Jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku lat proces integracji europejskiej znalazł się na tak poważnym zakręcie? Może nazbyt łatwo ignorowano wiele symptomów nadciągającej nad Europę zawieruchy? Możliwe jest także, że niektóre z założeń, na których zaczęto z rozmachem budować konstrukcję Unii Europejskiej, były po prostu nietrafione, a teraz trudno się do tego przyznać. Zapatrzona w siebie Europa sprawia wrażenie, jakby przestała dostrzegać, jak bardzo zmienił się wokół niej świat, a teraz nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji lub reaguje na nią z opóźnieniem. W takiej atmosferze, pomimo odświętnych deklaracji, krzepiących mów i serdeczności na pokaz, rzymskie obchody sześćdziesięciolecia Unii można uznać za wyjątkowo smutne przyjęcie urodzinowe.
Unia musi się zmienić
Od przeszło siedmiu lat Unia jest poważnie chora. Z marnym powodzeniem mierzy się z różnymi formami kryzysów, które wstrząsają całą konstrukcją: kryzys strefy euro, kryzys migracyjny, geopolityczny kryzys bezpieczeństwa, kryzys powolnego rozpadu zapoczątkowanego przez Brexit. Wszystko to sprawia, że chyba po raz pierwszy w historii na poważnie zachwiana została wiara w przyszłość tego projektu. W najgorszym scenariuszu Unia Europejska może nawet przestać istnieć i to w całkiem nieodległej perspektywie. To co niedawno jeszcze niewyobrażalne, stało się więc całkowicie realne.
Jakby mało było wewnętrznych kłopotów, zaczyna kształtować się także wyraźny sojusz tych wszystkich polityków, którzy całkiem otwarcie, choć często z różnych powodów, życzą Unii rychłej śmierci. Są wśród nich choćby Władimir Putin, Marine Le Pen, Recep Erdogan, Stephen Bannon, Nigel Farage, a to tylko początek długiej listy nazwisk.
Pierwszym poważnym ostrzeżeniem był Brexit, chociaż szybko został uznany w wielu europejskich stolicach za jednorazowe nieszczęście. Dlatego los musiał przemówić wyraźniej, tak aby wszyscy zrozumieli, że zmiany dzieją się na poważnie. Po wyborze Trumpa nikt w Europie nie może już oszukiwać się nadzieją, że można po prostu iść dalej dotychczasową drogą, tak jakby nic się nie stało.
UE musi się więc zmienić, jeśli chce przetrwać zgodnie ze znaną teorią Josepha Schumpetera, że bez zmian niemożliwy jest postęp, a kryzysy stwarzają okazję, aby móc pójść do przodu. Myśli austriackiego ekonomisty, twierdzącego, że nawet jeśli zmiana ma charakter destrukcyjny, to jej skutki są zawsze twórcze, mogą być nawet dobrze znane niektórym lepiej wykształconym unijnym urzędnikom. Z całą pewnością kojarzy je Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, który ogłosił niedawno białą księgę będącą przeglądem możliwych scenariuszy zmian, jakie powinny w najbliższym czasie dokonać się w Unii w nowych, ciężkich czasach.