Rozmowa z Tadeuszem Majdą, turkologiem, o stosunkach polsko-tureckich na przestrzeni wieków

W Stambule Salomeę Halpirową zaliczano do najważniejszych lekarzy. Z jej porad korzystali cudzoziemcy i dwór, zapewniała też opiekę lekarską kobietom z sułtańskiego haremu. Takie osoby jak Halpirowa miały znakomity wpływ na postrzeganie Polski w Turcji - mówi "Rzeczpospolitej" Tadeusz Majda, turkolog

Aktualizacja: 04.01.2015 15:57 Publikacja: 04.01.2015 00:00

Namiot wezyra – jeden z wielu „łupów wiedeńskich”, wystawiany na Wawelu

Namiot wezyra – jeden z wielu „łupów wiedeńskich”, wystawiany na Wawelu

Foto: EAST NEWS/Jan Graczyński

Polskę i Turcję łączą ciekawe więzy. W minionym roku minęło 600 lat od nawiązania stosunków dyplomatycznych, handlowych i kulturalnych. Nasze kraje toczyły też liczne wojny. Wpływy tureckie widać wyraźnie w polskiej kulturze, języku, obyczajach. Czy były duże, jeśli porównać je z takimi krajami, jak Francja, Niemcy czy Włochy?

Europa oddziaływała na Polskę o wiele wcześniej niż Turcja. Ale Turcja przez co najmniej trzy stulecia, od wieku XVI po XVIII, odgrywała niemal równorzędną rolę. Przez ten długi okres jej wpływy były naprawdę duże. Przy tym były to wpływy całego Bliskiego Wschodu, również Persji i krajów arabskich. Wszystko, co stamtąd przejmowaliśmy, docierało przez Turcję.

Czy kontaktów między Polakami i Turkami nie utrudniały różnice wiary?


Raczej nie, mimo ogólnie negatywnego stosunku do islamu. W XVII wieku w Polsce zrodziła się literatura polemiczna dyskredytująca islam, Koran i Mahometa. Reprezentowali tę literaturę, zwaną turcicami, tacy znani pisarze jak Stanisław Orzechowski. Była to odpowiedź na zdobycze świata islamu w Europie i wyraz lęku wobec zagrożenia.

Za to polscy wysłannicy czy podróżni o Turcji i Turkach pisali z uznaniem.


W opisach i relacjach uczestników polskich poselstw widać z reguły zaciekawienie Turkami i ich kulturą. Wiele jest celnych spostrzeżeń formułowanych z pozycji ludzi z zewnątrz, zainteresowanych inną kulturą i na ogół bardzo życzliwych Turkom. O charakterze Turków wszyscy wyrażają się pozytywnie, chwaląc zwłaszcza ich gościnność i uczciwość. Nigdy nie skarżą się na Turków polscy pielgrzymi podróżujący do Ziemi Świętej. Nie zdarza się, by traktowano ich wrogo dlatego tylko, że są chrześcijanami.

Co Polakom najbardziej podobało się w Turcji?

Na przykład karawanseraje, przedstawiane jako wspaniałe miejsca dla podróżnych – bo w Europie takich domów nie było. Interesowano się świątyniami; opisywano zwłaszcza najsłynniejsze budowle, takie jak Hagia Sophia i Błękitny Meczet w Stambule. Bazary wschodnie budziły równie duże zaciekawienie swą architekturą, odmiennością i bogactwem towarów. W relacjach posłów bardzo często wspominany jest sułtański pałac Topkapi.

Obejrzałam niedawno turecki film „Fetih" (Zdobycie), opowiadający o zdobyciu Konstantynopola przez sułtana Mehmeta II. Gdyby nie język, trudno byłoby się oprzeć wrażeniu, że oglądamy polską szlachtę. Turcy noszą kontusze, pasy i kołpaki. Jak to się stało, że nasza szlachta przejęła stroje tureckie?

Na to złożyły się różne czynniki, zwłaszcza gusty szlachty. Nie bez znaczenia mogła też być ideologia sarmatyzmu. Od Sarmatów, ludu pochodzenia irańskiego, szlachta wywodziła swe pochodzenie, a to nastawiało ją przychylnie do Orientu i sprzyjało przejmowaniu wschodnich wzorów. Tym bardziej że strój wschodni jest bardzo okazały w porównaniu z ubiorami, które noszono wówczas w Polsce – skromnymi, szarymi, o mało wyrafinowanym kroju. Moda orientalna zaczyna się już w XV wieku. Ciekawych ilustracji ówczesnej mody szlachty, ale także mieszczaństwa, dostarcza kodeks Baltazara Behema: na jednej z barwnych miniatur obok mieszczanina ubranego skromnie, „po europejsku", widnieje inny, odziany na sposób orientalny: w kaftanie przepasanym pasem, z turbanem, w baczmagach.

Czy przejmowano także tureckie obyczaje?

Owszem, poczynając od picia kawy – po turecku kahve, z arabska kahua – które zaczęło się rozpowszechniać po bitwie pod Wiedniem. Przejęto również wschodni zwyczaj palenia tytoniu. Znalazło to wyraz w słownictwie – wyrażenie „lulki palić" pochodzi od tureckiego wyrazu lüle, oznaczającego długi cybuch do palenia tytoniu. Jest też wojskowy obyczaj kurdeszu, upamiętniony w znanej pieśni o braterstwie: „Kurdesz, kurdesz, nad kurdeszami." Po turecku kardesz znaczy brat, a wśród Turków bardzo silna jest tradycja braterstwa krwi między żołnierzami. Tradycja kurdeszu, jak się zdaje, tam właśnie ma swe źródło. Również podgalanie głów z czubem jest tureckim zwyczajem.

Za to kuchnia turecka pozostała chyba bez większego wpływu na polską. Nawet jeśli z tureckiego wywodzą się nazwy niektórych warzyw, choćby bakłażana.

Raczej nie, choć warto wiedzieć, że kaszę gryczaną nazywa się też tatarką; być może ta roślina przyszła ze Wschodu, z ziem znajdujących się we władaniu Tatarów. Za to przyjęły się w Polsce tureckie słodycze, zwłaszcza chałwa i rachatłukum, zwane po turecku lokum – kawałek, smakołyk. Rahat znaczy spokój, ukojenie – a zatem nazwa sugeruje przyjemność, jaką odczuwa się, jedząc ten przysmak.

Wpływy tureckie przesączały się więc do Polski nieustannie, przez wieki.

Tak, ich apogeum odnotowuje się za panowania Jana III Sobieskiego. Objęły one wiele sfer życia, poza architekturą i malarstwem, i w dużej mierze były skutkiem intensywnej wymiany handlowej.

Nawet w czasie wojen?

Handel, choć utrudniony, nie ustawał nawet w czasach zatargów i pogranicznych wojen. Dzięki sprowadzanym z Turcji towarom Polacy poznawali nowe rodzaje tkanin, nieznane wyroby, inną kolorystykę. Bardzo wiele wyrobów, zwłaszcza kaftanów, otrzymywali podczas audiencji w seraju. Każdy członek poselstwa był obdarowywany kaftanem, a sam poseł i wyższej rangi członkowie poselstwa nawet kilkoma. Niektóre zapewne noszono bez przerabiania.

A czy można mówić o wpływach Polaków czy kultury polskiej w Turcji?

Nie odnotowujemy takich przykładów. Kto w dawnych czasach udawał się do Turcji? Posłowie i kupcy. Czy mogli być nośnikiem zachowań i zwyczajów? Raczej nie. Posłowie przyjeżdżali, przebywali w Stambule i wyjeżdżali. Kupcy z kolei bardzo często nie byli rdzennymi Polakami. Byli to często polscy Ormianie i Żydzi. Jaki to mógł być wzorzec dla Turków? Bardzo ograniczony.

Ale w ręce Turków, pod Warną czy pod Chocimiem, też wpadały łupy wojenne. Co się z nimi działo?

