Prawi, lewi i moralni

„Prawy umysł” Jonathana Haidta to jedna z najważniejszych książek ostatnich lat, formułująca nową teorię na temat psychologii moralności. Tworząc ją, lewicowiec i ateista przekonał się do racji religijnych konserwatystów.

Aktualizacja: 01.11.2014 13:37 Publikacja: 01.11.2014 01:20

Prawi, lewi i moralni

Foto: Fotorzepa, Pasterski Radek PR Pasterski Radek

Na okładce amerykańskiego wydania książki „Prawy umysł" zamiast jednej z liter widnieje wyprostowany środkowy palec uniesiony w obscenicznym geście. Komu lub czemu autor pokazuje tzw. faka, nie jest jasne, ale wystarczy już lektura noty o pracy Jonathana Haidta i jej podtytuł („Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?"), by przypisać owemu gestowi kilka znaczeń. Na przykład takie, że prawica i lewica, liberałowie i konserwatyści, tak właśnie się traktują, nie potrafiąc uznać swoich racji i nie rozumiejąc, jak głębokie są przyczyny światopoglądowych podziałów. Albo taki, że racjonalny umysł, chcąc okiełznać intuicje moralne, spotyka się z podobną reakcją. Czy taki wreszcie, że sam autor – naukowiec, typowy amerykański jajogłowy liberał – pokazuje środkowy palec ludziom o podobnych poglądach, którym się wydaje, że ich ideowi przeciwnicy są pozbawionymi mózgów troglodytami.

Wszystkie te interpretacje są w jakimś stopniu uzasadnione, dlatego nie powinno dziwić, że w Stanach Zjednoczonych książka wywołała burzliwą debatę, stała się bestsellerem „New York Timesa" i ważnym argumentem w tamtejszych wojnach kulturowych, jak nazywa się za oceanem światopoglądowy spór konserwatystów z lewicą. Jednak decyzja polskiego wydawcy, by okładkę zilustrować pęknięciem, wydaje się zrozumiała, „Prawy umysł" jest książką głęboko wpisaną w wewnątrzamerykańskie spory i odwołującą się do nich w sposób bezpośredni. Dla nas płyną z tej lektury niezwykle ciekawe wnioski, ale polscy czytelnicy muszą je sobie dopowiedzieć.

Socjobiolodzy i faszyści

Dlaczego praca Jonathana Haidta wzbudza takie emocje i zainteresowanie? Przede wszystkim z tego powodu, że autor wybrał się na ziemię niczyją. Zastosował narzędzia nauki do zbadania moralności i polityki. I zrobił to z bardzo ciekawym, nieoczywistym skutkiem. Należy też zaznaczyć, że mamy do czynienia z nie byle kim. Haidt to jeden z najbardziej znanych i wpływowych intelektualistów naszych czasów (m.in. według prestiżowego magazynu „Foreign Policy"). To autor głośnej książki „Szczęście" i twórca przełomowej teorii łączącej psychologię ewolucyjną ze społeczną, a na dokładkę z etyką, bo zastosował ją do badania moralności. Brzmi niejasno? Może, ale łatwo da się wytłumaczyć.

Otóż, analizując źródła moralności, Haidt doszedł do wniosku, że rację miał, nazywany z tego powodu faszystą, wybitny psycholog Edward O. Wilson. W głośnej książce „Socjobiologia" dowodził on, że nasze zachowania mają często biologiczne uzasadnienia. Mówiąc najprościej, że istnieje coś takiego jak natura ludzka, której granic nie możemy przekroczyć, bo wykształciliśmy ją w drodze ewolucji, i nie jest tego w stanie zmienić wychowanie ani inżynieria społeczna. Stosuje się to zarówno do instytucji społecznych, jak i naszych własnych możliwości.

