Piotruś Pan mieszka w Brukseli

Przemierzył cały świat, teraz po raz trzeci próbuje szczęścia w Polsce. Czy 80-letni bohater tradycyjnego belgijskiego komiksu podbije pokolenie czytelników wychowanych na komputerowych strzelankach?

Publikacja: 27.02.2009 23:28

Piotruś Pan mieszka w Brukseli

Foto: Rzeczpospolita

Tintin należy do najpopularniejszych postaci frankofońskiego komiksu, ma również zagorzałych fanów w krajach anglojęzycznych – w tym w Indiach, gdzie jego przygody tłumaczone są na kilkanaście lokalnych dialektów. Na świecie liczba sprzedanych egzemplarzy przekroczyła 200 mln, a jeśli doliczyć pirackie wydania, bliżej będziemy 250 milionów. – To komiks uniwersalny, poprawny pod każdym względem – tłumaczy Marek Puszczewicz, autor polskiego przekładu. – Łatwy język, sporo humoru, postacie, które można polubić.

W Polsce niezbyt Tintinowi wyszło – edycja sprzed 15 lat była rynkowym niewypałem, podobnie jak wydanie z 2002 roku. Egmont, nasz komiksowy potentat, liczy, że zainteresowanie wzrosło, i właśnie zaczął publikację wszystkich 24 tomów. Byle przeżyć ten rok, można powiedzieć – w przyszłym na ekrany ma trafić długo zapowiadany film Stevena Spielberga, wtedy karuzela z Tintinem zacznie się kręcić pełną parą i ryzyko może się opłacić.

W wersji obrazkowej Tintin „urodził się” 10 stycznia 1929 roku. Georges Remi, który później przyjął pseudonim Hergé (od odwróconych inicjałów imienia i nazwiska), miał wtedy niespełna 22 lata, ale za sobą już spore doświadczenie jako etatowy ilustrator, rysownik i portrecista katolickiej gazety „Vingtieme Siecle”. Komiksowe paski zaczął rysować dla dziecięcego dodatku „Le Petit Vingtieme” – trudno uwierzyć, że debiutem Tintina były jego przygody… w kraju Sowietów. Perypetie młodego reportera tak się jednak spodobały czytelnikom, tak przejęli się jego dramatyczną ucieczką z sowieckiego więzienia, że peron brukselskiego dworca zaległy tłumy fanów oczekujących przybycia pociągu „wiozącego” dzielnego bohatera – gazeta nieopatrznie podała datę i godzinę fikcyjnego powrotu Tintina.

Hergé znalazł prosty klucz do sukcesu: jego czytelnie rysowane komiksy były lekkostrawnymi i zabawnymi opowiastkami nawiązującymi do mniej lub bardziej aktualnych historycznych wydarzeń. Jerzy Szyłak, historyk i teoretyk sztuki komiksu, pisał: „Serial o Tintinie jest przykładem połączenia awanturniczej tematyki z humorystycznym dystansem. W pozornie poważną historię wpleciona jest niezliczona ilość drobnych gagów, a wszystko narysowane w bardzo umowny sposób – jedną kreską tworzącą zamknięty kontur wokół każdego detalu znajdującego się na rysunku”. W kolejnych zeszytach (szybko bowiem zaczęto gazetowe paski wydawać w formie książkowej) Tintin odwiedzał czarną Afrykę, Tybet, USA, wędrował po Europie, gonił rabusiów w egipskiej Dolinie Królów i walczył z dyktatorami wyimaginowanych państw południowej Ameryki. Wybierał się nawet na Księżyc.

To musiało się podobać: szeroki świat, bohater po stronie dobra, zawsze skłonny do pomocy, nieprzekupny i szczery. Wypełnia go młodzieńczy entuzjazm, podobnie jak Piotruś Pan nigdy się nie starzeje. Wraz z grupą oddanych przyjaciół – kapitanem Baryłką, profesorem Lakmusem, parą niemal bliźniaczych policjantów Tajniakiem i Jawniakiem, Chińczykiem Czangiem, przede wszystkim zaś wiernym psem Milusiem – bawi, ekscytuje, uczy. Belgowie mogli czuć się dumni, nawet jeśli reporter był patentowanym leniem (zaledwie raz Hergé pokazał go przy pracy) i wyglądał niczym klient szurniętego stylisty.

