Reżyser zaangażowany

Kiedy pod listem otwartym pojawia się nazwisko Władysława Bartoszewskiego, Tadeusza Mazowieckiego czy Wisławy Szymborskiej, prawie w ciemno można założyć, że znajdzie się tam też Andrzej Wajda z Krystyną Zachwatowicz. I że list opublikuje „Gazeta Wyborcza”

Publikacja: 22.05.2010 01:30

Andrzej Wajda z Joanną Szczepkowską podczas koncertu „Solidarni z Białorusią”, 12 marca 2006 r.

Andrzej Wajda z Joanną Szczepkowską podczas koncertu „Solidarni z Białorusią”, 12 marca 2006 r.

Foto: Rzeczpospolita, Justyna Cieślikowska

Andrzej Wajda w ostatnich tygodniach niezwykle aktywnie włączył się w polskie spory. Jego wystąpienia – protest w dniach żałoby przeciw pochówkowi Marii i Lecha Kaczyńskich na Wawelu, poparcie akcji zapalania zniczy na grobach żołnierzy Armii Czerwonej i ogłoszenie stanu wojny domowej podczas inauguracji komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego wywołały niezwykle emocjonalne reakcje. Podobnie jak deklaracja, że w tej kampanii obóz kandydata Platformy może liczyć na przyjaciół w „TVN i tej drugiej telewizji”.

Wiele osób było zaskoczonych aktywnością wybitnego reżysera, ale jeśli prześledzić jego pozaartystyczne wystąpienia, zwłaszcza w ciągu ostatnich 20 lat, widać, że to nic wyjątkowego. Wajda zabierał głos w większości ważnych sporów zawsze po tej samej stronie i włączał się w kampanię niemal w każdych wyborach. Był i jest najbardziej chyba reprezentatywnym głosem warszawsko-krakowskich elit w niemal każdej ważnej sprawie. Po 1989 roku podpisał dziesiątki listów otwartych w różnych sprawach.

[srodtytul]Musiałbym przestać robić filmy[/srodtytul]

W latach komunizmu reżyser siłą rzeczy musiał być mniej czy bardziej blisko ówczesnej władzy, która uhonorowała go orderem Sztandaru Pracy. Zaczynał od filmów fałszujących historię, wychwalających komunizm, później tworzył dzieła, w których swój obraz odnajdowali ludzie walczący z systemem. Od „Pokolenia” do „Człowieka z żelaza” Wajda przeszedł długą polityczną drogę. Niemniej jego filmy wywoływały ważne dyskusje o patriotyzmie i naszym stosunku do historii. Prawie zawsze mniej lub bardziej ocierały się o politykę.

Wielokrotnie podkreślał, że czuje się człowiekiem „Solidarności”, natomiast za komunizmu, ani w latach 70., ani w czasie stanu wojennego nie angażował się w działalność opozycyjną. Nie podpisywał listów protestacyjnych. Dlaczego?

„Nie musiałem zajmować się polityką" – tłumaczył w jednym z wywiadów dla „Gazety Wyborczej”. – „To moimi filmami prowadziłem politykę i wiedziałem dokładnie, że władza wyczekuje, kiedy zrobię krok w stronę opozycji i wtedy będę musiał znaleźć sobie w Polsce inne zajęcie. To dobrze, że są w kraju tacy opozycjoniści jak Adam Michnik, że są tacy konsekwentni, że są tacy, którzy protestują i podpisują wezwania do oporu. Ale dobrze także, że jest ktoś, kto robi takie filmy jak ja. W ten sposób front opozycji się poszerzał. Polska nie stała się Białorusią właśnie dlatego, że było tak dużo ludzi nieakceptujących tamtej rzeczywistości. Ja się nie interesowałem tym, jak się zachowywali ówcześni politycy opozycyjni. Robiłem filmy, inni z tą samą nadzieją podpisywali listy, a jeszcze inni siedzieli w więzieniu. To, co miałem do zrobienia, zrobiłem w moich filmach” – przekonywał. Przyznawał wprost: „Wobec opozycji zawsze byłem życzliwy, co nie oznaczało uczestnictwa, bo musiałbym przestać robić filmy”.

