Była dziennikarka „Rzeczpospolitej" przeprowadziła wywiady z siedmioma byłymi szefami telewizji publicznej. Rozmowy te nie pozostawiają złudzeń: niezależność telewizji publicznej od polityków oraz realizacja przez TVP misji to pobożne życzenia.
Nasuwa się myśl, że w polskich warunkach ma to w dużym stopniu związek z tym, że owo medium jest po prostu reliktem PRL. Symbolicznej wymowy nabierają przedśmiertne słowa Macieja Szczepańskiego (zmarł kilka miesięcy po ukazaniu się książki), sławnego prezesa Radiokomitetu z czasów Edwarda Gierka: „Telewizja jest zawsze polityczna i zawsze próbuje wykonywać jakieś polityczne zadania".
Ktoś mógłby pomyśleć, że stary komuch do końca życia patrzył na rzeczywistość przez komusze okulary. Ale i wypowiedzi szefów TVP, już z epoki III RP, świadczą o tym, że pomimo przejścia z dyktatury do demokracji i przekształcenia telewizji publicznej z organu władzy (tak, tak, funkcja prezesa Radiokomitetu była rangi ministerialnej!) w spółkę akcyjną Skarbu Państwa nie udało się wypracować mechanizmów, które uniezależniałyby to medium od bieżących zawieruch politycznych.
Nie ma się zresztą czemu dziwić, skoro także środowiska postsolidarnościowe od początku transformacji ustrojowej uważały TVP za narzędzie zdobywania i utrzymywania władzy. Znamienne są wspomnienia Jana Dworaka z prezydenckiej kampanii wyborczej w roku 1990. Był on wtedy zastępcą prezesa Radiokomitetu, Andrzeja Drawicza i postrzegano go jako człowieka, który działa na rzecz Tadeusza Mazowieckiego. Dworak opowiada, że dziwnie się poczuł, gdy po porażce ówczesnego premiera usłyszał od jednego z jego zwolenników: „Przez ciebie to wszystko! To przez ciebie ta przegrana!".
Podobne sytuacje miał w okresie swojego szefowania TVP Wiesław Walendziak. Jego ekipa, do której przylgnęło określenie „pampersi", uchodziła na Woronicza za grupę młodych prawicowych radykałów stawiających sobie za cel dekomunizację Polski.