Właściwie nie bardzo wiemy. W archiwach zachowano listy podarków, ale nie łupów. Podarki przywoziło każde polskie poselstwo. Turkom ofiarowywano wyroby ze srebra i złota, zegary, które bardzo w Turcji ceniono, bursztyn, konie, psy, dużo wyrobów rzemiosła, zwłaszcza dzbany i misy. Tureckie poselstwa przywoziły w prezencie tkaniny, ozdobną inkrustowaną broń, kobierce.

Zwycięstwo pod Wiedniem w 1683 roku stanowiło istotną cezurę w polsko-tureckich stosunkach politycznych. Czy miało też znaczenie dla kontaktów bezpośrednich?

Po bitwie wiedeńskiej kontakty handlowe nie ustały, a po pokoju karłowickim z 1699 roku na nowo wznowiono kontakty dyplomatyczne. Zwycięstwo pod Wiedniem, podobnie jak wszystkie duże bitwy, przyniosło zwycięzcom bogate łupy. Wspaniałe wyroby – broń, tkaniny, namioty, a także inne wyroby rzemiosła, które trafiały do pałaców i dworów. Powstawały bogate kolekcje orientaliów. Ulubionymi wyrobami sprowadzanymi wówczas do Polski były tureckie i perskie kobierce, jastyki, czyli duże poduszki – od tego słowa pochodzi późniejszy wyraz „jasiek" – wreszcie zasłony, kotary i przykrycia na łoża.

Czyli to Turcy zaszczepili naszym przodkom zamiłowanie do obwieszania ścian tkaninami?

Wszystko na to wskazuje. W kulturze materialnej Turcji tkaniny odgrywały ogromną rolę. Pierwotnie miały jednak inną funkcję. Na przykład makata. W języku tureckim jest zapożyczeniem z arabskiego – mu'akkad oznacza budowlę zwieńczoną kopułą; taką budowlą była na przykład sala posiedzeń tureckiego Wielkiego Dywanu w pałacu Topkapi. Wnętrza tureckich domów miały niskie ławy przykrywane tkaninami lub kobiercami. Tkaniny w rodzaju polskiej makaty służyły zatem do przykrywania ław. Były ważnym i częstym elementem wyposażenia domów szlacheckich. W Polsce jednak szybko powędrowały na ściany, gdzie zawisły obok kilimów i kobierców. We Włoszech z kolei był zwyczaj zawieszania kobierców na balkonach i w oknach w czasie różnych uroczystości. Tkaniny te spełniały także użytkową funkcję w kościołach, przy ołtarzu. Przykładów takiego zastosowania orientalnych kobierców dostarczają obrazy europejskich mistrzów.

Czy tak mógł się zrodzić zwyczaj umieszczania obrazów na tle dywaników podczas procesji Bożego Ciała?

Trudno to potwierdzić, ale z pewnością Kościół nie dostrzegał obcego elementu w orientalnych tkaninach, nawet mających inskrypcje arabskie. Ważna było tylko ich wartość. Tkaniny tak drogocenne samą swą obecnością podnosiły rangę wydarzeń czy miejsc. Kobierce kładziono więc na przykład u stopni ołtarza, nie zważając, że są na nich orientalne napisy. To się nie kłóciło.

Jakie znaczenie dla wzajemnych stosunków miała obecność Polaków w Turcji, nie tylko posłów? Byli przecież tacy, którzy przyjęli islam i doszli do wysokich stanowisk na dworze sułtańskim. Zachowali świadomość, że są Polakami?

Mieli ją tacy ludzie jak Wojciech Bobowski, znany jako Ali Bej, czy Ibrahim Bej, czyli Joachim Strasz. Bobowski, żyjący w XVII wieku, to jedna z najwybitniejszych osób polskiego pochodzenia w historii Turcji. Uprowadzony do Turcji w młodym wieku, osiągnął najwyższe stanowisko głównego tłumacza dworu. Przez cały czas utrzymywał kontakty z Polską i z przyjezdnymi Polakami. Podejmował się nawet uczenia języka tureckiego tych, którzy w tym celu, z polecenia króla, przyjeżdżali do Turcji. Wcześniej, w XVI wieku, podobną funkcję i rangę miał Strasz. Obaj, podobnie jak inni tureccy Polacy, byli chyba świadomi dwoistości swego położenia. Czuli więź z Polską, a jednocześnie mieli poczucie obowiązku w stosunku do nowej ojczyzny. W Polsce doceniano ich znaczenie jako łączników z Turcją, rozumiejąc, że są w stanie załatwić wiele spraw z korzyścią dla Rzeczypospolitej. Chociaż przyjęli islam, nie uważano ich za renegatów.