Bezpośrednio angażował się tylko w okresie solidarnościowego karnawału i od 1989 roku. W maju 1981 roku na pytanie tygodnika „Polityka”: „Komu, czemu chciałby pan służyć?" odpowiadał: „Oczywiście naszemu potężnemu Niezależnemu i Samorządnemu Związkowi Zawodowemu »Solidarność«.

Po 13 grudnia 1981 roku zniknął z mediów jak wielu nieakceptujących reżim Jaruzelskiego artystów. Filmy kręcił poza Polską. Choć nie był działaczem opozycji po 1981 roku i nie angażował się w jej przedsięwzięcia, powtarzał potem, że jest człowiekiem „Solidarności”. Po „Człowieku z żelaza” nikt mu nie odmawiał prawa do tego.

[srodtytul]Założyciel Agory[/srodtytul]

Do życia politycznego włączył się bezpośrednio 30 listopada 1988 roku, kiedy przyjechał do siedziby episkopatu Polski, by przygotowywać Lecha Wałęsę do telewizyjnego starcia z Alfredem Miodowiczem. To on wymyślił, by na wizji był zegar, aby reżimowa telewizja nie mogła niczego wyciąć ani zmanipulować bez zauważenia tego przez widzów.

Kiedy wiosną 1989 r. zapadła decyzja o wydawaniu niezależnej opozycyjnej gazety codziennej to właśnie Andrzej Wajda, razem ze Zbigniewem Bujakiem i Aleksandrem Paszyńskim stali się jej formalnymi założycielami i właścicielami. Akt założycieli spółki Agora podpisano w mieszkaniu Andrzeja Wajdy. Wkrótce trzej panowie zrzekli się swoich udziałów na rzecz 19-osobowej spółki, którą stworzyli ludzie rzeczywiście robiący „Gazetę”.

Wajda powtarzał potem, że moment „dający życie” „Gazecie” był najważniejszy w jego życiu.

Wzajemną fascynację reżysera i Adama Michnika widać było w ich przyszłych decyzjach ideowych przez całe dwudziestolecie. „Gazeta” zawsze fetowała Wajdę, a on odpłacał jej się równie ciepłymi gestami. Kiedy w 2008 roku odbierał tytuł Człowieka Roku „Gazety Wyborczej” powiedział najszczerzej jak mógł: „Czytanie przez 19 lat »Gazety Wyborczej« nie pozostaje bez wpływu na moją biedną głowę”.

W 1989 roku był także jednym z prominentnych członków Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. W czerwcowych wyborach 1989 roku wystartował do Senatu z województwa suwalskiego, skąd pochodził. Jeszcze przed wyborami wspólnie z Lechem Wałęsą podpisał apel do środowisk twórczych o udział w wyborach i pomoc w ich przygotowaniu. Jak tłumaczył wówczas swój start? „Nie startowałbym nigdy z »własnej« listy, gdyż uważam siebie za człowieka »Solidarności«, a »Solidarność« jest moją organizacją. – mówił.

Kiedy dostał się do parlamentu i „Solidarność" przymierzała się do rozgrywki o przejęcie władzy, razem z Adamem Michnikiem, poleciał do Moskwy, co opisał w tygodniku „Wprost” historyk Antoni Dudek: „W lipcu 1989 r., już po opublikowaniu głośnego artykułu »Wasz prezydent, nasz premier«, Adam Michnik wraz z Andrzejem Wajdą przebywali w Moskwie, gdzie prowadzili rozmowy m.in. w Wydziale Zagranicznym KC KPZR. Ich szczegóły nie są znane, ale wymowny wydaje się sposób, w jaki w Moskwie zareagowano na powstanie rządu Mazowieckiego. W protokole z posiedzenia sowieckiego Biura Politycznego z końca września 1989 r. znalazł się zapis mówiący o konieczności współpracy ze wszystkimi »konstruktywnymi siłami politycznymi w PRL opowiadającymi się za (...) wypełnianiem sojuszniczych zobowiązań Polski w ramach Układu Warszawskiego«”. 

[srodtytul]Za, a nawet przeciw Wałęsie[/srodtytul]

Kiedy zaczął narastać konflikt między obozem Tadeusza Mazowieckiego a Lechem Wałęsą, stanął od początku po stronie ówczesnego premiera. Razem z grupą znanych osobistości opuścił Komitet Obywatelski. Publicznie krytykował człowieka, którym był tak bardzo zafascynowany. Przywódca „Solidarności" nie pozostawał mu dłużny: „Jak ja słyszę te popisy polityków, to naprawdę nie wiem, czy wziąć na kolano i wypalić tak po pięć klapsów tym Wajdom, tym Szczypiorskim. Oni w ogóle nie mają pojęcia o polityce. To są wielkie gwiazdy polskiej sceny, ale zachowują się jak przedszkolaki w tematach politycznych. Wciągnęli nas na kłótnie, które są absurdalne, jak plotkarze” – mówił Wałęsa na wiecach.

Kiedy jednak Wałęsa został prezydentem, reżyser nie odmówił przyjęcia funkcji przewodniczącego Rady ds. Kultury przy prezydencie. Ale jednocześnie związał się z Unią Demokratyczną, partią ówczesnej liberalnej, najbardziej wpływowej elity.

W 1992 roku występował przeciwko rozporządzeniu utrwalającemu obecność religii w szkołach. „Protestujemy przeciwko planom wprowadzenia do szkół od 1 września 1992 obowiązkowego przedmiotu: religia/etyka. Powyższa inicjatywa Ministerstwa Edukacji Narodowej stanowi precedens zmierzający do uczynienia ze szkół podstawowych, które naszym zdaniem powinny pozostać neutralne światopoglądowo; szkół o charakterze wyznaniowym” – pisali m.in. Andrzej Wajda, Krystyna Janda, Daniel Olbrychski.

Kiedy Lecha Wałęsę zaczęli opuszczać sojusznicy i tworzyć Porozumienie Centrum, Wałęsa zaczął być atakowany z innej strony. Rada, której przewodniczył Wajda, wydała oświadczenie, w którym wyraziła głębokie zaniepokojenie klimatem politycznym ostatnich tygodni w Polsce”. Jej członkowie stwierdzili, że „majestat Rzeczypospolitej, symbolizowany przez urząd prezydenta, powinien być chroniony prawem, zwłaszcza przez naczelne organy władzy RP, przez Sejm, Senat i rząd. Wszystkie parlamentarne ugrupowania polityczne, a także prasa, radio i telewizja winny pamiętać o godności i dobrym imieniu Rzeczypospolitej, któremu uwłacza język toczących się sporów i atmosfera ulicznych awantur”.

Ale sam Wałęsa niespecjalnie słuchał rady. Kiedy trzeba było powołać członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, rada zaproponowała mu m.in. Ewę Łętowską, Tadeusza Konwickiego, Edwarda Pałłasza, Andrzeja Szczypiorskiego i Andrzeja Wajdę. Po wysłuchaniu tych propozycji prezydent powołał nierekomendowanego Marka Markiewicza.

W końcu w czerwcu 1994 roku Andrzej Wajda i prof. Andrzej Siciński (zastępca przewodniczącego rady) zrezygnowali z zasiadania w prezydenckiej radzie. Posiedzenie, na którym to obwieścili, zakończyło się skandalem, bo nie przybył na nie zapowiedziany minister kultury Kazimierz Dejmek. Wałęsa się wściekł, powiedział, że minister go obraził i nie wygłosił przygotowanego wcześniej przemówienia.

Rok później odbyły się wybory prezydenckie. Andrzej Wajda, podobnie jak „Gazeta Wyborcza" oficjalnie poparł w nich Jacka Kuronia. Kiedy Unia Wolności walczyła o wejście do Sejmu w 1997 roku znalazł się w jej honorowym komitecie wyborczym. Gdy szefem UW został Leszek Balcerowicz, został członkiem Komitetu Doradczego partii.

[srodtytul]Dziedzictwo to ideologia[/srodtytul]

Reżyser nie tylko angażował się we wspieranie polityków i partii. Bardzo często zabierał głos w dyskusjach, podpisał ogromną ilość listów w rozmaitych sprawach. W 1996 roku wraz z m.in. Władysławem Bartoszewskim i Stefanem Bratkowskim protestował przeciw wypowiedziom Zygmunta Wrzodaka, który w rocznicę wydarzeń 1976 roku mówił o „różowych hienach politycznych z KOR, żerujących na robotnikach, Kościele i ojczyźnie”.

Wielokrotnie wypowiadał się też w sprawie mediów publicznych. Obecnie wspiera projekt twórców mający uratować media publiczne. W 1999 roku nie wierzył w ich przyszłość. Miał inną wizję: Co trzeba zrobić? „Rozbić obecną telewizję publiczną, sprywatyzować jej programy, uwolnić stacje lokalne, a prawdziwą telewizję publiczną zbudować od nowa (...). Prawica łudzi się, że można tę jawnogrzesznicę, jaką w ich oczach jest telewizja publiczna, nawrócić. To prawda, pójdzie ona z każdym, kto zapewni jej chwilowe utrzymanie, ale naprawdę pozostanie wierna tylko sobie (...)” – mówił w 1999 roku.

Kiedy władzę trzymał AWS z Unią Wolności nie mógł zrozumieć, dlaczego partia, którą tak bardzo wspierał, odpuściła sobie Ministerstwo Kultury. A kiedy ówczesny minister Kazimierz Ujazdowski z AWS zaproponował, by nazwę resortu zmienić na Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, reżyser się rozsierdził: „Jeśli stoją obecnie jakieś zadania przed ministrem kultury, to pozyskanie pieniędzy na wsparcie naszego życia artystycznego oraz podjęcie skutecznych kroków w dziedzinie prawnych uregulowań, które otworzą nowe źródła finansowania kultury. Tymczasem »Dziedzictwo Narodowe« wyznacza ministerstwu rolę ideologiczną, której chcieliśmy go pozbawić za wszelką cenę po 1989 r.” – mówił w „Gazecie Wyborczej”. – Wyłania się bowiem pytanie: co jest naszym narodowym dziedzictwem? Czy polscy Żydzi do niego należą? Jest przecież wielu, którzy temu zaprzeczają. Skąd pewność, że jeden z tak myślących polityków nie zostanie ministrem kultury? A mniejszość niemiecka? Czy może liczyć na wsparcie z Ministerstwa Dziedzictwa Narodowego, choćby powoływała się na fakt, że jeszcze w XV wieku w krakowskim kościele Panny Marii kazania mówione były wyłącznie po niemiecku? (…) Ideologizacja Ministerstwa Kultury i Sztuki ma jeszcze jedną trudną do przewidzenia konsekwencję – przyszłe wybory do parlamentu i doświadczenie z Krajową Radą RiT, której polityczny skład określił tak szkodliwie działalność i program telewizji publicznej, niech będzie ostrzeżeniem” – mówił i przestrzegał.

W tym samym czasie podpisywał apele w sprawie rosyjskiej agresji na Czeczenię. Czynił to zresztą nie pierwszy raz. I nie ostatni. Tak samo później dwukrotnie podpisywał apele w sprawie demokracji na Białorusi, wspierał pomarańczową rewolucję na Ukrainie, a nawet dawał swoje nazwisko pod apele o demokratyzację Birmy i wspierał działania Dalajlamy na rzecz wolności Tybetańczyków. Pisał do rodzin ofiar okrętu „Kursk”. Podpisywał list z wyrazami oburzenia po zdewastowaniu teatru Witkacego w Zakopanem. Za każdym razem, kiedy toczyła się dyskusja o finansowaniu kultury, a zwłaszcza kinematografii, zabierał głos.

Kiedy odbywały się referenda w sprawie konstytucji europejskiej w Irlandii czy we Francji, podpisywał się pod listami do społeczeństw tych krajów, namawiając je do przyjęcia dokumentu. Nie odmówił podpisu w sprawie obrony doliny Rospudy, kiedy wielką akcję w tej sprawie organizowała „Wyborcza”. Swoje nazwisko umieścił też pod listem w sprawie zmiany ordynacji wyborczej i powołania okręgów jednomandatowych oraz przeciwko IPN.

[srodtytul]Rozczarowanie społeczeństwem[/srodtytul]

Przed wyborami w 2001 r., podpisał list: „Szanowni Państwo. Zbliżają się wybory. Wielu z nas wybrało już partię, na którą zamierza głosować. My zdecydowaliśmy się poprzeć Unię Wolności. Czynimy to z przekonaniem, że jest to wybór najlepszy dla Polski. Nasza decyzja wynika z oceny wkładu Unii w rozwój demokratycznego państwa i z oceny obecnego stanu Polski i jej przyszłości”.

[wyimek]Polska inteligencja, która od niepamiętnych czasów czuła się głosem polskiego społeczeństwa, ma poczucie głębokiego rozczarowania tym, jakie to społeczeństwo jest[/wyimek]

Kiedy Unia przegrała, Wajda był zszokowany. „Polska inteligencja, która od niepamiętnych czasów czuła się głosem polskiego społeczeństwa, ma poczucie głębokiego rozczarowania tym, jakie to społeczeństwo jest” – mówi w „Rzeczpospolitej”. Jego zdaniem była to "zemsta społeczeństwa na elitach".

Rządy Leszka Millera przyjął bez zachwytu, ale zgodził się uczestniczyć w Narodowej Radzie Europejskiej. Znalazł się tam obok m.in. Tadeusza Mazowieckiego i Adama Michnika.

A potem jeszcze ostatni raz wsparł znikająca Unię Wolności w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Kiedy nastały rządy PiS, Andrzej Wajda podpisywał znów niejeden list. Przed publikacją książki Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenkiewicza o Lechu Wałęsie, podpisał apel „Przeciwstawmy się kampanii nienawiści”.

Niedługo potem wydał oświadczenie: „Z Biura Lustracyjnego IPN otrzymałem zapytanie, czy zgadzam się na umieszczenie mego nazwiska w spisie osób inwigilowanych przez organy bezpieczeństwa. Fakt pominięcia Lecha Wałęsy w tym spisie wyprodukowanym przez IPN jest dla mnie nie do przyjęcia. W związku z tym oświadczam, że kategorycznie nie wyrażam zgody na figurowanie w spisach IPN, dopóki nie znajdzie się tam nazwisko pierwszego przewodniczącego NSZZ »Solidarność«, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, człowieka, dzięki któremu żyjemy w niepodległej Polsce – Lecha Wałęsy”.

Podpisał też „List przeciw kłamstwu” w sprawie sporu Zybertowicz – Michnik. Wsparł list Krzysztofa Krauzego nawołujący do bojkotu kierowanej przez Piotra Farfała telewizji, w której nastąpił „brunatny przewrót”, w której obecne są „antysemityzm, ksenofobia, homofobia”. Podpisywał też listy w obronie Romana Polańskiego.

Na początku 2008 roku na uroczystości, podczas której „Gazeta” przyznała mu tytuł Człowieka Roku, mówił: "Czy jestem człowiekiem dobrego roku 2007? Tak. Przede wszystkim upadły rządy PiS, LPR i Samoobrony. Niestety, jednak został IPN i nadal próbuje nas straszyć teczkami”. 

[i]

W wywiadzie dla „Polityki”, który ukazał się w tym tygodniu, dziennikarz martwi się: „Dziś przy europejskim, nowoczesnym premierze wstaje z grobu patriotyzm męczeński”. Na to reżyser filmu „Katyń”: „Mam nadzieję, że w tej formie wstaje po raz ostatni”. Dziennikarz: „A jeśli szybko nie spocznie?”. Wajda: „No, trzeba mu dopomóc odejść”. [/i]

Andrzej Wajda w ostatnich tygodniach niezwykle aktywnie włączył się w polskie spory. Jego wystąpienia – protest w dniach żałoby przeciw pochówkowi Marii i Lecha Kaczyńskich na Wawelu, poparcie akcji zapalania zniczy na grobach żołnierzy Armii Czerwonej i ogłoszenie stanu wojny domowej podczas inauguracji komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego wywołały niezwykle emocjonalne reakcje. Podobnie jak deklaracja, że w tej kampanii obóz kandydata Platformy może liczyć na przyjaciół w „TVN i tej drugiej telewizji”.

Wiele osób było zaskoczonych aktywnością wybitnego reżysera, ale jeśli prześledzić jego pozaartystyczne wystąpienia, zwłaszcza w ciągu ostatnich 20 lat, widać, że to nic wyjątkowego. Wajda zabierał głos w większości ważnych sporów zawsze po tej samej stronie i włączał się w kampanię niemal w każdych wyborach. Był i jest najbardziej chyba reprezentatywnym głosem warszawsko-krakowskich elit w niemal każdej ważnej sprawie. Po 1989 roku podpisał dziesiątki listów otwartych w różnych sprawach.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą