Janina Patyrowska, lat 78, codziennie z okna swojego domu widzi ten pomnik i ten grób. Stoją po drugiej stronie drogi. W miejscu, gdzie kiedyś było jej podwórko. Tu – mówi, wskazując ręką trawę na polu – stała obora. Tu – ręka znów pokazuje trawę – stał dom. A tu – stodoła. Patyrowska była jedną z czworga dzieci Marianny i Antoniego Gzowskich. Ich gospodarstwo znajdowało się w środku wsi. Ulicówki – charakterystycznie rozciągniętej, w której gospodarstwa rozłożone są po obu stronach drogi. Miała osiem lat, gdy wybuchła wojna. 13 września 1939 r. wkroczyli Niemcy i stodołę Gzowskich zamienili w miejsce kaźni. Zabili ojca, spalili brata. Po domu i gospodarstwie zostawili zgliszcza.
[srodtytul]Myśmy tu dobrze żyli[/srodtytul]
Po tamtej stodole nie został nawet kamień. Po ludziach pozostał grób. Obmurowany: dwa na dwa metry. Nad nim drewniany krzyż pomalowany brązową farbą. W 1969 r. miejscowy społecznik wywalczył jeszcze pomnik w kształcie komina krematorium. Napisał na nim dyplomatycznie o 54 obywatelach polskich, ofiarach bestialskiego mordu. Tuż po wydarzeniach marcowych należało unikać słowa „Żyd”.
Przed wojną Cecylówka była dużą wsią, liczyła 47 numerów. Oprócz Polaków – Czachorów, Szumigajów, Jasików, Lisiewskich, Cichowlasów, Ryczkowskich, Misterskich, Wolaków, Zawłockich – mieszkali tu Żydzi: Nysenbaumowie lub Nysenbornowie (ich polscy sąsiedzi różnie zapamiętali brzmienie nazwiska), Szmidtowie, Karpenkopowie. – Myśmy tu dobrze żyli – opowiada Tadeusz Wolak, mieszkaniec wsi. Zapamiętał, że Srul był szewcem, a Ślama trudnił się handlem. Już w kwietniu, kiedy sady dopiero kwitły, kupował owoce na pniu. – Stąd woził owoc do Warki. To będzie około 30 kilometrów. Wziął ze dwa wiadra, jakiś worek, obwiesił się i się opłacało. Sąsiedzi jeszcze lepsi byli jak teraz Polacy. Krzywdy nigdy nie zrobili, z podwórka nic nie wzięli. Śmiało można było nic nie zamykać – opowiada Wolak.
We wrześniu 1939 r. wsie między Tomaszowem Mazowieckim a Kozienicami stały się miejscem polsko-niemieckich walk. Mieszkańcy położonych wśród lasów Cecylówki i Helenówka szukali schronienia u krewnych w innych, bardziej oddalonych od frontu miejscowościach.