W XIX wieku sporą społeczność polską stworzyły kolejne fale popowstaniowe. Wybierano Turcję, bo była wrogiem Rosji. Wielu Polaków położyło niemałe zasługi w rozwoju Turcji.

Tak, i byli tam bardzo dobrze widziani. Turcy doceniali wielki wkład Polaków w unowocześnienie ich kraju na polu przede wszystkim techniki – kolejnictwa, łączności, telegrafu – oraz medycyny. W tej ostatniej dziedzinie Polska zapisała się doskonale już wcześniej, za sprawą słynnej lekarki Salomei Halpirowej. Była to Polka, która w XVIII wieku znalazła się w Stambule z mężem, Niemcem z pochodzenia. Nie miała formalnego wykształcenia medycznego, ale przy mężu lekarzu wyuczyła się fachu, szczególnie okulistyki. W Stambule zapracowała sobie na tak doskonałą opinię, że zaliczano ją do najważniejszych lekarzy w mieście. Z porad Halpirowej korzystali cudzoziemcy i dwór, zapewniała też opiekę lekarską kobietom z sułtańskiego haremu. To zadziwiająca historia.

Czy w XIX-wiecznej Turcji wymagano od Polaków przyjęcia wiary muzułmańskiej? Na islam przeszli generał Józef Bem, od tego momentu Murad Pasza, i Michał Czajkowski, pisarz i wojskowy, znany pod tureckim imieniem Sadyk Pasza. A inni?

Przejścia na islam oczekiwano tylko od tych, którzy aspirowali do wysokich stanowisk w wojsku i administracji. Na niższych szczeblach nie było przymusu przyjęcia islamu. Ale niektórzy Polacy, mimo wewnętrznych oporów, decydowali się na to, by się zabezpieczyć przed ewentualną deportacją do Rosji. Wielu powstańców było poddanymi rosyjskimi i Rosja żądała ich wydania. Wojsko to zupełnie inna sprawa. Zaangażowani w poczynania wojskowe, tacy jak Bem czy Czajkowski, działali w przekonaniu, że ich praca służy wyzwoleniu Polski. Niektórych zatrudniano w administracji. Bem na przykład został gubernatorem Aleppo w Syrii. Tam też zmarł i został pochowany; dopiero w okresie międzywojennym jego prochy przeniesiono do rodzinnego Tarnowa.

Czy słuszne jest używanie słowa Turcja, kiedy mowa o czasach sułtańskich? Może należy raczej mówić o imperium osmańskim?

Można używać obu określeń. W Polsce w porównaniu z innymi krajami bardzo wcześnie zaczęto używać formy Turcja i Turcy. Chociaż w dawnych czasach sami Turcy nie określali siebie tym mianem.

A jakim?

W dawnych podręcznikach dla Europejczyków podróżujących do Turcji – było to coś w rodzaju dzisiejszych rozmówek – znajdowały się pytania, jakie można zadać, i typowe odpowiedzi. Na przykład na pytania: „Skąd pochodzisz, jak się nazywasz?" – dawano odpowiedź: „Jestem muzułmaninem". To pokazuje, że odpowiadający identyfikował się z religią, a nie z narodem czy państwem. Później, kiedy imperium osmańskie stało się potężnym mocarstwem, pojawia się identyfikacja z dynastią: „Jestem Osmaninem". Bardzo często też ludzie odwołują się do pochodzenia z prowincji czy miasta.

Ponieważ Polskę i Turcję łączyło tak dużo, trudno się dziwić, że wiele słów tureckich przeniknęło do polszczyzny. Jaki był tego mechanizm?

Poprzez kontakty wojskowe i handlowe – i to dwiema drogami. Zanim nastały kontakty z Turcją osmańską, do Polski przez Ruś Kijowską docierały wpływy ze wschodniej Europy, gdzie dość wcześnie osiedlały się ludy pochodzenia tureckiego – Chazarowie, Pieczengowie, Kłobucy, Połowcy. Od nich zaczerpnęliśmy wiele nazw broni, na przykład kańczug i buzdygan, a nawet taki wyraz jak kobierzec, tureckie köber. Mechanizm był prosty: zapożyczano nazwy sprowadzanych wyrobów.

Turcja odgrywała więc rolę pośrednika?

Tak. Wiele słów arabskich trafiało do naszego języka za pośrednictwem tureckiego. Najwięcej zapożyczeń przypada na wiek XVII, gdy w użyciu było w Polsce bardzo dużo słów pochodzenia tureckiego. Tkaniny, strój, broń, oporządzenie konia – to są dziedziny, w których zapożyczono najwięcej wyrazów. Ale nie tylko. Był na przykład w użyciu czasownik „manzułować" (forma oboczna małzułować) – zdjąć kogoś z urzędu. To wyraz ze sfery administracji, wywodzi się z języka arabskiego, z formy gwarowej.

Weźmy nazwy tkanin. Określeń wywodzących się z języka tureckiego jest w polszczyźnie mnóstwo. Nie wszystkie przetrwały do dziś. Ale na przykład dawniej często używaną tkaniną wschodnią był muchajer. Słowo to pochodzi z języka arabskiego – muchajjar, forma turecka muhajr, co znaczy wyborny, wybrany. Tkaniny muchajerowe były przedniego wyrobu, bardzo delikatne, z cienkiej wełny. Inne zapożyczenie to ałtembas – złotogłów, czyli złota tkanina – z tureckiego ałtyn – złoty, i bez – płótno. Popularne były baczmagi, po turecku baszmag – wysokie buty skórzane, safianowe, które nosiła szlachta. Dziś jeszcze używane jest słowo „papucie" – z tureckiego papuç, buty o krótszej cholewce, a dzisiaj w języku tureckim określenie obuwia. Są też inne do dzisiaj popularne słowa, takie jak majdan, czyli plac, lub talizman.

A broń?

W języku polskim zadomowiły się dziesiątki tureckich słów, poczynając od szabli typu tureckiego zwanej kilidż lub kyłydż, z tureckiego kyłycz. Inne rodzaje broni zapożyczonej od Turków to kałkan, rodzaj lekkiej tarczy wykonanej z rotangu lub wikliny, sajdak na łuk i kołczan na strzały. Czaprak to derka do przykrywania konia pod siodło. Wiele z tych wyrazów jeszcze dzisiaj jest w użyciu.

Od Turków przejmowaliśmy też symbole.

Przede wszystkim buławę. Bo w Polsce buława przestała być bronią, a stała się symbolem władzy hetmana. Ciekawe, że w Turcji nie ma ona rangi tak bardzo symbolicznej. W dawnej Turcji buławę często noszą urzędnicy wysokiego szczebla, widać to na miniaturach, ale to wszystko. Symbolem władzy najwyższej był buńczuk. Przejęliśmy go także, ale jego waga nie jest porównywalna z buławą.

Turcja nie uznała rozbiorów Polski. Czy prawdą jest jednak opowieść o słowach, które padły na posiedzeniu Wielkiej Porty: „Poseł Lechistanu nie przybył z powodu złego stanu dróg"?

To się mogło zdarzyć, tylko że nie ma o tym bezpośredniego świadectwa pisanego. Tradycyjnie szambelan wzywał kolejno posłów różnych krajów. Mogło być tak, że gdy padła nazwa Lechistan, zapadła cisza. „Poseł nie przybył, nie wiadomo dlaczego" – padła zapewne odpowiedź. Nie objaśniano przecież, że poseł nie mógł przyjechać, bo Polski już nie ma. Być może to się w jakiś sposób utrwaliło i obrosło w piękną dla nas legendę, która uwypukla fakt polityczny: że Turcja sprzeciwiała się rozbiorom i formalnie nigdy ich nie uznała.

Prof. dr hab. Tadeusz Majda jest turkologiem, wieloletnim kierownikiem Zakładu Turkologii i Ludów Azji Środkowej Uniwersytetu Warszawskiego. Jest też kuratorem Zbiorów Sztuki Orientalnej Muzeum Narodowego w Warszawie i doktorem honoris causa Uniwersytetu w Ankarze

Więcej pokoju niż wojen

Gdyby zapytać przeciętnego Polaka, co wie o historii Turcji i jej stosunków z Polską, idę o zakład, że jego wiedza sprowadza się do stwierdzenia, iż oba kraje nieustannie toczyły ze sobą wojny. Wojny, owszem, były – ale czy nieustanne? Wcale nie. Rzeczpospolita i imperium osmańskie prowadziły je właściwie tylko w XVII wieku. Owszem, w 1444 roku Władysław Warneńczyk zginął z rąk Turków pod Warną, ale w wojnę wdał się nie jako król Polski, lecz jako władca Węgier. Kwartalnik „Herito" wyliczył, że Polska i Turcja w stanie wojny były zaledwie 25 lat, a pokój w Karłowicach, zawarty w 1699 roku, definitywnie zakończył czas konfrontacji.

W stosunkach polsko-tureckich pokoju było zdecydowanie więcej niż wojen. I to czas pokoju, czas intensywnych kontaktów dyplomatycznych i handlowych, pozostawił najtrwalszy ślad.

Z żadnym chyba krajem nie łączą nas więzy tak szczególne jak właśnie z Turcją – „stosunki specjalne", można by rzec, trawestując znane określenie więzów brytyjsko-amerykańskich. Miniony rok zaś przyniósł obchody wyjątkowej rocznicy: 600-lecia nawiązania stosunków dyplomatycznych. Od 1414 roku, gdy na dwór sułtana Mehmeta I w Adrianopolu (po turecku: Edirne) przybyli pierwsi polscy posłowie: Skarbek z Góry i Grzegorz Ormianin, trwają one nieprzerwanie do dziś. To ewenement w skali światowej, tym bardziej że łączą one kraje tak bardzo odmienne.     —t.t.s.

Polskę i Turcję łączą ciekawe więzy. W minionym roku minęło 600 lat od nawiązania stosunków dyplomatycznych, handlowych i kulturalnych. Nasze kraje toczyły też liczne wojny. Wpływy tureckie widać wyraźnie w polskiej kulturze, języku, obyczajach. Czy były duże, jeśli porównać je z takimi krajami, jak Francja, Niemcy czy Włochy?

Europa oddziaływała na Polskę o wiele wcześniej niż Turcja. Ale Turcja przez co najmniej trzy stulecia, od wieku XVI po XVIII, odgrywała niemal równorzędną rolę. Przez ten długi okres jej wpływy były naprawdę duże. Przy tym były to wpływy całego Bliskiego Wschodu, również Persji i krajów arabskich. Wszystko, co stamtąd przejmowaliśmy, docierało przez Turcję.

Czy kontaktów między Polakami i Turkami nie utrudniały różnice wiary?


Raczej nie, mimo ogólnie negatywnego stosunku do islamu. W XVII wieku w Polsce zrodziła się literatura polemiczna dyskredytująca islam, Koran i Mahometa. Reprezentowali tę literaturę, zwaną turcicami, tacy znani pisarze jak Stanisław Orzechowski. Była to odpowiedź na zdobycze świata islamu w Europie i wyraz lęku wobec zagrożenia.

Za to polscy wysłannicy czy podróżni o Turcji i Turkach pisali z uznaniem.


W opisach i relacjach uczestników polskich poselstw widać z reguły zaciekawienie Turkami i ich kulturą. Wiele jest celnych spostrzeżeń formułowanych z pozycji ludzi z zewnątrz, zainteresowanych inną kulturą i na ogół bardzo życzliwych Turkom. O charakterze Turków wszyscy wyrażają się pozytywnie, chwaląc zwłaszcza ich gościnność i uczciwość. Nigdy nie skarżą się na Turków polscy pielgrzymi podróżujący do Ziemi Świętej. Nie zdarza się, by traktowano ich wrogo dlatego tylko, że są chrześcijanami.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej