Nie drażnijmy sąsiadów

Powstanie muzeum Kresów Wschodnich może radykalnie pogorszyć stosunki z naszymi wschodnimi sąsiadami i zaszkodzić Polakom mieszkającym na Litwie, Białorusi i Ukrainie

Publikacja: 16.01.2009 23:17

Nie drażnijmy sąsiadów

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Z bardzo mieszanymi uczuciami przeczytałem tekst pana ministra Ryszarda Legutki „Zbudujmy muzeum Kresów” („Plus Minus” 13 – 14 grudnia 2008). Mam wrażenie, że jest to pomysł nietrafiony, w którym nie zdefiniowano nawet ani obszaru zainteresowań, ani celów, jakim miałoby służyć – poza tytułowym hasłem budowy i paroma ogólnikami. Obszar i znaczenie pojęcia „Kresy Wschodnie” były zupełnie inne dla pokolenia powstańców styczniowych, inne dla generacji urodzonej pod zaborami, a wychowanej w II RP, a jeszcze inne współcześnie (tożsame ze wschodnimi województwami II RP i/lub sowiecką strefą okupacyjną z lat 1939 – 1941).

Po gigantycznych spustoszeniach w sferze naszego dziedzictwa kulturowego spowodowanych I i II wojną światową, rewolucją bolszewicką oraz innymi wojnami na Kresach w latach 1918 – 1920 wydawałoby się, że idea placówki traktującej o tamtych ziemiach i epoce winna wprowadzić nas w zachwyt. Jednak ta akurat idea, w tym kształcie, zaszkodzi strategicznym interesom polskiego państwa i może radykalnie pogorszyć stosunki z naszymi wschodnimi sąsiadami. Do dziś samo pojęcie Kresów wzbudza tam duże emocje i jest traktowane jako przejaw polskiego parcia na wschód. Uwzględnianie tych uwarunkowań nie jest przykładem słabości, lecz siły i mądrości naszego państwa, które powinno unikać podejrzeń o aspiracje quasi-imperialne. Byłoby rzeczą straszną, by z powodu takich inicjatyw „kresowych” zaczęto Polaków mieszkających na Litwie, Białorusi, Ukrainie traktować jako piątą kolumnę. Dodam, że Karta Polaka i pomoc humanitarna adresowana tylko do Polaków na Wschodzie nie zawsze wywołuje najpochlebniejsze komentarze.

Starajmy się te obawy zrozumieć. Nas również irytowały różnego rodzaju, nie zawsze nawet wrogie, pomysły niemieckich ziomkostw w przeszłości, a ostatnio burzliwą dyskusję wywołała idea „Widocznego znaku” Eriki Steinbach. Powinniśmy w podobny sposób analizować nasze inicjatywy „wschodnie”. Tu nie chodzi o poprawność polityczną, tylko o zdrowy rozsądek. Wszak wyniki spisu powszechnego z 1931 roku nie są żadną tajemnicą. Na osiem województw kresowych (zaliczając do nich dość sztucznie woj. białostockie, którego znakomita większość w latach 1939 – 1941 weszła w skład sowieckiej strefy okupacyjnej), tylko w czterech Polacy byli w większości, stanowiącej zresztą niewiele powyżej 50 procent (woj. wileńskie – 59,7%, w tym w miastach – 63,%; woj. lwowskie – 57,7%, w tym miasta – 63,5%; woj. nowogródzkie – 52,4% oraz woj. białostockie – 66,9%). W pozostałych czterech województwach „kresowych” Polacy są na ogół zdecydowaną mniejszością (woj. poleskie – 14,5%; woj. wołyńskie –16,6%; woj. stanisławowskie – 22,4%; woj. tarnopolskie – 49,3%). I z tymi realiami warto się liczyć.

