Wojciech Chmielewski, po chłodno przyjętej przez krytykę powieści „Belweder gryzie w rękę" (2017), wrócił do sprawdzonej formuły i wydał znakomity zbiór opowiadań „Magiczne światło miasta" (2019). Ale powieść znów się o niego upomniała i w 2021 r. opublikował „Jezioro Dargin". Skutek jest taki, że dostaliśmy jedną z najlepszych książek w dorobku tego pisarza.
Dlaczego tym razem Mazury, a nie stolica, jak to było niemal zawsze w twórczości Chmielewskiego? Otóż bohater jedzie nad Dargin, by od Warszawy odpocząć. Zresztą motyw odejścia i przemiany jest tu kluczem. O bohaterze wiemy dużo, choć pozostaje on dla czytelnika bezimienny. Pracował w radiowej Trójce, ale właśnie dostał wypowiedzenie, choć nie z powodów politycznych. Z wykształcenia i pasji jest germanistą – zaczytuje się w powieściach Ernsta Wiecherta, dziełach Schillera i Novalisa. Z tego ostatniego Chmielewski wziął „błękitny kwiat", który natrętnie powraca w myślach narratora, a jednocześnie zdobi okładkę książki. Czym jest „blaue Blume"? W „Jeziorze Dargin" zdaje się być majakiem innego, ciekawszego życia. Bo o rozczarowaniu codziennością jest właśnie ta powieść.