Tę niekontrowersyjną z pozoru teorię na opanowanych przez lewicę anglosaskich uniwersytetach kontestowano w sposób niezwykle gwałtowny. Dlatego oczywiście, że wielu ludzi wierzyło (i wciąż wierzy) w postęp społeczny, co ma źródło choćby w naukach Marksa. Tymczasem Wilson dostarczał całkiem przekonujących argumentów, że nic takiego nie istnieje, a jeśli jakieś zasadnicze zmiany są możliwe, to tylko w takim wypadku, gdy nasz gatunek w tę stronę wyewoluuje, co zajmie wiele dziesiątków tysięcy lat. Haidt wyciągnął z prac wielkiego psychologa ewolucyjnego wniosek znany z filozofii Davida Hume'a. Ten mianowicie, że „rozum jest sługą namiętności", czyli – przekładając to na język etyki – że intuicje moralne są wcześniejsze niż ich uzasadnienia. To znaczy, że niektóre zachowania uznajemy za złe czy niewłaściwe na zasadzie odruchu. Ale nie wszyscy w jednakowym stopniu.

Argonauci amerykańskich przedmieść

Do zbadania psychologii moralności naukowiec zastosował metodę znaną antropologom od czasów jej pioniera Bronisława Malinowskiego. Wybrał się do kraju o odmiennej kulturze i obyczajach (w tym wypadku do Indii). I szybko się dowiedział, że tam oceny moralne dotyczą dziedzin, które większości ludzi Zachodu wydają się etycznie obojętne. Na przykład tego, jak syn zwraca się do ojca (na ty), w jakim towarzystwie spożywa się posiłek (kobieta z mężczyznami), a nawet tego, co się je. Samo to nie jest może dla nas bardzo zaskakujące, bo w końcu wiemy, że w innych obszarach cywilizacyjnych pewne rzeczy są potępiane i piętnowane, choć u nas uchodzą za normalne. Bierze się to stąd, że żyjemy w kulturze indywidualizmu, która w centrum stawia jednostkę i jej prawa, co wydaje nam się najzupełniej oczywiste.

Tymczasem bynajmniej takie nie jest. To w zasadzie wyjątek od reguły. Niemal wszystkie kultury przyjmują bowiem perspektywę socjocentryczną, w której porządek moralny jest porządkiem społecznym (jak mówił pionier psychologii moralności Richard Schweder). To wciąż wydaje się w miarę jasne i niezbyt odkrywcze, wyjątkowymi czynią jednak teorię i badania Haidta dwa kolejne wnioski. Pierwszy, że ludzi o podobnych poglądach, przysłowiowych „dzikich", możemy znaleźć w najbliższym otoczeniu. I drugi, że to zachowanie owych „dzikich", czyli – mówiąc wprost – konserwatystów jest bardziej naturalne niż lewicowców (czy też liberałów, bo tą amerykańską terminologią posługują się naukowiec i jego tłumacz).

Odkrycia tego Haidt dokonał w jakimś stopniu przypadkiem, idąc śladem swojego mistrza (wspomnianego już wyżej Schwedera), który przedstawiał do oceny pewne zachowania Amerykanom i Hindusom. Okazało się, że podobne różnice, jak między tymi dwoma kulturami, można zaobserwować w samych Stanach Zjednoczonych. Psycholog dowiódł tego w dziesiątkach najróżniejszych badań (włącznie z naukowym „Kwestionariuszem fundamentów moralnych" wypełnionym przez ponad 150 tysięcy ankietowanych). Choć najbardziej obrazowy był stosowany przez niego na samym początku zestaw kilkunastu historyjek, w których reakcją większości ankietowanych było coś, co Haidt określa „osłupieniem moralnym", choć można by to też nazwać wstrętem, odrazą, potępieniem i pogardą. Niektóre z tych opowieści były groteskowe, np. o pewnym mężczyźnie, który zakupił martwego kurczaka, uprawiał z nim seks, a później go zjadł. Inne były bardziej serio, choćby anegdota o kobiecie, która tnie flagę USA, a ścinki spuszcza w toalecie. Jeszcze inne można uznać za całkiem poważne, np. opowieść o bracie i siostrze, którzy uprawiali ze sobą seks. Obydwoje byli dorośli, używali środków antykoncepcyjnych, a rzecz odbyła się za zgodą obu stron. A jednak reakcje zdecydowanej większości ankietowanych były negatywne.