Koncepcja prof. Ryszarda Legutki sprawia wrażenie produktu czysto politycznego, który już raz się pojawił i zupełnie nie sprawdził jako Instytut Kresowy, przejęty ostatnio przez Muzeum Niepodległości. Tymczasem zupełnie duża liczba osób już od wielu lat zajmuje się właśnie tym, by Kresy przywrócić polskiej świadomości historycznej z dobrym i widocznym skutkiem. Stwierdzam to jako jeden ze współtwórców pierwszego w strukturach nauki polskiej zespołu zajmującego się Kresami Wschodnimi w XX wieku – powstałej w 1991 r Samodzielnej Pracowni Dziejów Ziem Wschodnich II RP pod kierownictwem śp. prof. Tomasza Strzembosza w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Od końca lat 90. zespół ten funkcjonuje jako Pracownia Dziejów Ziem Wschodnich RP w Zakładzie Historii Politycznej kierowanym przez prof. Andrzeja Paczkowskiego.

Proces ocalania od zapomnienia Kresów Wschodnich, niezależnie od działań podjętych przez polską emigrację, rozpoczęło w Polsce w 1987 roku społeczne Archiwum Wschodnie. Przez ponad 20 lat swojej działalności zgromadzono w różnych kolekcjach największe polskie zbiory poświęcone tematyce kresowej, przede wszystkim zaś dotyczące represji. Aby ocalić od zapomnienia dramatyczne losy Kresowiaków, powstał Indeks Represjonowanych, który dziś liczy około 843 tysięcy ankiet personalnych powstałych w oparciu o źródła polskie i sowieckie, które są dostępne dla każdego w formie bazy elektronicznej.

Opublikowano również, przy znaczącej pomocy merytorycznej rosyjskiego „Memoriału”, w 24 tomach jako serię wydawniczą pt. „Indeks Represjonowanych”, całkowicie zweryfikowane biogramy około 158 tysięcy osób. Mimo pewnej powtarzalności niektórych danych osobowych dzisiejsze zbiory Archiwum Wschodniego (wraz z kilkunastoma tysiącami relacji, wspomnień, pamiętników, nagrań, pamiątek materialnych, fotografii, dokumentów itp.) pozwalają dokładnie zrekonstruować dzieje około połowy Polaków (obywateli polskich) represjonowanych przez Sowietów po 17 września 1939 roku na ziemiach wschodnich II RP. Jest to znacznie wyższy wskaźnik niż dla – zdawałoby się dobrze przebadanej – okupacji niemieckiej na ziemiach polskich.

W ostatnich latach pojawiły się również we wszystkich liczących się polskich szkołach wyższych wyodrębnione jako katedry, zakłady bądź instytuty wyspecjalizowane w tematyce wschodniokresowej nowe struktury organizacyjne polskiej nauki. Powstało przynajmniej około setki monografii – nie licząc edycji źródeł, artykułów naukowych, przyczynków itd. – podejmujących fundamentalne zagadnienia dotyczące tamtego obszaru i tamtej epoki. Pomijam liczne konferencje i jeszcze bardziej liczną, niekiedy zupełnie profesjonalną, publicystykę historyczną.

Cytowane przez profesora Legutkę z nostalgią i w obawie przed zapomnieniem fragmenty książki Zofii Kossak-Szczuckiej o polskich dworach, pałacach, dworkach i folwarkach, czyli o czymś, co nazywamy historią tzw. zakordonowej szlachty i ziemiaństwa, nie wymagają bynajmniej przywracania ich do pamięci zbiorowej. 18 lat temu szczegółowo opisał je śp. Roman Aftanazy w epokowym dziele „Materiały do dziejów rezydencji”, a bardziej współczesne dzieje ujął w „Liście strat ziemiaństwa polskiego 1939 – 1956” piszący te słowa.

Wreszcie może nie warto dzielić historii w taki sposób, jaki proponuje prof. Legutko. Inne regiony Polski też wiele wniosły do wspólnego dziedzictwa we wszystkich dziedzinach działalności człowieka, wydały niekwestionowanych bohaterów, przywódców, wielkich twórców i miały wielkie momenty w swojej przeszłości. Dość trudno pojąć naszą historię bez Lwowa i Wilna, ale nie można jej sobie wyobrazić bez Krakowa czy takich regionów jak Wielkopolska lub Śląsk.

