Jan Maciejewski: Jeszcze nie. Nigdy nie

Miłość i opowieść nie chcą odwlec swojego zakończenia, ale je unicestwić. Dobra opowieść, jak prawdziwa miłość, jest tą, która postanowiła, że nigdy się nie skończy.

Publikacja: 20.06.2025 13:20

John Singleton Copley, „Wniebowstąpienie”

John Singleton Copley, „Wniebowstąpienie”

Foto: domena publiczna/wikimedia commons

Jeśli chcemy się przekonać o jakości danej opowieści, musimy zaczekać do jej zakończenia. Po to, żeby nie tyle zobaczyć, JAK się skończy, ale ILE RAZY będzie to robić. Jeśli urwie się nagle – jednym, choćby i najbardziej efektownym zdaniem lub sceną – straciliśmy niepotrzebnie czas. Zyskaliśmy go natomiast, jeżeli historia będzie swoje odejście przeciągać w nieskończoność, rozszczepiać ostatnią kropkę na atomy, ociągać się, zarzekać jak dzieci nad pudełkiem czekoladek („Jeszcze jedna, to już ostatnia. Teraz już naprawdę – najostatniejsza”). Jak w Trylogii: może jeszcze jeden ślub albo chociaż zaręczyny? Jeszcze jeden pogrzeb, ostatnia – już naprawdę – mowa. Albo chociaż jakaś bitwa. Czy we „Władcy Pierścieni”: ile razy można robić porządki po Wielkim Złu? I ile jeszcze będzie tych pożegnań na brzegu Szarej Przystani?

Bo z opowieściami jest jak z żegnającymi się nad ranem kochankami. „Idź już” – „już idę”; „śpij dobrze” – „ty też”; „jeszcze moment” – „byle krótki”. Cała ta powtarzająca się od wieków gra na czas sprowadza się do jednego: „jesteś? – jestem; będziesz? – będę”. Teraz odejdę, ale tylko na chwilę. I na niby. Jeżeli tyle wcześniejszych pożegnań było udawanych, to czym to teraz miałoby się od nich różnić? Jeszcze jeden rzut oka przez ramię. Jeszcze nie zniknął za rogiem.

Miłość i opowieść nie chcą odwlec swojego zakończenia, ale je unicestwić. Oszukać, ale nie czas (blednący z każdą chwilą świt; kartkę papieru, na której nie ma już więcej miejsca), tylko rzeczywistość. Dobra opowieść, jak prawdziwa miłość, jest tą, która postanowiła, że nigdy się nie skończy.

Czytaj więcej

Paweł Łepkowski: Spór o naturę Jezusa

„Noli me tangere” – fraza tak niezwykła i tajemnicza, że aż trzeba było użyć jej jako nazwy kwiatu. „Nie dotykaj mnie” – mówi Jezus do Marii Magdaleny już po zmartwychwstaniu. A więc wolno jej było to robić – ustami, włosami, olejkiem, „przy ludziach” – ledwie kilka dni wcześniej, a kiedy nareszcie, pewnie pierwszy i ostatni, raz są sami – już nie? Za moment pozwoli się dotknąć niedowiarkowi, teraz zabrania tego samego kochającej. „Nie dotykaj mnie, bo jeszcze nie wstąpiłem do Ojca”. Jeszcze teraz mnie nie dotkniesz, bo mogłabyś pomyśleć, że to już jest koniec. A to dopiero początek.

Pod względem liczby „fałszywych zakończeń” Ewangelia bije na głowę nawet Tolkiena i Sienkiewicza razem wziętych. Od ostatniej wieczerzy aż do wniebowstąpienia, dochodzi do nich w zasadzie codziennie. Ogrójec, krzyż, pusty grób, a potem każda z tych wizyt – nad jeziorem, mimo zamkniętych drzwi, na drodze – zaczynających się równie niespodziewanie, co bez ostrzeżenia dobiegających końca. I za każdym razem ta sama myśl: a może to już był TEN, ostatni raz? A potem okazywało się, że to tak samo jak z lotem w kosmos pana Sławosza: jeszcze nie tym razem.

Czytaj więcej

Polska nie jest Chrystusem narodów, ale kozłem ofiarnym Europy

I to już niby ostateczne pożegnanie – przed wstąpieniem do nieba – też było dopiero warunkiem możliwości innej formy obecności. Dużo bardziej namacalnej. Bo gdyby wtedy nie zniknął, nie pojawiłyby się sakramenty. Jeśli nie ulotniłby się na obłoku z Judei dwa tysiące lat temu, nie mógłby być obecny w tej chwili ledwie kilkaset metrów od miejsca, w którym pisze te słowa, w Najświętszym Sakramencie. „Noli me tangere”, nie dotykaj mnie, bo już za chwilę dam ci dużo więcej. Będziesz mnie mogła w siebie wchłonąć. Miłość nie może się obyć bez dotyku – byłaby tylko nieludzką fantazją oszalałego higienisty. Każdy sakrament opiera się na zetknięciu materii – wody, oleju, soli – z ludzkim ciałem. Ale tylko eucharystia, spotkanie dwóch ciał, polega na jedzeniu. To już Arystoteles zauważył, że spośród wszystkich zwierząt ludzki język jest „najruchliwszy, najmiększy i najszerszy, dzięki czemu jest najodpowiedniejszy do odbierania wrażeń, najwrażliwszy na dotyk”. Boże Ciało dotyka ciała człowieka tam, gdzie to drugie jest najbardziej „dotykalne”.

I jak każdy pocałunek, najbardziej dotkliwy z dotyków, powtarza tamten dialog: „jesteś? – jestem; będziesz? – będę”.

Jeśli chcemy się przekonać o jakości danej opowieści, musimy zaczekać do jej zakończenia. Po to, żeby nie tyle zobaczyć, JAK się skończy, ale ILE RAZY będzie to robić. Jeśli urwie się nagle – jednym, choćby i najbardziej efektownym zdaniem lub sceną – straciliśmy niepotrzebnie czas. Zyskaliśmy go natomiast, jeżeli historia będzie swoje odejście przeciągać w nieskończoność, rozszczepiać ostatnią kropkę na atomy, ociągać się, zarzekać jak dzieci nad pudełkiem czekoladek („Jeszcze jedna, to już ostatnia. Teraz już naprawdę – najostatniejsza”). Jak w Trylogii: może jeszcze jeden ślub albo chociaż zaręczyny? Jeszcze jeden pogrzeb, ostatnia – już naprawdę – mowa. Albo chociaż jakaś bitwa. Czy we „Władcy Pierścieni”: ile razy można robić porządki po Wielkim Złu? I ile jeszcze będzie tych pożegnań na brzegu Szarej Przystani?

Pozostało jeszcze 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”