W historii coraz częściej do głosu dochodzą liczby, czy to przy szacowaniu wielkości armii, czy poziomu życia i dochodów obywateli. W książce „Wyparte – odroczone – odrzucone” historyka i lekarza Karla Heinza Rotha oraz politologa Hartmuta Rübnera spotykamy się wręcz z księgowością, a na pewno z ekonomią historyczną. Nic dziwnego, skoro tematem są reparacje niemieckie wobec aliantów po II wojnie światowej, a w szczególności wobec Polski i Grecji.
Duża część książki ma charakter stricte historyczny, np. rozdziały poświęcone okupacji niemieckiej w Polsce. Autorzy ukazują rozmiary terroru i ludobójstwa wobec Polaków, którzy w planach hitlerowskich przeznaczeni byli do wyniszczenia jako naród. Roth z Rübnerem wskazują, że Niemcy zabrali się do tego z werwą i gdyby okupacja potrwała dalszych pięć lat, byt biologiczny narodu polskiego zawisłby na włosku.
Historyczny charakter ma także omówienie kwestii reparacji: kiedy została podjęta, jakie było do niej podejście Niemców i aliantów, jak przebiegała. Zostało to doprowadzone do czasów dzisiejszych z uwzględnieniem polskich szacunków długu niemieckiego i manewrów obu stron wokół tego problemu. Choć obaj autorzy są Niemcami, w książce uderza staranie o obiektywizm. Mamy do czynienia z pracą o charakterze naukowym, próbującą się zdobyć na taką ścisłość, jaka jest dziś możliwa wobec tej skomplikowanej materii. Trudno posądzić Rotha z Rübnerem o specjalną sympatię do Polski i Polaków, ale nie wyczułem w ich pracy tendencyjności i opowiadania się po stronie niemieckiej. Przejawia się to w sposobie oceny niemieckiego podejścia do reparacji i zdemaskowaniu strategii, która polegała na odrzucaniu wszelkich pretensji finansowych, a gdy się nie dało uniknąć sięgania do kasy, stawiania poszkodowanym na drodze do odszkodowań licznych przeszkód. Była także gra na zwłokę, która udała się do tego stopnia, że po latach Niemcy stwierdzili, że na reparacje jest już za późno, choć prawo międzynarodowe nie przewiduje tu przedawnienia. Oczywiście wcześniej było na reparacje za wcześnie, gdyż nie został podpisany traktat pokojowy – notabene nie został podpisany nigdy. To lawirowanie ułatwiała zimna wojna, gdzie Niemcy stali się sojusznikiem Zachodu przeciwko Rosji.
Czytaj więcej
„Między Bogiem a prawdą” to wspomnienia i autobiografia intelektualna Marka Abramowicza. To jednocześnie najlepsza popularyzacja astrofizyki, z jaką może spotkać się polski czytelnik, który wciąż do wielu książek ma dostęp utrudniony.
Najciekawsze jednak fragmenty dotyczą części księgowej. Polska oszacowała, że do tej pory otrzymała około 1–2 proc. należności, Roth z Rübnerem oceniają to na jakieś 15 proc., gdyż wliczają do rekompensat wartość ziem, jakie Polska uzyskała kosztem Niemiec. Wliczono też wartość majątków poniemieckich, a także rekompensaty dla Niemców wypędzonych z ziem zachodnich. Oczywiście my uważamy, że ziemie te przysługują nam w zamian za utracone Kresy, ale Niemców ta kwestia może nie obchodzić, bo dotyczy innych krajów. Jasno wypowiadają się autorzy na temat słynnej rezygnacji Polski z reparacji niemieckich, ogłoszonej w 1953 r. Po pierwsze obejmowała ona tylko NRD, a więc nie całe Niemcy, a po drugie została podjęta pod naciskiem ZSRR. To znów zdaje się dla Rotha z Rübnerem nie mieć nic do rzeczy, że Polska była wtedy krajem niesuwerennym, w wyniku czego otrzymała niewiele z 15-procentowej reparacji, jakiej miał jej udzielić ZSRR w ramach dzielenia puli przyznanej przez aliantów. Ciemno się robi przed oczami od zawiłości analizowanej materii, ale też i od poczucia niesprawiedliwości.