Dzień Zwycięstwa

Dzień Zwycięstwa to dla mnie historyczny przełom w europejskich dziejach. W 1945 r. w istocie zakończyła się historia wojen.

Publikacja: 08.05.2010 04:24

Red

Do tego momentu wojny były uważane za naturalny dla człowieka sposób spędzania czasu na równi z innymi zajęciami, jego naturalną potrzebę. Krytyka wojny ze strony pacyfistów była zjawiskiem marginalnym i przejawem słabej woli.Mężczyzna-wojownik był wzorcem społecznym i płciowym.

Koszmar II wojny przeszedł wszystkie oczekiwania, wywołał niespotykany impuls humanistyczny w powojennej Europie, unicestwił pozytywny wizerunek wojny jako zjawiska. Stało się jasne, że nie można uważać jej za przedłużenie polityki, niezależnie od tego, jakie cele by tej polityce przyświecały. Wojna stała się historycznym przeżytkiem i jeśli nawet mieliśmy w ostatnim półwieczu do czynienia z wieloma konfliktami zbrojnymi, to tak czy inaczej były oceniane dwuznacznie, nawet jeśli jakieś starcie uważano za sprawę słuszną.

Wojna sowiecko-niemiecka, a także amerykańska bomba atomowa zniszczyły wojnę jako ideę. Mundur wojskowy przestał być wyróżnieniem dla mężczyzny. Zastąpił go w tej roli nowy archetyp wizerunku obywatelskiego, który do tej pory znajduje się w stadium przymiarek.

I chociaż jako dzieci wciąż lubimy bawić się w wojnę, to i tak nie odczuwamy dawnej frajdy. Pod koniec szkolnych lat parady wojskowe na placu Czerwonym przerażały mnie jako przejawy anachronicznej świadomości. Kilka dni temu, gdy utknąłem w dwugodzinnym korku obok Sadowego Kolca w Moskwie z powodu nocnej próby przed paradą zwycięstwa, stałem się mimowolnym świadkiem zabawy dorosłych w wojnę najwyższej jakości. Postanowiłem więc sprawdzić swoje dzisiejsze emocje.

W porównaniu z dzieciństwem czołgi znacznie się powiększyły, wyrosły w porównaniu ze zwycięskimi T-34. Zrobiły się dosłownie dwupiętrowe. Dziwiłem się, że te narzędzia śmierci ktoś może przyjmować z naiwną dumą. Swoją drogą, gapiów na ulicach było mało, kierowcy zablokowanych przez korek samochodów zachowywali się wobec próby dość obojętnie, chociaż na niektórych autach powiewały wstążki symbolizujące order św. Jerzego. Na chwilę wydało mi się, że wojskowi na całym świecie zamienili się w ołowianych żołnierzyków, i to wzbudziło jednocześnie śmiech i mdłości. Czołgi jako samochody wyprodukowane specjalnie do zabijania ludzi, których i tak zabijają w dużej ilości zwykłe samochody, są dla mnie wielkim nieporozumieniem. Po przejściu parady na Sadowe Kolco wyjechała ogromna ilość podobnych do wielkich owadów ciężarówek z polewaczkami, które starły wszelkie ślady wojskowego nawozu.

Oto dlaczego świętowanie zwycięstwa traktuję z mieszanymi uczuciami. Z okazji święta nasi weterani mieli dostać mieszkania. Można się tylko domyślać, w jakich warunkach mieszkali wcześniej. A tym, którzy coś przeskrobali, obiecano amnestię. Do tej pory po Rżewem szukają niepochowanych wcześniej ciał żołnierzy, a po całym mieście rozklejono plakaty z mitycznym żołnierzem-zwycięzcą: dobrodusznie uśmiechniętym facetem o słowiańskiej twarzy, bez szczególnych oznak intelektu. W przerwie między strzelaniem taki chłopiec w Europie lat 40. mógł tylko kręcić głową w hełmie ze zdziwienia na widok nieznanych sobie porządków.

Swoją drogą, niedawno w pewnym saratowskim piśmie przeczytałem dziennik sowieckiego sierżanta, który zaraz po wojnie, zdaje się, że w Poczdamie, zakochał się w Niemce. Sądząc po archiwalnej fotografii, byli ładną parą. Z powodu tego dziennika autora potem ciągano po przesłuchaniach w KGB, ale mną wstrząsnęła nie typowa sowiecka rozprawa z człowiekiem, ale siła uczuć i cierpień. Radziecki Romeo i niemiecka Julia stali się dla mnie pomysłem na pomnik. Niemcy od razu krzykną: a ile naszych babć żeście zgwałcili! Nasi odpowiedzą: a ile babć umarło z głodu w okupowanym Leningradzie! Też mógłbym dodać: moja babcia Anastasija Nikandrowna spędziła w okupowanym Leningradzie pełne trzy lata...

Nie wiem, co w tym święcie jest ważniejsze: cześć dla weteranów, którzy, jak moi rodzice zbliżający się do dziewięćdziesiątki, należą do rozstrzelanego pokolenia, które przeżyło dwa razy przez przypadek, nie bacząc na Hitlera i Stalina, czy może chwała Rosji jako supermocarstwa, pomimo że raczej nim nie jest. Stalin to jeszcze nie powód, by odrzucać światowe znaczenie rosyjskiego zwycięstwa. Cenię je sobie, ale pragnę, żeby wszystkie wojenne zwycięstwa pozostały w przeszłości. —tł. Justyna Prus

Autor jest rosyjskim pisarzem i publicystą, w Polsce znanym m.in. z książek „Rosyjska piękność”, autobiograficznej powieści „Dobry Stalin” i „Rosyjskiej apokalipsy”. Tekst ukazuje się jednocześnie w niemieckim dzienniku „Die Welt”

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy