Mamy taką oto parę: jedno traktuje życie z lekkością motyla, lubi flirtować i poszukuje nieustannej nowości. Drugie natomiast żyje tak, jakby nosiło plecak z ciężkimi jak kamienie wspomnieniami i lękami. Obawia się popełnić błąd, dlatego nawet najprostsza decyzja sprawia problem. Zdradzają się i eksperymentują. Na przekór różnicom walczą jednak o związek mimo charakterologicznej przepaści.
Nie, to nie jest streszczenie „Nieznośnej lekkości bytu" Milana Kundery, powieści z 1982 r. To historia podobna, choć dużo mniej udana. 35-letni Drake Doremus, zwycięzca festiwalu w Sundance z 2011 r., w swoim nowym filmie „Nowość" analizuje relacje uczuciowe w dobie aplikacji randkowych. Pomysł nęcący, naszpikowany tajemniczo brzmiącymi słowami kluczami (millenialsi, poliamoria, Tinder, DTF). Koncept na dodatek pionierski, bo w kinie mało było dotychczas obrazów o romansie w dobie smartfona. Jednak wyszło, jak wyszło.
Martin (Nicholas Hoult) jest dwudziestoparoletnim farmaceutą z nieudanym małżeństwem w kartotece. Gabi (Laia Costa) to urocza fizjoterapeutka z Barcelony z ambicjami – jakże inaczej – artystycznymi. Poznają się przez randkową aplikację, spędzona wspólnie noc zamienia się w burzliwy związek, przechodzący kolejne fazy: fascynacja, znudzenie, eksperymenty, rozstania, powroty.
Dialogi chwilami szeleszczą papierem, młodzi aktorzy płaczą, krzyczą i zagrywają się jak na egzaminie do akademii teatralnej. Krawędzie dramatu zostały spolerowane tak, że nie pozostawiają prawie nic z chropowatości życia i tylko zdjęcia z nastrojową muzyką pozwalają dotrwać do końca seansu.
„Nowość" przemknęła przez filmowe festiwale (bez sukcesów), a teraz można obejrzeć ją na Netfliksie. Ale jaka to nowość, skoro 36 lat temu o tym samym i dużo lepiej pisał Milan Kundera, portretując Czechosłowację.