W tym roku, kiedy łączy nas niepewność jutra, można, a nawet trzeba inaczej przeżyć taki dzień. Chciałabym dać dzisiaj czytelnikom szczególny prezent. Można powiedzieć szopkę. Bo co to jest szopka? To pewna scenka utrwalona w drewnie, gipsie czy innym materiale. Pomysłów jest mnóstwo – od tradycyjnych po performerskie. A ja chcę Wam podarować scenkę, którą samo życie stworzyło.
Rzecz nie działa się w Betlejem ani nawet w wiosce. Rzecz działa się... przed bankiem. Z powodów, których nie czas tu wyjaśniać, musiałam pójść do banku, żeby bezpośrednio rozwikłać formalne zawiłości. Przyszłam tu rano, ale i tak pod bankiem gromadziła się już kolejka. Jak się łatwo domyślić, byli to głównie ludzie starsi, niebogaci, tacy, którym karta do bankomatu czy wszystkie inne podróże wirtualne są obce. Drepczą codziennie w swoich sprawach, a teraz tutaj, przed bankiem, w zimny dzień, stojąc w bezruchu, czekają na swoją kolej. Drzwi otwierają się jednak rzadko, bo bank wpuszcza tylko po jednej osobie, a osoby starsze – jak wiadomo – nie tylko załatwiają sprawy, ale też lubią pogadać i ponarzekać przy okienku, które jest często dla nich jedyną okazją do rozmowy.
Zapowiada się więc dłuższe czekanie. Jedni wpadają w rodzaj stuporu, jakby się zamienili w kamień, inni podchodzą do szyby i zaglądają, jakby to mogło coś przyspieszyć. Oczywiście, po jakimś czasie w grupie wyłania się przewodnik, wojownik i zaczyna przemawiać do kolejki filozoficznie, politycznie i socjologicznie. On wie, że za ten stan odpowiedzialny jest system w pojęciu ogólnym, czyli że wielkie mafie finansowe nas mają za śmieci. Stoimy onieśmieleni jego mową i nagle jakaś kobieta z kolejki mówi: „Sznurowadło ci się kochany rozwiązało". Mówca przerwał i zajął się sznurowadłem, a wtedy od razu znalazła się konkurentka na przywódcę. Za stan rzeczy obwiniała raczej polityków, którzy tylko o swoim nosie myślą. Wtedy kolejka zaczęła pomrukiwać. Kolejka ufa rządowi i jego politykom, a nie ufa tej pani, która pewnie nie jest katoliczką, więc niech raczej zamilknie.
Po chwili ciszy ktoś powiedział: „E tam. Oni wszyscy to jedna banda". Im dłużej nie otwierały się drzwi, tym więcej pan miał zwolenników. „Politycy to banda i trzeba sobie prawdę powiedzieć, że ci nasi też". Zaczęły się wspominki tego, co „łobuzy wyczyniają". Nie było narzekania na trójpodział władzy. Raczej obyczajowe sprawy z tabloidów. W ciągu zimnej pół godziny kolejka stała się opozycją totalną.