Wszystko to nie oznacza bynajmniej podważania roli Kresów Wschodnich w procesach państwowotwórczych czy w kreowaniu polskiej świadomości narodowej i wielkiego wkładu ludzi stamtąd w polską kulturę, naukę, politykę i ich wielkiego patriotyzmu. Jako byłemu działaczowi Archiwum Wschodniego są mi obce wszelkie próby deprecjonowania historycznego dramatu Kresowiaków wyrzuconych ze swojej ojczyzny i przewiezionych w bydlęcych wagonach na obce im kulturowo Ziemie Odzyskane. Takich ludzi poznałem, także poza Polską, w swoim życiu setki i mam o nich jak najlepsze wspomnienie.

Największym wrogiem historii i przywracania do zbiorowej pamięci jej zapomnianych/zakłamanych lub przemilczanych fragmentów w całym okresie 1989 – 2008 byli politycy bez wyjątku wszystkich opcji politycznych. To oni, powodowani swoim interesem politycznym, zawsze próbowali coś ugrać przy kolejnych rocznicach lub wyborach, a skutki tego postępowania, a ściślej braku spójnej ponadpartyjnej polityki historycznej państwa, odczuwamy dziś boleśnie. Bo okazuje się, że wielkie zmiany w Europie zapoczątkował upadek muru berlińskiego, a nie pokojowy ruch zwany „Solidarnością”. Chociaż nam się wydaje, że było dokładnie odwrotnie.

Idea Muzeum Kresów dezintegruje. Sięgnijmy lepiej do Mickiewicza – on integrował wtedy i integruje dziś bardzo wielu obywateli dawnych Kresów Wschodnich. I jeśli już, to zbudujmy Muzeum Narodów Rzeczypospolitej, może do spółki z naszymi wschodnimi sąsiadami. Ale czy warto to robić, skoro ma powstać Muzeum Historii Polski, które ogarnie całe nasze dzieje? Może najrozsądniej byłoby wesprzeć finansowo sprawdzone od lat organizacje pozarządowe i tych najmłodszych badaczy, którzy nie mogą – choć bardzo chcą – podjąć tych właśnie badań z powodów finansowych, bo kwerendy w archiwach na terytorium b. ZSSR są kosztowne. Zamiast utrzymywać Instytut Kresowy lub tworzyć nowe muzeum, powołajmy do życia Fundusz Badania Kresów Wschodnich, który wspierałby granty, finansował zbieranie relacji i kresowych pamiątek, a także wspierał badaczy ukraińskich, białoruskich, żydowskich itd. w opisywaniu wspólnego dziedzictwa. I to trzeba robić szybko, bo pokolenie świadków tamtej historii bezpowrotnie odchodzi, zabierając tamten nieistniejący już świat.

[ramka][b]Krzysztof Jasiewicz[/b], historyk, politolog, profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN, autor m.in. książek: „Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939 – 1956”, „Zagłada polskich Kresów”, twórca „Serii Wschodniej”, redaktor prac zbiorowych poświęconych historii Kresów Wschodnich.[/ramka]

Z bardzo mieszanymi uczuciami przeczytałem tekst pana ministra Ryszarda Legutki „Zbudujmy muzeum Kresów” („Plus Minus” 13 – 14 grudnia 2008). Mam wrażenie, że jest to pomysł nietrafiony, w którym nie zdefiniowano nawet ani obszaru zainteresowań, ani celów, jakim miałoby służyć – poza tytułowym hasłem budowy i paroma ogólnikami. Obszar i znaczenie pojęcia „Kresy Wschodnie” były zupełnie inne dla pokolenia powstańców styczniowych, inne dla generacji urodzonej pod zaborami, a wychowanej w II RP, a jeszcze inne współcześnie (tożsame ze wschodnimi województwami II RP i/lub sowiecką strefą okupacyjną z lat 1939 – 1941).

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą