To samo, co mówił Obama: „You can”. Chcę ich przekonać, że razem możemy zmienić nasz kraj, możemy zmienić politykę, wszystko. To ważne zwłaszcza dla kobiet, które siedzą w domach, sprzątają, gotują, zajmują się dziećmi i nie wierzą, że ich życie może wyglądać inaczej, a ja chciałabym to zmieniać.
[b]Naprawdę wszystko tak dokładnie zaplanowałaś: najpierw „Afghan Star”, potem rada prowincji, parlament?[/b]
Coś w tym złego?
[b]Nie, po prostu imponuje mi determinacja.[/b]
Żyję w kraju, w którym wejście do polityki dla kogoś, kto nie ma odpowiednich znajomości, swoich patronów, jest bardzo trudne. Wtedy trzeba być znanym. A jak to osiągnąć lepiej, niż występując w telewizji?
[b]I to było takie łatwe?[/b]
Nie wzięłam pod uwagę tego, że tak wielu ludzi mnie potępi. Byli tacy nawet wśród bliskich znajomych, zwłaszcza w Heracie, skąd pochodzę. Uważali, że śpiewanie, występowanie w telewizji nie przystoi porządnej dziewczynie.
[b]Przekonałaś ich?[/b]
Nie wszystkich. Uznali, że to skandal, że występowanie przed ludźmi jest niedopuszczalne. Poza tym ja często śpiewałam bez żadnego nakrycia głowy lub tylko w chustce, a to wiele osób oburzało. Słyszałam o sobie, że nie zachowuję się jak muzułmanka, że jestem zepsuta, że przynoszę wstyd.
[b]Jak na to reagujesz?[/b]
Z uśmiechem. Zarówno wtedy, kiedy mnie chwalą, jak i wtedy, kiedy opowiadają straszne rzeczy. Liczyłam się z tym. Wiem dobrze, że nie dam rady przeciwdziałać plotkom. Zresztą niech sobie pogadają – za jakiś czas i tak zapomną.
[b]Powiedziałabyś o sobie, że jesteś twarda?[/b]
Jestem naprawdę bardzo twarda.
[b]Co cię tak napędza?[/b]
Chciałabym zmienić mentalność Afgańczyków. Czuję, że mam misję, chciałabym pomóc Afgankom. Tam, gdzie jest dzisiaj pięć kobiet, będzie ich dziesięć, a tam, gdzie jest ich dziesięć, będzie ich tysiąc!
[b]Wróćmy do twojej kariery muzycznej. Nie odczuwałaś tremy?[/b]
Wielką, jak każdy, ale trochę nauczyłam się z nią radzić. Nie jeżdżę na tournée, ludzie znają mnie głównie z telewizji.
[b]Jak się słucha muzyki w Afganistanie?[/b]
Na koncerty chodzą wyłącznie mężczyźni, no może kilka kobiet. Reszta słucha w domu.
[b]Nie przeszkadza ci to?[/b]
Cieszę się, że mnie słuchają, głównie przed telewizorem, i kobiety, i mężczyźni. Ale ja chodzę na koncerty. Byłam raz z przyjaciółmi, innym razem poszłam sama. Oczywiście jest to możliwe tylko w Kabulu, tu kobiety są bardziej wyzwolone.
[b]Nie czułaś się nieswojo?[/b]
Nie, tym bardziej że w moim środowisku, w mojej rodzinie takie rzeczy uchodzą za normalne.
[b]Jakiej muzyki słuchasz?[/b]
Czasem popu, ale przede wszystkim hip-hopu.
[b]Afgańska piosenkarka i polityk zasłuchuje się w hip-hopie?![/b]
Irański hip-hop jest naprawdę świetny.
[b]Irański?![/b]
Dlaczego to cię dziwi?
[b]Właściwie podczas rozmowy z tobą już nic mnie nie dziwi. Jak wygląda życie takiej sławy?[/b]
Głównie ze względów bezpieczeństwa, ale trochę też z powodów obyczajowych mieszkam z siostrą i jej rodziną – po prostu nie byłoby dobrze widziane, gdybym mieszkała zupełnie sama. Rano jadę do pracy, potem prosto stamtąd lecę na uniwersytet, bo wróciłam do tradycji rodzinnej i studiuję prawo. A trzy razy w tygodniu, po zajęciach o 19.30 mam dodatkowe, indywidualne lekcje śpiewu.
[b]Kto cię uczy: mężczyzna czy kobieta?[/b]
Mężczyzna.
[b]I jesteście sami w klasie?[/b]
Tak, to normalne, przecież to mój nauczyciel!
[b]No tak, ale w wielu krajach muzułmańskich nie mogłabyś się zamknąć z obcym mężczyzną w jakimkolwiek pomieszczeniu.[/b]
Wśród moich znajomych nikogo to nie dziwi, nie bulwersuje, ale oczywiście są rodziny, które nigdy nie puściłyby córki na lekcje śpiewu, nie mówiąc już o tym, żeby zamykała się w klasie sama z profesorem.
[b]Jeździsz samochodem?[/b]
Oczywiście! Bardzo lubię, choć wszyscy się na mnie gapią.
[b]W zeszłym roku prawo jazdy dostało w Kabulu 129 kobiet na ponad 30 tysięcy mężczyzn.[/b]
Naprawdę? Jeździ zdecydowanie mniej, a pamiętam, jak kilka lat temu jeździły regularnie po Kabulu cztery, pięć kobiet. Wszystkie się znałyśmy. Teraz jest nas może kilkanaście…
[b]Kilkanaście?[/b]
Tak, ludzie wciąż patrzą na to jak na dziwactwo.
[b]Porozmawiajmy jak pismo kobiece z celebrytką: jak się podrywa facetów w Afganistanie?[/b]
(śmiech) Trudno.
[b]To znaczy?[/b]
To znaczy w ogóle się nie podrywa.
[b]I nie zakładacie rodzin, jak reszta ludzkości?[/b]
Zakładamy, ale małżeństwa aranżują nam swaci, zwykle rodzice, czasem przy pomocy ciotek i wujów. W większych miastach młodzi mają coś do powiedzenia, czasem nawet to oni sami decydują o takich sprawach, ale to nie jest społeczna norma.
[b]Jest nią małżeństwo aranżowane, tak?[/b]
Tak, i wtedy czasem widzą się po raz pierwszy na własnym ślubie.
[b]Rozumiem, że najbardziej wyzwolona kobieta w Afganistanie nie czeka na swata?[/b]
O nie, ja sama wybiorę sobie męża.
[b]A masz kandydata?[/b]
Szukam właściwego.
[b]Nie gniewaj się, ale będziesz musiała go jakoś poznać. Jak?[/b]
Chodzę do pracy i spotykam się tam z mężczyznami, mam kolegów na uniwersytecie, znajomych. Oczywiście mnie jest trudniej niż innym, bo sława piosenkarki niektórych przyciąga, ale wielu mężczyzn odpycha.
[b]Dlaczego?[/b]
Oj… Ludzie się wstydzą, krępują się podejść do kogoś znanego z telewizji, nie wiedzą, jak się zachować. Przełamywanie tych barier trwa długo.
[b]Na jak wiele mogą sobie pozwolić młodzi Afgańczycy? Spacer pewnie jeszcze ujdzie, ale już trzymanie się za rękę…[/b]
Nie, nie, nie! Chcesz mnie zabić tym wywiadem (śmiech)?
Chodzenie po parkach czy trzymanie się za rękę odpada, ale na przykład mogę spotkać się z nim w domu.
[b]A w kawiarni?[/b]
Wywołuje to drobny skandal, ale ja nie mam z tym kłopotów.
