Mistrz i debiutantka kryminału - poczytanki Piotra Goćka

Wszystko w nowej powieści Johna Grishama jest milusie: małoletni bohater, jego rodzice (prawnicy), sędziowie i policjanci. Tylko pan, który zabił żonę, nie jest milusi.

Publikacja: 04.02.2011 16:34

Mistrz i debiutantka kryminału - poczytanki Piotra Goćka

Foto: Rzeczpospolita

Pierwszy tom serii „Theodore Boone – młody prawnik” to utopia prawnicza, a Strattenburg przypominałby miasteczka z filmów Franka Capry, gdyby nie fakt, że jest sto razy bardziej jednowymiarowy. Wszyscy – oprócz pana, który zabił żonę – oddają się tu pomocy biednym, ratowaniu imigrantów, trosce o zgubione pieski. A prawnikiem zostaje się, by „pomagać dobrym ludziom w kłopotach”.

„Czarna woda” debiutantki Attiki Locke to rzecz kompletnie odmienna – też jest prawnik, też intryga kryminalna, też tajemniczy mord i niechętny świadek. Ale rzecz jest czarna jak smoła, a właściwie jak ropa. Historia czarnoskórego adwokata walczącego u boku czarnoskórych dokerów przeciw politykom i biznesmenom przypomina socrealistyczne tyrady. Tyle że na podział dobrzy robotnicy – źli kapitaliści nakłada jeszcze podział na dobrych czarnych i złych białych. Łatwo rozpoznać tych najbardziej złych – mają na ścianach portrety Ronalda Reagana, a w kieszeni brudne dolary od George’a W. Busha.

A jednak mimo oczywistych słabości jednej i drugiej książki, chce się je czytać. Grisham jest mistrzem thrillera sądowego i choć napisał rzecz dla młodszego czytelnika, to wie, jak przykuć uwagę. Attica Locke ma dynamit w piórze – jej debiut jest świetnie napisany, pełen fragmentów pysznej prozy, których nie powstydziłby się James Ellroy albo James Lee Burke. Metafory, narracja, nastrój – wszystko wysokiej klasy. Tylko polityka kładzie jej dialogi na łopatki.

Co sprawia, że autor bestsellerów i debiutantka zamykają się w dwóch skrajnie odmiennych gettach literackich? Doprowadzona do absurdu sztuka szatkowania literatury. Nikt już nie pisze ciekawych książek dla możliwe jak największej rzeszy czytelników. Każdy pisze dla swoich: biali dla białych, czarni dla czarnych, homoseksualiści dla homoseksualistów, skrzywdzeni dla skrzywdzonych. Niby dobrze, bo łatwo zostać arcymistrzem swojego getta. Ale jednocześnie to literatura odwróconych pleców: nikt z nikim nie prowadzi dialogu, nawet w książkach. Skąd my to znamy?

[i]John Grisham „Theodore Boone – młody prawnik”, Amber 2010

Attica Locke „Czarna woda”, Prószyński i S-ka 2011[/i]

Pierwszy tom serii „Theodore Boone – młody prawnik” to utopia prawnicza, a Strattenburg przypominałby miasteczka z filmów Franka Capry, gdyby nie fakt, że jest sto razy bardziej jednowymiarowy. Wszyscy – oprócz pana, który zabił żonę – oddają się tu pomocy biednym, ratowaniu imigrantów, trosce o zgubione pieski. A prawnikiem zostaje się, by „pomagać dobrym ludziom w kłopotach”.

„Czarna woda” debiutantki Attiki Locke to rzecz kompletnie odmienna – też jest prawnik, też intryga kryminalna, też tajemniczy mord i niechętny świadek. Ale rzecz jest czarna jak smoła, a właściwie jak ropa. Historia czarnoskórego adwokata walczącego u boku czarnoskórych dokerów przeciw politykom i biznesmenom przypomina socrealistyczne tyrady. Tyle że na podział dobrzy robotnicy – źli kapitaliści nakłada jeszcze podział na dobrych czarnych i złych białych. Łatwo rozpoznać tych najbardziej złych – mają na ścianach portrety Ronalda Reagana, a w kieszeni brudne dolary od George’a W. Busha.

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne