Tintin należy do najpopularniejszych postaci frankofońskiego komiksu, ma również zagorzałych fanów w krajach anglojęzycznych – w tym w Indiach, gdzie jego przygody tłumaczone są na kilkanaście lokalnych dialektów. Na świecie liczba sprzedanych egzemplarzy przekroczyła 200 mln, a jeśli doliczyć pirackie wydania, bliżej będziemy 250 milionów. – To komiks uniwersalny, poprawny pod każdym względem – tłumaczy Marek Puszczewicz, autor polskiego przekładu. – Łatwy język, sporo humoru, postacie, które można polubić.
W Polsce niezbyt Tintinowi wyszło – edycja sprzed 15 lat była rynkowym niewypałem, podobnie jak wydanie z 2002 roku. Egmont, nasz komiksowy potentat, liczy, że zainteresowanie wzrosło, i właśnie zaczął publikację wszystkich 24 tomów. Byle przeżyć ten rok, można powiedzieć – w przyszłym na ekrany ma trafić długo zapowiadany film Stevena Spielberga, wtedy karuzela z Tintinem zacznie się kręcić pełną parą i ryzyko może się opłacić.
W wersji obrazkowej Tintin „urodził się” 10 stycznia 1929 roku. Georges Remi, który później przyjął pseudonim Hergé (od odwróconych inicjałów imienia i nazwiska), miał wtedy niespełna 22 lata, ale za sobą już spore doświadczenie jako etatowy ilustrator, rysownik i portrecista katolickiej gazety „Vingtieme Siecle”. Komiksowe paski zaczął rysować dla dziecięcego dodatku „Le Petit Vingtieme” – trudno uwierzyć, że debiutem Tintina były jego przygody… w kraju Sowietów. Perypetie młodego reportera tak się jednak spodobały czytelnikom, tak przejęli się jego dramatyczną ucieczką z sowieckiego więzienia, że peron brukselskiego dworca zaległy tłumy fanów oczekujących przybycia pociągu „wiozącego” dzielnego bohatera – gazeta nieopatrznie podała datę i godzinę fikcyjnego powrotu Tintina.
Hergé znalazł prosty klucz do sukcesu: jego czytelnie rysowane komiksy były lekkostrawnymi i zabawnymi opowiastkami nawiązującymi do mniej lub bardziej aktualnych historycznych wydarzeń. Jerzy Szyłak, historyk i teoretyk sztuki komiksu, pisał: „Serial o Tintinie jest przykładem połączenia awanturniczej tematyki z humorystycznym dystansem. W pozornie poważną historię wpleciona jest niezliczona ilość drobnych gagów, a wszystko narysowane w bardzo umowny sposób – jedną kreską tworzącą zamknięty kontur wokół każdego detalu znajdującego się na rysunku”. W kolejnych zeszytach (szybko bowiem zaczęto gazetowe paski wydawać w formie książkowej) Tintin odwiedzał czarną Afrykę, Tybet, USA, wędrował po Europie, gonił rabusiów w egipskiej Dolinie Królów i walczył z dyktatorami wyimaginowanych państw południowej Ameryki. Wybierał się nawet na Księżyc.
To musiało się podobać: szeroki świat, bohater po stronie dobra, zawsze skłonny do pomocy, nieprzekupny i szczery. Wypełnia go młodzieńczy entuzjazm, podobnie jak Piotruś Pan nigdy się nie starzeje. Wraz z grupą oddanych przyjaciół – kapitanem Baryłką, profesorem Lakmusem, parą niemal bliźniaczych policjantów Tajniakiem i Jawniakiem, Chińczykiem Czangiem, przede wszystkim zaś wiernym psem Milusiem – bawi, ekscytuje, uczy. Belgowie mogli czuć się dumni, nawet jeśli reporter był patentowanym leniem (zaledwie raz Hergé pokazał go przy pracy) i wyglądał niczym klient szurniętego stylisty.