To z pewnością przeszkadzało im najmniej. Prochowiec, pumpy i sterczący loczek jasnych włosów wyróżniały Tintina z tłumu innych postaci parających się w komiksach detektywistyczną robotą (podobno przypominał on nieco brata autora, a także znanego wówczas reportera-obieżyświata Roberta Sexé). Dbały o szczegóły Hergé obdarzył swego bohatera również – przynajmniej w przedwojennych zeszytach – brukselskim dialektem. Tintin nie znosił początkowo Anglików, co brzmi paradoksalnie, gdy przypomnimy sobie przeróżne anglosaskie pozy i stylizacje bohaterów. Nic tak nie pomagało na wszelakie schorzenia jak szklaneczka whisky Loch Lomond, twierdził kapitan Baryłka.

[srodtytul]Tintin a polityka[/srodtytul]

Ale to już były świadome decyzje Hergégo, które miały pomóc Tintinowi zdobyć anglosaskich czytelników. Gotów był dla nich poświęcić belgijską narodowość Tintina, w każdym razie nie obnosić się z nią jak wcześniej. Wejście na te rynki nie było jednak łatwe, i bynajmniej nie dlatego, że Amerykanie i Anglicy mieli już swoich ulubieńców, którymi zachwycał się cały świat. Hergé, z jednej strony dokładny i dbały o szczegóły (portret Chin w „Błękitnym lotosie” z 1935 roku jest prawdziwy, każdy chiński napis coś znaczy – o autentyczność zadbał Zhang Chongren, student Akademii Sztuki w Brukseli, pierwowzór postaci Czanga), z drugiej potrafił wykazać się polityczną tępotą, a tej Anglosasi nie lubili. Za „Błękitny lotos” śmiertelnie obrazili się Japończycy przedstawieni (zgodnie z prawdą) jako brutalni najeźdźcy i okupanci; ich ambasador domagał się – bezskutecznie – wycofania książki z księgarń. Wcześniejszy tom, „Tintin w Kongo” (1931), długo był Hergé’emu wypominany: reporter Murzynów traktował jak przygłupów, a na polowania chodził z laskami dynamitu. Amerykańskie przygody też się nie podobały, choć z innych powodów: Tintin ujawniał oszukiwanie Indian na wielką skalę oraz mafijną infiltrację polityki i biznesu (amerykańska edycja ukazała się ze zmianami wymuszonymi przez wydawcę).

Swoje wczesne czarno-białe albumy Hergé nieraz zmieniał przy późniejszym wydaniu kolorowym, przerysowując lub usuwając strony. Nie uchroniło go to jednak przed zarzutami o polityczną ślepotę, a nawet gorzej – o kolaborację i antysemityzm. Z czterech tytułów, jakie ukazały się w latach 1941 – 1943 na łamach kontrolowanego przez nazistów „Le Soir”, jeden szczególnie zapadł w pamięć. „The shooting star” (Tajemnicza gwiazda) opowiada o katastrofie, jaką ma przynieść zbliżający się meteoryt. Na jednym z rysunków Żydzi, z charakterystycznie haczykowatymi nosami, czekają na nią z niecierpliwością, bo uwolni ich od spłacenia długów. Philippe Goddin, autor biografii Hergégo i wieloletni sekretarz Fondation Hergé, przyznaje, iż linia obrony, jaką przybrał rysownik – naiwność i niewiedza – nie da się utrzymać: już w 1940 roku zarzucono mu „podsuwanie belgijskim dzieciom niemieckiej propagandy”. Jego przyjaciel domagał się zajęcia wyraźnego stanowiska – „usprawiedliwienie, że to »tylko praca«, mnie nie zadowala”, pisał. Hergé swoje pierwsze książki tłumaczył po latach jako „grzechy młodości”, typowe dla „mentalności belgijskiej burżuazji owych czasów”. O wojennych produkcjach mówił mniej, podkreślając jedynie, że bardzo starał się w nich omijać politykę.

Kontrowersje pozostały – w lutym 1999 roku, 16 lat po zgonie rysownika, francuskie Zgromadzenie Narodowe zajęło się pytaniem: „Tintin – postać lewicy czy prawicy?”. Głosowania nie przewidziano i żadnych wiążących deklaracji nie złożono. Uznano to, co było od dawna wiadome – ocena zachowania sprzed półwiecza jest trudna. Dziś można powiedzieć, że grzechy młodości odpuszczono. Tintin zdobi znaczki, monety, ma pomniki, multum poświęconych mu publikacji, kilkaset stron w encyklopediach, naśladowców i prześmiewców, kapelę rockową (Thompson Twins), rok jego imienia i kończone na gwałt muzeum w Louvain-la-Neuve.

W ciągu lat powstało także kilka filmowych adaptacji poszczególnych tomów, teraz jednak wszyscy oczekują na wersję Stevena Spielberga i Petera Jacksona. Spielberg, który zaklepał sobie prawa już w 1983 roku, nie mógł długo znaleźć finansowego wsparcia (budżet obliczany jest na 135 mln dolarów), musiał zrezygnować z planowanych trzech filmów, niedawno wydłużył datę ukończenia produkcji o rok (na 2011). Marzył mu się Jack Nicholson jako Baryłka, zaangażowano jednak młodszego Andy’ego Sarkisa. Główną postać zagra Jamie Bell, jednym z czarnych charakterów będzie Daniel „Bond” Craig. Jackson obiecuje zaawansowaną animację, która ma się przeplatać z filmowanymi sekwencjami.

Hergé, jak ujawniła jego druga żona Fanny Vlaminck-Rodwell, kierująca dziś założonym w 1950 roku Hergé Studios, chciał tej produkcji. Spielberg miał dostać wolną rękę: „To będzie na pewno inny Tintin, ale też dobry”, mówił rysownik.

[srodtytul]W krzywym zwierciadle[/srodtytul]

Nic dziwnego zatem, że książka „Tintin y el loto rosa” (Różowy lotos) Antonia Altarriby, hiszpańskiego fotografa i satyryka, spotkała się z wielkim oburzeniem. Powód? Hiszpan zakpił ze słynnego bohatera, dorabiając mu niezbyt chlubną przeszłość: 30-letni Tintin jest w niej dziennikarzem bulwarówki, w głowie mu nie śledztwa, ale panienki, którym poświęca czas chętnie i intensywnie.

Niestety, Hergé Fondation, która pilnuje niepokalanego wizerunku komiksowego dziennikarza, nie poznała się na dowcipie Altarriby i zagroziła wydawcy postępowaniem sądowym, jeśli nie wycofa tytułu z księgarń (co uczynił). Autor tłumaczył, że Tintin jest od dawna „osobą publiczną” i jako taka nie podlega zakazom parodiowania, lecz nie przekonało to Belgów. Nieco to dziwne, bo inna parodia, „Tintin in the New World” autorstwa Frederica Tutena, powstała już w 1993 r. i mimo kontrowersyjnych scen (Tintin przy okazji poznawania Ameryki odkrywa również seks) nie wzbudziła protestów

Ta nadmierna troska o poprawność może się jednak obrócić przeciw spadkobiercom Hergégo: od ubiegłego roku w brukselskim sądzie złożony jest pozew kongijskiego studenta o rasistowskie potraktowanie mieszkańców afrykańskiego kraju we wspomnianym zeszycie „Tintin w Kongo”.

Czy dotychczasowy brak zainteresowania w Polsce dla tego nieco przestarzałego, ze wszech miar pozytywnego bohatera może dziwić? Niespecjalnie – Tintin to skrzyżowanie harcerza z supermenem (który wszak także był dziennikarzem) i nader rzadko posuwa się do gwałtownych działań. Perypetie Tintina śmieszą, wręcz rozczulają. Opowieści o grupie przyjaciół wspomagających się fortelem i pomysłem w różnych tarapatach niezbyt pasują do naszej brutalnej rzeczywistości. Lubimy, gdy dobro zwycięża, ale wolimy, by stało się to przy udziale ognia i miecza.

Tintin należy do najpopularniejszych postaci frankofońskiego komiksu, ma również zagorzałych fanów w krajach anglojęzycznych – w tym w Indiach, gdzie jego przygody tłumaczone są na kilkanaście lokalnych dialektów. Na świecie liczba sprzedanych egzemplarzy przekroczyła 200 mln, a jeśli doliczyć pirackie wydania, bliżej będziemy 250 milionów. – To komiks uniwersalny, poprawny pod każdym względem – tłumaczy Marek Puszczewicz, autor polskiego przekładu. – Łatwy język, sporo humoru, postacie, które można polubić.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”