Ten model jest nieskuteczny, służy wypychaniu słabszych uczniów na margines, czyli zwiększa nierówności społeczne. W takim systemie nauczyciel nie dopasowuje się do zróżnicowanych potrzeb edukacyjnych, bo przecież dzieci przyswajają wiedzę w różnym tempie. Jest to system niesprawiedliwy wobec tych, którzy mają trudności życiowe i przez to opuszczają się w nauce. Tylko ktoś, kto rozumie podejście krytyczne i koncepcję ukrytego programu, jest w stanie zmieniać skutecznie szkołę, co jest wyzwaniem na długie lata.
A co z tą edukacją seksualną? Dlaczego prawica jest na nią tak uczulona? Czy w tle jest zakaz wykonywania aborcji?
Wie pani, że przez dziewięć miesięcy byłem rzecznikiem rządu Kazimierza Marcinkiewicza, czyli rządu prawicy. Później zrobiłem studia magisterskie z psychologii, szkolenia psychoterapeutyczne, skończyłem studium przeciwdziałania przemocy w rodzinie, wiem zatem, że im bardziej coś jest zakazane, tym mocniej przyciąga młodych ludzi. Prawica, szczególnie ta silnie ideologiczna, zupełnie nie rozumie, że zakazy są kontrskuteczne, czyli potęgują problem, a nie go rozwiązują. Dopasowana do wieku edukacja seksualna, chroniąca przed nadużyciami i wzmacniająca zdrową seksualność, powinna być zagwarantowana. Według najnowszych badań mamy w Polsce 79 proc. dzieci, które doświadczyły jakiejś formy krzywdzenia. W tym krzywdzenie seksualne bezdotykowe dotyczy 23 proc., z kontaktem fizycznym dotyczy ok. 7 do 9 proc. dzieci. To jest ogromna skala.
Co to znaczy krzywdzenie bezdotykowe?
To jest na przykład uczestniczenie w czynnościach seksualnych przez internet. Traumatyzuje to dzieci w stopniu zbliżonym do kontaktu fizycznego. Zmniejszylibyśmy skalę tego zjawiska, gdybyśmy mieli edukację seksualną zamiast nią straszyli. Dzieci miałyby wtedy świadomość, że nie każdy kontakt przez internet i nie każdy dotyk, nie każde działanie kogoś bliskiego jest dobre. Tyle że prawica nie chce przyjąć do wiadomości, iż sprawcy przemocy seksualnej wobec dzieci to przede wszystkim osoby bliskie – rodzina lub przyjaciele rodziny. Powinniśmy głośno o tym mówić, ale twarda prawica nie chce o tym mówić, bo częścią jej filozofii jest to, że w rodzinie jest dzieciom najlepiej.
A nie jest?
Badania pokazują, że krzywda dokonuje się przede wszystkim tam. Mamy wyidealizowany obraz rodziny „jak z obrazka”. A w praktyce często właśnie tam dochodzi do największego krzywdzenia. Kolejna sprawa to skala przemocy rówieśniczej, która radykalnie wzrosła w ostatnich latach. Również w tym przypadku sprawcy są najczęściej znani ofiarom przemocy. Głośne mówienie o tym umożliwia przeciwdziałanie temu problemowi.
Uważa pan, że prawica nie zrobiła nic dobrego dla dzieci? A program 500+?
Samo wsparcie socjalne bez wątpienia jest pozytywne. Chyba nie ma dzisiaj nikogo, kto na poważnie podważałby tezę, że warunki socjalne mają wpływ na rozwój dziecka. Pod warunkiem że traktujemy warunki życia w sposób całościowy. Nie możemy ich redukować wyłącznie do sfery materialnej. Wsparcie socjalne jest elementem prawa dziecka do życia w godnych warunkach. Tyle że efektywność programu 500+ w walce z ubóstwem dzieci podlega dziś debacie publicznej.
Antoni Kamiński: W referendum musi zostać przedstawiona klarowna alternatywa
Referendum powinno dotyczyć ważnej kwestii, a pytanie musi być precyzyjnie sformułowane. Głosujący muszą mieć też pewność, że organ, który rozpisuje to głosowanie, liczy się z ich opinią. My takiej pewności nie mamy. Rozmowa z prof. Antonim Kamińskim, socjologiem, badaczem instytucji polityczno-gospodarczych.
To nie był efektywny program?
W pierwszym momencie był, później pojawiło się sporo badań pokazujących, że ubóstwo wśród dzieci znowu rośnie.
Bo mamy inflację i dlatego rządzący zaproponowali 800+. 500 to już za mało.
Byłbym hipokrytą, gdybym twierdził, że sama interwencja socjalna jest czymś złym. To jest na pewno element przyczyniający się do polepszenia warunków życia dzieci.
A przepis nakazujący bezwarunkową eksmisję sprawcy przemocy z domu? Zbigniew Ziobro był jedynym ministrem sprawiedliwości, który się na to poważył, choć dyskusja na ten temat trwała od wielu lat.
To jest prawda. A jednocześnie przez kilka ładnych lat instytucje podlegające Ministerstwu Sprawiedliwości były głuche na postulaty wprowadzenia systemu, w którym każda sprawa kończąca się tragicznie dla dziecka podlegałaby specjalnej analizie. Dzięki temu wiedzielibyśmy, w którym miejscu zawiódł system. Czy przedszkole wiedziało o przemocy domowej albo policja, sąsiedzi, straż miejska? W Wielkiej Brytanii działa taki system, którego celem jest eliminacja najgorszych zdarzeń, a Monika Sajkowska i Renata Szredzińska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę postulowały to latami. Dopiero tuż przed wyborami z powodu śmierci Kamilka zaczęto się tym interesować.
To była głośna sprawa zakatowania dziecka przez ojczyma i biologiczną matkę.
Ta rodzina przeprowadziła się z innego miasta do Częstochowy i opieka społeczna nie miała jej dokumentacji, nie miała zatem też wiedzy, ponieważ nie działał system, o którym mówiłem. Dopiero po śmierci Kamilka, pod wpływem wrzawy medialnej ministerstwo na serio zajęło się problemem. Poza tym odebrano finansowanie telefonu zaufania 116 111, choć jego działanie wynika z regulacji europejskich. Państwo zachowało się tak, jakby to był prywatny telefon prywatnej fundacji. Zupełnie nie pomyślano o dzieciach.
Czyli prawica robiła jedną dobrą rzecz, a gdzie indziej psuła?
To jest zbyt łagodna ocena co do spraw społecznych, edukacji. Powiedziałbym raczej, że mamy popsucie dziesięciu rzeczy, a naprawę jednej. Dobra jest tzw. ustawa Kamilka, nad którą pracowała kandydatka na rzeczniczkę Monika Horna-Cieślak, ale dopiero będzie wprowadzana w życie. Zresztą została uchwalona tuż przed wyborami. A z telefonem 116 111 od lat trwa wojna, za którą stoi Ordo Iuris.
A co się Ordo Iuris nie podoba? Że dzieci mogą zadzwonić i poskarżyć się na rodziców albo nauczycieli?
To jest jedna rzecz. Poza tym nie podoba im się, że fundacja prowadząca ten telefon ma na swoich stronach informacje adresowane do dzieci LGBTQ+. To ich zdaniem jest deprawowanie małoletnich. Tymczasem z doświadczeń tej fundacji wynika, że dzieci pytają, czy mogą o takich sprawach rozmawiać, bo po prostu się boją. Wiem to, bo współpracuję z tą fundacją. Ordo Iuris podważało też kompetencje ludzi dyżurujących przy telefonie. Twierdzono np., że na stronie powinny być umieszczone dane osobowe i informacje o wykształceniu osób odbierających telefon zaufania. Tymczasem tego nie wolno robić, bo to jest kwestia bezpieczeństwa dziecka i konsultanta. Poza tym dziecko powinno mieć zaufanie do systemu, a nie do konkretnej osoby.
Zna pan środowisko prawicy z czasów, gdy pracował pan przy premierze Marcinkiewiczu. Nie dałoby się pogadać z Krzysztofem Bosakiem i jego małżonką z Ordo Iuris na gruncie mniej formalnym? Może wtedy byliby bardziej skłonni do współpracy?
Mam złe doświadczenie w tej kwestii z początku kryzysu migracyjnego. Grupa osób z fundacji pozarządowych, w tym ja, była zaangażowana w promocję koncepcji korytarzy humanitarnych. Staraliśmy się przekonywać różne osoby, które mają większy wpływ na decydentów, żeby nas poparli. I nawet byliśmy już na etapie przekazania opisu tej koncepcji, bo to by wymagało zbudowania systemu opieki nad uchodźcami, w co zaangażowane powinny być parafie, środowiska lokalne itd.
Kościół opowiedział się za korytarzami humanitarnymi.
Nie cały Kościół, tylko część biskupów m.in biskup Krzysztof Zadarko zajmujący się środowiskami migrantów i kardynał Kazimierz Nycz. Ale te działania spełzły na niczym. Organizowałem też wiele innych inicjatyw i nigdy nie było odzewu ze strony organizacji określających się same jako prawicowe.
Może dlatego, że traktujecie ich jak zacofane dziwolągi. Przywołał pan sprawę rzecznik Sowińskiej. Ta kobieta była nieomal zaszczuwana po wypowiedzi o Teletubisiach, choć została trochę podpuszczona przez dziennikarza.
Urzędnik tej rangi musi uważać na słowa, a jeżeli popełni błąd, to można się z niego wycofać. Rozumiem, że pani rzecznik założyła, iż homoseksualizm jest zaraźliwy. Nawet jeżeli ma takie poglądy, to czy powinna się nimi kierować, czy realizować konwencję o prawach dziecka? Można się zachowywać jak pani Sowińska albo jak Adam Bodnar, który nadał urzędowi rzecznika praw obywatelskich nowy wymiar – urzędu otwartego dla wszystkich, miejsca spotkań i dyskusji, nie narzucania racji tylko ich wysłuchiwania. Jestem pewien, że jego prywatne przekonania schodziły na drugi plan, gdy musiał podejmować decyzje jako urzędnik państwowy.
Fundacja Dorastaj z Nami zajmuje się udzielaniem pomocy psychologicznej, edukacyjnej, prawnej i socjalnej dzieciom, których rodzic zginął lub utracił zdrowie, pełniąc służbę publiczną.