Piękną płytę „My Life” z interpretacjami genialnego pianisty Dominika Wani podarowałeś sobie i nam na siedemdziesiątkę. Ale jak myślisz – kim byś był, gdybyś urodził się dzisiaj albo dekadę lub dwie temu? Miałbyś szansę na to wszystko, czego dokonałeś?
Wątpię, żebym miał jakąkolwiek szansę, bo jak patrzę na to, co się dzieje dzisiaj w kulturze, co się dzieje na świecie generalnie, to młodzi twórcy i kompozytorzy, którzy zaczynają swoją karierę, a zwłaszcza kompozytorzy muzyki klasycznej czy tej na pograniczu klasycznej i jazzu, mają szanse niewielkie. Sprzedaż płyt kompletnie upadła i została zastąpiona mediami elektronicznymi, Spotify i innymi digitalowymi platformami. Z jednej strony twórcy mają niby łatwy dostęp do publiczności, bo można dzisiaj coś nagrać i za pół godziny to wyemitować, pochwalić się przed słuchaczami na całym świecie, ale żeby coś nagrać, trzeba za to zapłacić, a wytwórnie płytowe nie dają już żadnych zaliczek za muzykę, którą określa się niszową. Jedna z moich ukochanych firm fonograficznych ECM, dla której nagrywali m.in. Keith Jarrett, Jan Garbarek, Tomasz Stańko, a teraz Dominik Wania, ledwo wiąże koniec z końcem.