Niemczyk jest niezwykle skromny, nie zabiega o popularność. Do tego tworzy dzieła architektury sakralnej, która nie jest na topie, mówiąc językiem potocznym. To artysta łączący trzy rzadko spotykające się wartości, których koniunkcja jest jednak bardzo ważna: talent, doświadczenie wiary – mówimy tu o sztuce sakralnej – oraz szacunek dla tradycji. Jego twórczość jest w pewnym sensie z innej epoki. Pracuje bardzo powoli, z głębokim namysłem i potrafi odkrywczo czerpać z przeszłości – zarówno polskiej, jak i europejskiej – nazywany jest nawet polskim Gaudim. W efekcie powstaje organiczna synteza o cechach rzadko spotykanych w dzisiejszej sztuce sakralnej – uduchowienia i trwałości. Tworzy projekty całościowe, obejmujące wszystko – od koncepcji architektonicznej aż po klamkę, bo ma świadomość, że kościół jest całością architektury, malarstwa, rzeźby, spajaną przez światło. W tej chwili powstaje jego kaplica w seminarium w Warszawie.
Ale wiara rzadko dziś się przekłada na piękno w sztuce. Dlaczego?
Problem jest poważny. Z jednej strony nie brakuje ludzi głębokiej wiary, ale z drugiej – zanikło pojęcie stylu rozumianego jako przejaw jednorodności danej kultury w literaturze, muzyce, sztukach plastycznych. Myślę, że ostatnim takim stylem w naszej kulturze europejskiej był klasycyzm. Późniejszą sytuację można przyrównać do drzewa, z którego pnia na jakiejś wysokości wyrastają gałęzie. I trudno znaleźć jedną najważniejszą. Gdy istniał styl – romanizm, renesans czy barok – to był i model kulturowy sprawiający, że artysta wyrażał swoją wiarę, opierając się na kanonie epoki. Na miarę swojego talentu wyrażał ją gorzej lub lepiej, ale nie był w stanie stworzyć kiczu, bo wspomagał go styl. Dzisiaj sytuacja jest dużo trudniejsza, bo my takiego stylu już nie mamy, co więcej – dziedziczymy po minionych epokach, a zwłaszcza po epoce awangardy – imperatyw indywidualizmu i nowoczesności. A to ślepy zaułek. Nowoczesność jest czymś, co się najszybciej starzeje. Jeszcze dochodzi do tego skłonność do szokowania i tworzenia wszystkiego na nowo. I w związku z tym artysta przeżywający głęboko swoją wiarę i próbujący przemówić do współczesnego człowieka albo sięga po repertuar dawnych, zużytych już środków i przemawia w najlepszym razie językiem pobożnej archeologii, albo próbuje sięgać po język współczesny. Jeśli jest geniuszem, znajduje odpowiednią formę dla swojego doświadczenia, również religijnego. Ale jeśli talentu dano mu mniej – tworzy rzeczy miałkie, przemijające, powierzchowne.
Czy podział na sztukę sakralną i świecką jest oczywisty?
W kulturze europejskiej istnieje podział konwencjonalny, tematyczny, usankcjonowany historią, według którego określone tematy wiążą się ze sferą sacrum, a inne przynależą do sfery profanum. Oprócz tego istnieje drugie pojęcie sakralności – na poziomie niezwiązanym z treścią. Można się jej dopatrzyć na przykład w martwych naturach holenderskich – z punktu widzenia tematu ściśle przecież świeckich. W wierszach Zbigniewa Herberta na przykład czy w filmach Andrieja Tarkowskiego odczuwalna jest głęboka sakralność, a przecież nie byli to twórcy zdeklarowani religijnie. I odwrotnie – już od manieryzmu w tematach sakralnych pojawia się wiele całkowitej świeckości. Ot, choćby w różnych dwuznacznych rozerotyzowanych Madonnach czy Mariach Magdalenach.
Powiedział ksiądz biskup, że jest krytyczny wobec sztuki współczesnej. Dlaczego?