Pewien Amerykanin opowiadał mi o zwariowanej feministce, która doprowadzała do desperacji wykładowców na jego uczelni. Jej koronny numer polegał na tym, że podczas miesiączek mazała sobie menstruacyjną krwią czoło i tak chodziła, wypatrując każdego, kto dałby po sobie poznać, że ma coś przeciwko tej manifestacji przynależności do uciskanego rodzaju żeńskiego (wzorowanej, jak twierdziła, na kobietach z jakiegoś żyjącego w zgodzie z naturą plemienia). Na moje naiwne pytanie, dlaczego władze uczelni po prostu nie przywołały jej do porządku, mój rozmówca westchnął, wzniósł oczy ku niebu i zmienił temat.
Było to 15 lat temu. O szaleństwach politycznej poprawności i intelektualnym terrorze „nowej lewicy” na amerykańskich uniwersytetach pisywało się wtedy w Polsce bodaj tylko w „Najwyższym Czasie”, w satyrycznej rubryce „Postępy postępu”. W tonie nacechowanym pewnością, że mimo wszelkich niedostatków młodej polskiej demokracji u nas, w kraju, który na długo zapamięta lekcję „szukania wrogów klasowych” i „składania samokrytyk” przed kolektywem, coś podobnego nie jest i nigdy nie będzie do pomyślenia.
Tak jak w wielu innych sprawach nasze poczucie bezpieczeństwa okazało się złudne. Można wskazać wiele przykładów, jak fanatyczki nowej wiary, wykorzystując umiejętnie wsparcie lewicowych mediów i pomoc współwyznawczyń z Zachodu, przesuwają krok po kroku granicę pobłażania dla skrajności. Awantura na Uniwersytecie Gdańskim i nagonka na dziekana tamtejszego wydziału prawa prof. Jarosława Warylewskiego wydaje się jednak punktem zwrotnym.
[srodtytul]Zaoczny wyrok na profesora [/srodtytul]
Sprawę streścić można krótko: grupa feministek z tamtejszej uczelni pod kierunkiem prof. Lucyny Kopciewicz wystąpiła z wnioskiem o utworzenie na uczelni ośrodka tzw. gender studies. Podczas dyskusji na posiedzeniu senatu uczelni profesor Warylewski opowiedział się za odrzuceniem wniosku. Padło kilka argumentów. Po pierwsze, formalny – zgodnie ze statutem uczelni wniosek tego rodzaju musi zawierać informację, w jaki sposób ośrodek będzie finansowany, a inicjatorki gender studies nic o tym nie wspomniały. Po drugie, merytoryczny – by wniosek wyjaśniał z wymaganą przy tego rodzaju staraniach ścisłością, czym konkretnie miałaby się nowa jednostka organizacyjna zajmować. Ostatecznie po dyskusji senat uczelni odroczył decyzję, dając czas na uzupełnienie wniosku.