[b]Idziesz z kimś do knajpy. Kto płaci?[/b]
Zależy, kto zaprasza: jeśli ja, to ja stawiam, jeżeli jestem zaproszona, to mężczyzna.
[b]Chodzisz do kina?[/b]
Kobiety nie chodzą do kin. Jeszcze. No, może oprócz jednego, tak zwanego kina rodzinnego, gdzie chodzi się z małymi dziećmi.
[b]Wiemy, że Afganistan to bardzo biedny kraj. Jak jednak żyją twoi widzowie – przeciętni Afgańczycy, którzy mają co jeść?[/b]
Główną rozrywką jest szalenie popularna telewizja. Oczywiście są rejony kraju, małe wsie daleko w górach, gdzie nie ma nawet prądu, no i są miejsca zamieszkane przez skrajnych konserwatystów, którzy telewizji w ogóle nie oglądają, bo ją odrzucają.
[b]Rozumiem, że jesteś wyzwolona, jesteś gwiazdą, politykiem. A co na to wszystko twoi rodzice, inni mężczyźni z rodziny?[/b]
Sama decyduję o tym, co robię, ale i tak we wszystkim mam wsparcie rodziny. Kampanię wyborczą robił mi szwagier, on też bardzo kibicował mi w „Idolu”. Pamiętaj jednak, że mi pewne rzeczy przychodzą łatwiej, bo nie wychowałam się w Afganistanie pod rządami talibów.
[b]Ale też nie na kompletach feministek w Nowym Jorku, tylko w Iranie.[/b]
I nie jestem feministką, przynajmniej nie według europejskich standardów.
[b]Zgodziłabyś się zostać czyjąś drugą, trzecią żoną?[/b]
Nie sądzę, raczej nie wchodzi to w grę… Moja mama czy moja siostra są jedynymi żonami swoich mężów i ja też tak planuję.
[b]Skoro już jesteśmy przy twojej rodzinie, to dlaczego uciekliście z Afganistanu?[/b]
To było pod koniec 1981 roku, kiedy podczas sowieckiej inwazji na Afganistan zginął mój brat. Rodzice uciekli ze mną, a miałam wtedy kilka miesięcy, i czterema siostrami do Maszchadu. Wcześniej mieliśmy ładny dom w Heracie, jednym z większych miast Afganistanu, niedaleko granicy irańskiej. Byliśmy bardzo zamożną rodziną.
[b]I nagle trafiliście do obozu uchodźców?[/b]
Wynajmowaliśmy mieszkanie. Ojciec, który jest prawnikiem, próbował zajmować się biznesem, lecz przez długi czas jako uchodźcy nie mogliśmy kupić niczego na własność, nie tylko domu czy mieszkania, ale nawet samochodu. Nie mogliśmy też legalnie pracować. Dopiero później jakoś się to unormowało.
[b]Wasze życie pewnie niewiele różniło się od afgańskiego?[/b]
Oczywiście tradycja, kultura irańska jest bardzo podobna do naszej, ale cały czas wiedzieliśmy, że jesteśmy uchodźcami, nie jesteśmy stąd. Nawet ja, choć nie znałam Afganistanu, tęskniłam do niego.
[b]Wróciłaś dopiero jako dorosła dziewczyna, całkiem niedawno.[/b]
Tak, siedem lat temu, po obaleniu talibów, wróciłam do kraju. Wiedziałam, że Afganistan jest zniszczony…
[b]W zasadzie ostatnie 30 lat to jedna wielka wojna…[/b]
No właśnie. I dlatego uznałam, że wykształceni, młodzi ludzie powinni tu wrócić.
[b]Ale przyjazd tu to wielka operacja logistyczna…[/b]
Skończyłam szkoły w Maszchadzie, uczyłam się tam informatyki i dostałam zaproszenie z Instytutu Praw Człowieka i Spraw Obywatelskich w Heracie. Przyjechałam i zaczęłam pracować w agendzie humanitarnej ONZ. Tam w ramach programu „Jedzenie za wykształcenie” zapewnialiśmy posiłki tym dzieciom, które chodziły do szkoły.
[b]Dlaczego tylko tym?[/b]
Chcieliśmy jakoś zmusić rodziców, by zadbali o edukację dzieci. Część nie bardzo chciała, bo nie widziała potrzeby. Część się bała, bo jeszcze dwa, trzy lata wcześniej talibowie niechętnie patrzyli na posyłanie dzieci do świeckich szkół.
[b]Jak przyjechałaś do Heratu?[/b]
To nie jest zbyt daleko, więc samochodem. Zatrzymałam się u rodziny cioci. Oczywiście pierwszej podróży nie mogłam odbyć sama, bo w Afganistanie kobieta nie może podróżować sama.
[b]Musi z mężczyzną?[/b]
Nie, wystarczy, że jadą razem dwie kobiety albo nawet kobieta z dzieckiem. Byle nie jechała sama.
[b]I jak wyglądał ten twój wymarzony Afganistan? Ja pamiętam irański Maszchad jako bardzo konserwatywne miasto…[/b]
No to w Heracie było dużo bardziej konserwatywnie. Jako kobieta musiałam się dość szczelnie zakrywać. Nie nosiłam burki przykrywającej nawet oczy, ale irański, czarny czador odsłaniający twarz. Ale problemem nie była odzież, tylko bezpieczeństwo. Nawet za dnia trzeba było uważać, nie można było się swobodnie poruszać.
[b]Bałaś się?[/b]
Wszyscy tak żyli, to nie było nic nadzwyczajnego, jakoś się przyzwyczaiłam. Poza tym mój dzień wyglądał tak, że sporo czasu spędzałam w biurze, a zaraz potem wracałam do domu.
[b]Jesteś wykształcona, mówisz po angielsku. Z Iranu zamiast do Heratu mogłaś emigrować do Europy, do Ameryki… Nie kusiło cię to?[/b]
Zawsze tęskniłabym za Afganistanem. A niebezpieczeństwo? No wiesz, jeśli chcesz osiągnąć w życiu jakiś cel, musisz podjąć ryzyko, musisz coś dla niego poświęcić.
[b]Afganistan to nie jest oaza spokoju. Nie boisz się, że talibowie mogą wrócić?[/b]
Nie sądzę, by to było możliwe, ale trochę się boję. Gdyby do tego doszło, musiałabym uciekać z kraju. Nie darowano by mi, że byłam piosenkarką, występowałam w telewizji… Ale ja nie jestem wrogiem talibów.
[b]Nie?[/b]
Sama byłam emigrantką i chciałabym, by oni mogli wrócić do kraju. Powinni móc żyć w Afganistanie, razem z nami. Chciałabym tylko, by uszanowali demokrację i wolność, by pozwolili mi żyć po swojemu, nie zabierali mi moich praw.
[b]Talibowie mają autentycznych zwolenników…[/b]
A niektórzy z nich głosują na mnie, naprawdę! Pamiętaj, że niektórzy popierali talibów w reakcji na to, co tu się wcześniej działo, na chaos i nędzę, jakie tu panowały. Dzisiaj ci ludzie oglądają telewizję, słuchają mojej muzyki, a nawet popierają mnie politycznie.
[b]Jak daleko sięgają twoje ambicje?[/b]
Daleko (śmiech)
[b]To puść wodze fantazji.[/b]
Od dziecka chciałam być prezydentem Afganistanu, naprawdę.
[b]I dziś ciągle tego chcesz? [/b]
Moje cele się nie zmieniają, a jestem uparta. Wiem, że teraz to niemożliwe, ale mamy już kobiety w parlamencie, mamy w rządzie, może pewnego dnia będzie kobieta prezydent? I ja będę na to gotowa.
[i]—rozmawiał Robert Mazurek[/i]