I ważne jest także podejście do ucznia. Oczywiście, są szkoły niepubliczne, w których rodzice oczekują, że placówka będzie wysoko w rankingach, a uczniowie na egzaminach osiągną bardzo wysokie noty. Ale są też takie, gdzie ważna jest atmosfera i wzajemne relacje. – My chcemy, żeby nasi uczniowie mieli czas na własne zainteresowania, na chodzenie do kina i kontakty z przyjaciółmi. Chcemy, by szkoła była miejscem, w którym nawiązuje się relacje. Dlatego też wszystkie przerwy w mojej szkole trwają nie mniej niż 15 minut. By był czas na rozmowę z drugim człowiekiem – dodaje Pytlak.
Łatanie dziury w oświacie
Problem w tym, że powszechna edukacja ma za zadanie wyrównywanie szans. Gdy rozwarstwienie narasta, dzieci z zamożnych domów, mające wykształconych rodziców, mają większe szanse na dobre studia, pracę i wysokie zarobki – bo dostaną wsparcie w edukacji. Może to być szkoła niepubliczna, ale także płatne korepetycje, które są powszechne w całym kraju. I niezastąpione na prowincji, gdzie oferta szkół niepublicznych jest ograniczona.
Wsparcie korepetytorów zaczyna się już w młodszych klasach podstawówki, ale standardem staje się w klasie ósmej czy maturalnej. Szczególnie z tych przedmiotów, z których należy napisać egzamin.
Wiadomo, że jeśli pójdzie on źle, będzie to miało wpływ na dalszą edukację. O ile jednak maturzyści będą mogli ewentualnie poprawić swój wynik w kolejnym roku, o tyle ósmoklasiści już nie. A ponieważ szkoły są przepełnione, wszyscy walczą o jak najwyższe noty i tym samym możliwość wybrania jak najlepszej szkoły średniej.
Czy dziecko nie może opanować materiału samodzielnie przy pomocy szkolnych nauczycieli? Niestety, często jest to niemożliwe i to nie tylko dlatego, że tych pedagogów nie ma. Podstawa programowa jest tak przeładowana, że nauczyciel nie ma czasu na powtórzenie i utrwalenie wiadomości z uczniami. Dzieci muszą to zrobić samodzielnie w domu. Jeśli nie dają rady – rodzice sięgają po korepetycje.
Jak pokazują badania przeprowadzone na zlecenie szkoły online Tutlo, już blisko 80 proc. rodziców dzieci w wieku 7–18 lat deklaruje, że wyśle swoje dzieci na zajęcia dodatkowe lub korepetycje – najczęściej na dwa rodzaje. Co prawda rodzice najczęściej wskazywali zajęcia sportowe (40 proc.), ale już o lekcjach z języka angielskiego wspominał więcej niż co trzeci rodzic, a z przedmiotów ścisłych – 22 proc. To miesięcznie kosztuje ok. 600 zł.
Odsetek deklarujących zapisanie dzieci na zajęcia dodatkowe lub korepetycje jest istotnie wyższy wśród rodziców mieszkających w największych miastach (89 proc.), z wyższym wykształceniem (86 proc.) oraz o średnich dochodach gospodarstwa domowego, czyli powyżej 7 tys. zł netto (88 proc.).
Tylko 21 proc. ankietowanych zdecydowało, że ich dzieci nie będą uczęszczały na żadne zajęcia dodatkowe lub korepetycje w bieżącym roku szkolnym. To przeważnie mieszkańcy wsi (29 proc.), osoby z podstawowym lub zawodowym wykształceniem (48 proc.) oraz o średnich dochodach gospodarstwa domowego – poniżej 2 tys. zł netto (63 proc.).
Fakultatywne lekcje z języka angielskiego cieszą się największą popularnością wśród uczniów klas 5–8 szkoły podstawowej (42 proc.), co po części może być związane z przygotowaniami do egzaminów. Natomiast przy wyborze korepetycji z języka polskiego rodzice najczęściej wskazywali, że dziecko nie radzi sobie z tym przedmiotem w szkole (36 proc.). Ten sam powód był decydujący w przypadku przedmiotów ścisłych (39 proc.), jednak tutaj niemal równie ważna była inwestycja w przyszłość (35 proc.). Obecnie szacuje się, że wartość rynku korepetycji w Polsce może sięgać nawet do 10 mld zł.
Warto przypomnieć, że w niektórych krajach, takich jak np. Finlandia, korepetycje są zabronione. To szkoła ma zapewnić uczniom odpowiednią wiedzę i wsparcie, jeśli sobie w niej nie radzą. Obecnie niemal wszystkie partie – zarówno opozycji, jak i PiS, mówią o konieczności zlikwidowania systemu płatnych korepetycji. Tyle że trudno uwierzyć, iż byłoby to możliwe bez odchudzenia podstawy programowej i gruntownej reformy oświaty.
– Reformując system oświaty w Polsce, a należy zająć się tym jak najszybciej, trzeba mieć na uwadze przede wszystkim dobro dziecka i jego wszechstronny rozwój. Szkoła powinna myśleć nie tylko o dostarczaniu wiedzy, którą w dzisiejszych czasach można łatwo posiąść, wykorzystując zdobycze technologiczne, ale także skupić się na rozwoju emocjonalnym i społecznym dziecka – mówi prof. Konopczyński. – Dzieci w szkole po prostu muszą czuć się dobrze – podsumowuje pedagog.