Andrzej Wajda w ostatnich tygodniach niezwykle aktywnie włączył się w polskie spory. Jego wystąpienia – protest w dniach żałoby przeciw pochówkowi Marii i Lecha Kaczyńskich na Wawelu, poparcie akcji zapalania zniczy na grobach żołnierzy Armii Czerwonej i ogłoszenie stanu wojny domowej podczas inauguracji komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego wywołały niezwykle emocjonalne reakcje. Podobnie jak deklaracja, że w tej kampanii obóz kandydata Platformy może liczyć na przyjaciół w „TVN i tej drugiej telewizji”.
Wiele osób było zaskoczonych aktywnością wybitnego reżysera, ale jeśli prześledzić jego pozaartystyczne wystąpienia, zwłaszcza w ciągu ostatnich 20 lat, widać, że to nic wyjątkowego. Wajda zabierał głos w większości ważnych sporów zawsze po tej samej stronie i włączał się w kampanię niemal w każdych wyborach. Był i jest najbardziej chyba reprezentatywnym głosem warszawsko-krakowskich elit w niemal każdej ważnej sprawie. Po 1989 roku podpisał dziesiątki listów otwartych w różnych sprawach.
[srodtytul]Musiałbym przestać robić filmy[/srodtytul]
W latach komunizmu reżyser siłą rzeczy musiał być mniej czy bardziej blisko ówczesnej władzy, która uhonorowała go orderem Sztandaru Pracy. Zaczynał od filmów fałszujących historię, wychwalających komunizm, później tworzył dzieła, w których swój obraz odnajdowali ludzie walczący z systemem. Od „Pokolenia” do „Człowieka z żelaza” Wajda przeszedł długą polityczną drogę. Niemniej jego filmy wywoływały ważne dyskusje o patriotyzmie i naszym stosunku do historii. Prawie zawsze mniej lub bardziej ocierały się o politykę.
Wielokrotnie podkreślał, że czuje się człowiekiem „Solidarności”, natomiast za komunizmu, ani w latach 70., ani w czasie stanu wojennego nie angażował się w działalność opozycyjną. Nie podpisywał listów protestacyjnych. Dlaczego?
„Nie musiałem zajmować się polityką" – tłumaczył w jednym z wywiadów dla „Gazety Wyborczej”. – „To moimi filmami prowadziłem politykę i wiedziałem dokładnie, że władza wyczekuje, kiedy zrobię krok w stronę opozycji i wtedy będę musiał znaleźć sobie w Polsce inne zajęcie. To dobrze, że są w kraju tacy opozycjoniści jak Adam Michnik, że są tacy konsekwentni, że są tacy, którzy protestują i podpisują wezwania do oporu. Ale dobrze także, że jest ktoś, kto robi takie filmy jak ja. W ten sposób front opozycji się poszerzał. Polska nie stała się Białorusią właśnie dlatego, że było tak dużo ludzi nieakceptujących tamtej rzeczywistości. Ja się nie interesowałem tym, jak się zachowywali ówcześni politycy opozycyjni. Robiłem filmy, inni z tą samą nadzieją podpisywali listy, a jeszcze inni siedzieli w więzieniu. To, co miałem do zrobienia, zrobiłem w moich filmach” – przekonywał. Przyznawał wprost: „Wobec opozycji zawsze byłem życzliwy, co nie oznaczało uczestnictwa, bo musiałbym przestać robić filmy”.