobocie, wykluczenie, wysoka przestępczość, brak edukacji, nieskuteczność polityki poszczególnych rządów. Dla socjologów i architektów polityki społecznej od Bułgarii po Czechy „kwestia cygańska" to nic nowego.
Pod wpływem międzynarodowego skandalu mur w Koszycach rozebrano. Problem jednak pozostał. Tak jak w wielu innych miejscach, gdzie zdesperowani mieszkańcy problem dotykający milionów ludzi próbowali rozwiązać w najprostszy znany sobie sposób. Od „romskiego kłopotu" chcieli się odseparować murem w czeskim Uściu nad Łabą, w słowackich Michalovcach, w rumuńskim Baia Mare.
Wszędzie chodzi o to samo: nierozwiązane – a według radykałów wręcz nierozwiązywalne – problemy związane z sąsiedztwem Romów to jedynie ilustracja narastającego od dawna kryzysu, z którym Europa Środkowo-Wschodnia nie potrafi sobie poradzić. Z kolei Zachód nie rozumie istoty problemu, który zauważył dopiero wówczas, gdy po otwarciu europejskich granic pod koniec ubiegłej dekady cygańskie obozy wyrosłe nagle na przedmieściach włoskich i francuskich miast wpędziły polityków w konsternację. Zastosowana przez rząd Nicolasa Sarkozy'ego metoda oddalenia problemu przez deportację niechcianych gości to w istocie bardziej elegancka forma budowy muru.
Zbyt wielkim uproszczeniem jest sprowadzenie „kwestii cygańskiej" do problemu ekonomicznego z jednej lub do wskazywania nietolerancji i rasizmu z drugiej strony. W istocie to jeden z najbardziej dramatycznych kryzysów społeczno-ekonomicznych Europy, na którego rozwiązanie nigdzie nie znaleziono dotychczas skutecznej recepty.