Powieść Stanisława Aleksandra Nowaka przeszła w zeszłym roku niemal niezauważona. Oczywiście trudno w przypadku prozy tak gęstej, tak niełatwej w odbiorze i tak monumentalnych rozmiarów (niemal 900 stron) spodziewać się bestsellera, ale nominacja do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy w tym przypadku cieszy szczególnie. Jeszcze bardziej zadziwia, że „Galicyanie" to powieściowy debiut. Już po kilku stronach czytelnik ma bowiem wrażenie, że obcuje z dziełem mistrza, który całe życie ćwiczył frazę.

Nowak, 59-letni dziennikarz z Wrocławia, dokonał rzeczy niebywałej: na potrzeby powieści stworzył wymyślony galicyjski język, zawdzięczający najwięcej staropolszczyźnie i w równej mierze oparty na archaizmach, a także na wyrażeniach, które powoli wychodzą z użycia, co na autorskiej inwencji. Warto przy tym zaznaczyć, że język ten niewiele ma wspólnego z miejscową gwarą. Akcja „Galicyan" toczy się w Zaborowie, liczącej niespełna tysiąc dusz wiosce. Na przestrzeni czterech ksiąg, których tytuły pochodzą od żywiołów i umaszczenia koni jeźdźców Apokalipsy, poznajemy losy chłopskiej rodziny Kończyświatów (nazwisko nieprzypadkowe, bo wszystko zdaje się zmierzać tutaj ku zagładzie) na przestrzeni nieco ponad stu lat. Cezurą są tutaj rok wyprawy Napoleona na Moskwę i zarazem narodziny Hynka Kończyświata, nestora rodu, oraz rok 1915, kiedy ginie jego prawnuk. Wprawdzie Nowak opiewa znikający świat, ale czyni to bez grama tkliwości – zamiast bukolicznej sielanki i Arkadii dzieciństwa znajdziemy tu rabację galicyjską, pogromy Żydów, tortury chłopów pańszczyźnianych, pijaństwo, oszustwa, gwałty, słowem: ciemną stronę ludzkiej natury. Ale świat Zaborowa i okolic to także grube żarty i opowieści z życia rozmaitych awanturników, okraszone rozmaitymi wioskowymi legendami i przesądami. Nic nie jest tu czarno-białe.

W „Galicyanach" zachwyca język, zachwycają opisy przyrody, intrygują główni bohaterowie. Oryginalność tej prozy sprawia, że mamy do czynienia z czymś na kształt współczesnych „Nadberezyńców" Floriana Czarnyszewicza – epicką opowieścią o znikaniu. Powieść Nowaka to nie wydawnicza wydmuszka napędzana wielką promocyjną machiną, ale prawdziwe wydarzenie. Nie ma cienia wątpliwości, że to jeden z najambitniejszych projektów literackich tej dekady. Dzięki Nowakowi świat Zaborowa i jego mitycznej Galicji już nam nie zniknie. „A Wisłok jak płynął, tak płynie".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95