Tak właśnie jest ze znakomitą i nigdy wcześniej na polski nietłumaczoną książką „Żywot Rancégo”. Zresztą jak w przypadku François-René de Chateaubrianda, wielkiego francuskiego konserwatysty i romantyka z przełomu XVIII i XIX wieku, miałoby być inaczej? Jej lektura – jakkolwiek dziwnie by to brzmiało – uspokaja. Uświadamia nam bowiem, że jeśli chodzi o sytuację Kościoła, to w obecnych czasach nie tylko nie jest z nim gorzej, ale niekiedy bywa nawet zdecydowanie lepiej.
Czytaj więcej
To było jakieś 15 lat temu. Miałem zrobić wywiad na temat bieżącej polityki z pewnym zacnym, wted...
I choć Chateaubriand, gorący katolik, swoje dziełko napisał na wyraźne polecenie spowiednika, to jednak nie ściemnia. Kiedy opisuje losy Armanda Jeana de Rancégo, założyciela zakonu trapistów, to nie udaje, że młodość jego bohatera była lepsza niż w rzeczywistości. Kochanki młodego biskupa są tu opisane z całkowitą otwartością. A rola w nawróceniu późniejszego opata regularnego La Trappe, jaką odegrała niespodziewana śmierć najważniejszej z nich, jest nieustannie podkreślana na tych stronach. Francuski konserwatysta nie obawia się nawet wskazania, że czaszka tej kobiety prawdopodobnie znajdowała się w miejscu osobistej modlitwy sędziwego już Rancégo. Miała przypominać mu nie tylko własne grzechy, ale i uświadamiać wielkość łaski.
Kochanki młodego biskupa są tu opisane z całkowitą otwartością. A rola w nawróceniu późniejszego opata regularnego La Trappe, jaką odegrała niespodziewana śmierć najważniejszej z nich, jest nieustannie podkreślana na tych stronach.
Historia założyciela trapistów, a szerzej – barwnie opisana rzeczywistość Kościoła XVII wieku, uświadamia także, że nasze spory między nazwijmy to konserwatystami a liberałami nie są niczym nowym. Wówczas o wiele ostrzej i mniej sympatycznie rywalizowali ze sobą janseniści i moliniści. Do tego stopnia, że jedni drugich wykluczali z Kościoła. Obydwie strony były przekonane, że głoszą czystą Ewangelię, a w rezultacie to ci najsurowsi (janseniści) wypadli z Kościoła. Rzym i Stolica Piotrowa także opisywana jest ostrym piórem, bowiem Chateaubriand nie daje ani kardynałom, ani nawet papieżom żadnej taryfy ulgowej. „W Rzymie liczyły się nie obyczaje, lecz rangi” – wskazuje autor nie bez goryczy i dodaje, że „żebracze życie nie podobało się rzymskiej purpurze”.