Kiedy badacze przedstawiali im kolejne argumenty za, stosując kryterium utylitarne (czyli że „nikomu nie stała się krzywda, nie było świadków i nie ma negatywnych konsekwencji"), badani nie przyjmowali tych argumentów do wiadomości. Przyciśnięci do muru stwierdzali, że „tak się po prostu nie robi, każdy to wie". Oczywiście kazirodztwa dotyczyło to w stopniu największym, ale gros ankietowanych potępiała również seks z martwym kurczakiem i niszczenie flagi (to także działo się w zamkniętym pomieszczeniu). I teraz rzecz kluczowa: Im kto bardziej liberalny (czy też lewicowy, stosując polskie kryteria), tym mniej miał zastrzeżeń do postępowania bohaterów przywołanych wyżej historyjek. Najmocniej potępiali ich ludzie, których można uznać za konserwatystów (i którzy sami się za takich uważali).

Jakub Wojewódzki testuje

Przypomina to państwu coś? Zapewniam, że nie wybrałem tych opowieści specjalnie pod kątem polskiego czytelnika, takiego klucza użył sam Jonathan Haidt. A jednak zaskakująco przypomina to spory wstrząsające polską opinią publiczną. Kwestia legalizacji kazirodztwa stała się niedawno tematem nr 1 w mediach na długie tygodnie: powodem był prowokujący wpis na blogu Jana Hartmana dokładnie w duchu opisanego tu przykładu (nikt nikogo nie krzywdzi, seks jest między dorosłymi).

Jeśli zaś chodzi o barwy narodowe, to do dziś budzi ogromne namiętności ocena zachowania Kuby Wojewódzkiego, który w swoim programie zachęcał gości do wtykania flag w psie kupy (co skończyło się zresztą karą dla nadawcy, czyli TVN). Hartman został u nas potępiony niemal bezwarunkowo, zachowanie Wojewódzkiego też spotkało się z bardzo negatywnymi opiniami, i to znacznej części Polaków. To zaś świadczyłoby o tym, że jesteśmy społeczeństwem dość konserwatywnym. Ludzie, którzy mają takie właśnie poglądy, działają w podobnych sytuacjach, zdaniem Haidta, na zasadzie afektu. „Intuicje pojawiają się pierwsze, strategiczne rozumowanie – drugie" – twierdzi psycholog. Najpierw potępiają (choć może raczej należałoby powiedzieć, że „coś w nich" potępia), a potem szukają uzasadnień.

Psycholog i jego współpracownicy przeprowadzili dla potwierdzenia tej teorii wiele eksperymentów, do innych sięgnęli za zgodą ich autorów. Najciekawszy wydaje się ten z niemowlętami (półrocznymi i dziewięciomiesięcznymi). Otóż pokazywano im przedstawienie kukiełkowe, w którym najpierw jedna pacynka spychała inną z góry, a później jeszcze inna wspierała „alpinistkę". I okazało się, że maleńkie dzieci najchętniej przytulały się do tej pacynki, która udzielała pomocy. Nie rozumiały zaś zachowania tej, która przeszkadzała w dostaniu się na szczyt. Tego naukowcy się dowiedzieli, analizując pracę ich mózgów (warto zresztą dodać, że bardzo wiele opisanych w książce doświadczeń przeprowadzono we współpracy z neurologami). Równie interesujące wydają się przedstawione przez Haidta badania nad umysłowością psychopatów (mających na koncie zbrodnicze czyny), z których jasno wynika, że wielu z nich rozumie, co robi, ale nie czuje, że to coś niewłaściwego. To są właśnie ludzie nieposiadający elementarnych intuicji moralnych, przypadki bardzo rzadkie w ludzkich społecznościach, zdecydowanie odbiegające od normy.

A jaka jest ta norma, do której się odwołujemy? Różna u różnych ludzi, choć w naszych indywidualistycznych społeczeństwach Zachodu podejście do niej bardzo różni lewicowców (amerykańskich liberałów) od konserwatystów. Analizując różne kultury i intuicje moralne ich członków, psychologowie doszli do wniosku, że nasza moralność wspiera się na sześciu fundamentach. Są nimi: troska, sprawiedliwość, lojalność, autorytet, świętość i wolność. Każda z tych wartości ma swój negatywny awers, odpowiednio w kolejności: krzywdę, oszustwo, zdradę, bunt, upodlenie i ucisk.

Po przeanalizowaniu dziesiątków tysięcy ankiet Jonathan Haidt doszedł do wniosku, że lewicowcy (liberałowie) odwołują się w intuicjach moralnych przede wszystkim do dwóch: troski i wolności. Tym, co budzi ich największy sprzeciw, jest ucisk pokrzywdzonych. Natomiast dla konserwatystów równie ważne są intuicje odwołujące się do wszystkich sześciu fundamentów moralnych, choć ten dotyczący troski nie jest dla nich kluczowy.

Wojenko, wojenko

Czy to oznacza, że konserwatyści są bardziej moralni? Taki wniosek byłby może zbyt pochopny, ale z pewnością można powiedzieć, że pewne obszary, które dla ludzi o światopoglądzie lewicowym są neutralne, dla konserwatystów to ważne pole gry wartości. Bo to, co jest dla teorii Haidta podstawowe, to, o czym wyżej mowa, stosuje się również do polityki i religii. I stąd biorą się właśnie wojny kulturowe w Ameryce, a także te nasze – między „PiS-owskim ciemnogrodem" a popierającymi modernizację wyborcami PO nazywanymi przez ideowych przeciwników lemingami.

Ludzie mający te konkurencyjne światopoglądy nie są w stanie się ze sobą porozumieć, jako że nie pojmują pobudek kierujących ideologicznymi przeciwnikami. Dla konserwatystów takie wartości, jak patriotyzm, wiara, lojalność, czystość (w sensie religijnym), są kwestiami moralnymi, a dla lewicowców najczęściej nie. Druga strona nie może zaś zrozumieć, dlaczego ktoś się martwi o los uchodźców z Darfuru czy krzywdzonych zwierząt (jak amerykańscy liberałowie), skoro nie poświęca uwagi swoim współobywatelom.

I tu wracamy do kwestii politycznej. Otóż konserwatyści lepiej rozumieją psychologię moralności i dlatego potrafią ją wykorzystywać w walce o wynik wyborczy. Można wręcz powiedzieć, że zmonopolizowali tę sferę (i to nie tylko w USA, o których pisze Haidt, ale i u nas).

Samo współczucie dla grup pokrzywdzonych (do którego odwołuje się lewica) to jednak za mało, by budować trwałą wspólnotę polityczną. Dlatego też liberałowie odwołują się do resentymentu, wskazując takie lub inne ułomności elektoratu konserwatywnego i jego faworytów. Stąd oskarżanie tych ludzi przez lewicę o rasizm, homofobię, uleganie przesądom czy intelektualny prymitywizm. Przypomina to państwu coś? Choć to opowieść amerykańska, to, parafrazując „Króla Ubu", można powiedzieć, że rzecz dzieje się w Polsce, czyli wszędzie. A republikanów (Haidt napisał o nich głośny i kontrowersyjny esej „Dlaczego ludzie głosują na republikanów") bez problemu można zastąpić zwolennikami PiS, oskarżanymi przez część elit i mediów o wszystkie możliwe zbrodnie.

Tymczasem – wywodzi amerykański psycholog – konserwatyści i lewicowcy są jak yin i yang, które według starożytnej filozofii chińskiej są siłami pierwotnymi obecnymi w całym wszechświecie. Jak dzień i noc. Są to siły przeciwne sobie, ale jedna w zasadzie nie może istnieć bez drugiej. Choć tu Haidt nie dopatruje się metafizyki, lecz przyczyny widzi w ewolucji. Ludzie wybierają owe fundamenty moralne, tak jak wybiera się z jadłospisu – pewne rzeczy nam odpowiadają, a inne nie. Określa tę regułę zdaniem: „moralizujący umysł jest niczym język wyposażony w sześć receptorów smaku". Tak zatem autor „Prawego umysłu" wybiera drogę pośrednią między podejściem natywistycznym (moralność jest wrodzona) a empirycznym (moralności się uczymy). Choć, trzeba przyznać, skłania się jednak ku genom.

„Religio" znaczy więź

Jak na lewicowca i ateistę, który wcześniej odmawiał prawomocności poglądom konserwatywnym, Haidt posunął się dość daleko, ale prawdziwa bomba wybucha na koniec. Otóż w opozycji do nowych ateistów (z Dawkinsem na czele) i poglądów swojej własnej formacji umysłowej naukowiec wywodzi, że religia jest siłą bardzo pożyteczną. A konserwatywne normy chronią substancję społeczną. Bierze się to z tego, że w ewolucji premiowane są zdolności socjalne, umiejętność współdziałania. Owszem, walczymy o byt z innymi osobnikami naszego gatunku, czyli jesteśmy w 90 procentach szympansami, każdy chce znaleźć sobie jak najlepsze miejsce na gałęzi. Ale w 10 procentach jesteśmy pszczołami, czyli istotami społecznymi – wywodzi naukowiec. Stąd niechęć do wszystkich zachowań naruszających grupowy interes i tabu, takich jak homoseksualizm, kazirodztwo, kwestionowanie hierarchii czy świętości (naturalnym odruchem, zdaniem psychologa, jest wstręt do utopienia krucyfiksu w urynie, jak w słynnej pracy „Piss Christ", które to spostrzeżenie można zadedykować obrońcom Doroty Nieznalskiej).

Co więcej, Jonathan Haidt przekonująco dowodzi, że ludzie religijni i konserwatyści lepiej chronią kapitał moralny, budując więzi wewnątrz swojej społeczności. Dlatego należy takie wspólnoty hołubić, a nie zwalczać, jak dzieje się to i w Ameryce, i u nas, np. w przypadku zwolenników Radia Maryja. Owszem, i liberałowie mają swoje zasługi dla społeczeństwa (w kwestiach socjalnych, bo dbają o równość), jednak ich obrona w wykonaniu Haidta brzmi nad wyraz nieprzekonująco. Psycholog dowodzi, że o ile konserwatyści uczą się troski o pokrzywdzonych, o tyle druga strona raczej nie przyjmuje argumentów konserwatystów. Można wręcz mówić o skrajnej lewicowej nietolerancji wobec odmiennych poglądów.

Naukowiec pokazuje też na kilku przykładach, jak zawodzi inżynieria społeczna spod znaku lewicy, mająca naprawić stosunki w rodzinach czy społecznościach, Tak zatem, by podsumować ewolucję autora „Prawego umysłu" (w tytule chodzi o prawość, a nie o prawicowość), można powiedzieć, że ateista dochodzi do wniosku, że religia jest potrzebna, a liberał – że konserwatyzm jest niezwykle pożyteczny. Można nawet odnieść wrażenie, że Jonathan Haidt wbrew własnej woli miałby ochotę przyznać rację konserwatystom, tylko boi się tego zrobić (pokazuje np., że od społeczeństwa kierującego się moralnością lewicy blisko do anomii, czyli zaniku wszelkich norm).

Ale wtedy należy przywołać trzecią, najważniejszą zasadę jego teorii, która trochę kojarzy się z odkrywczą, ale dającą się interpretować na wiele sposobów, koncepcją Marshalla McLuhana na temat mediów (z której pochodzi np. niezwykle trafne i jednocześnie wieloznaczne określenie globalna wioska). Otóż zasada, o której mowa, brzmi: „moralność wiąże i zaślepia", co oznacza, że ma ona pozytywne skutki, tworząc wspólnotę, ale może mieć również negatywne, gdy wspólnota, która z natury jest plemienna, uzna, że jej słuszne cele uzasadniają przemoc. I dlatego lepiej jest, gdy różne matriksy moralne, jak nazywa je Haidt, współistnieją, niż gdy zwolennicy jednego przymuszają resztę do uznawania swoich wartości.

Na okładce amerykańskiego wydania książki „Prawy umysł" zamiast jednej z liter widnieje wyprostowany środkowy palec uniesiony w obscenicznym geście. Komu lub czemu autor pokazuje tzw. faka, nie jest jasne, ale wystarczy już lektura noty o pracy Jonathana Haidta i jej podtytuł („Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?"), by przypisać owemu gestowi kilka znaczeń. Na przykład takie, że prawica i lewica, liberałowie i konserwatyści, tak właśnie się traktują, nie potrafiąc uznać swoich racji i nie rozumiejąc, jak głębokie są przyczyny światopoglądowych podziałów. Albo taki, że racjonalny umysł, chcąc okiełznać intuicje moralne, spotyka się z podobną reakcją. Czy taki wreszcie, że sam autor – naukowiec, typowy amerykański jajogłowy liberał – pokazuje środkowy palec ludziom o podobnych poglądach, którym się wydaje, że ich ideowi przeciwnicy są pozbawionymi mózgów troglodytami.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą