Bogusław Chrabota: Okrągły Stół. I tak jest z tego legenda

Czy miałem pojęcie wtedy w 1989 roku, że za polskim Okrągłym Stołem stoi idea arturiańska, głęboko zakorzeniona w mitologii Zachodu? Nie miałem najmniejszego, co zresztą zasadniczo mnie różniło od obserwujących przygotowania i obrady kolegów z Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemiec. Dla mnie była to czysta polityka; stół miał być okrągły, by sama jego konstrukcja nie wyznaczała linii podziału między zwaśnionymi stronami (choć strony przy okrągłym stole i tak były).

Publikacja: 22.02.2019 16:00

Bogusław Chrabota: Okrągły Stół. I tak jest z tego legenda

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Wszyscy przy stole mieli być równi, choć zarazem wszyscy pojmowali, że żadnej równości nie będzie. Obsadę stołu wybierali z jednej strony Wałęsa, z drugiej Jaruzelski i Kiszczak. Pamiętam spór, jaki wybuchł na tle wymuszanej przez Wałęsę obecności przy stole Jacka Kuronia i Adama Michnika. Strona rządowa zdecydowanie na te nazwiska się nie godziła, by po jakimś czasie ustąpić Wałęsie. Ile w tym było cynicznej gry, ile przemyślanej strategii? Może kiedyś się dowiemy.

A propos Lecha Wałęsy. Możliwe, że właśnie przy tym stole po raz pierwszy poczuł się bogiem i tu tkwi źródło jego skrzywienia i przyszłych porażek. Poczuł, że rozdaje karty i ma absolutną carte blanche w kwestiach personalnych. Sukces tak zawrócił mu w głowie, że stracił poczucie wszelkich granic. Kolejne ekipy zmieniał jak rękawiczki, by skończyć w kręgu ludzi o podejrzanej reputacji. Ale to było dużo później, to był jego osobisty finał.

Czym był Okrągły Stół dla Polski? Na pewno wyjściem z zaklętego kręgu niemożności. Ci, którzy bredzą, że trzeba było poczekać na upadek imperium albo próbować wybić mu zęby, nie wiedzą, o czym mówią. W czasie, kiedy rodziła się idea okrągłostołowa, Sowieci byli wciąż silni. Pierestrojka była w ZSRR nadzieją na zmiany i wzmocnienie państwa. Gorbaczow kupował od Ameryki kolejne lata pokoju, a w Polsce (i wokół niej) stały liczne garnizony sowieckie.

Czy w istocie ktokolwiek racjonalnie mógł liczyć na powodzenie jakiejś, mniej lub bardziej, gwałtownej insurekcji? PRL może nie miała dla swoich obywateli odpowiedniej ilości chleba, ale kul (swoich i sowieckich sojuszników) pod dostatkiem. Łatwo patrzeć na tamten czas w trybie postfaktycznym. Z dzisiejszej perspektywy wynika, że wystarczyło poczekać. Ale któż wtedy wiosną 1989 roku zakładał, że po czerwcowych wyborach w Polsce posypią się kolejne reżimy? Wszak byliśmy pierwsi.

Dla mnie wieści o zbliżających się negocjacjach z „czerwonymi" oznaczały powrót do życia. Na początku czerwca 1988 roku, po nieudanych strajkach majowych, wyjechałem z kraju. Pomieszkiwałem kątem w Paryżu, potem w Berlinie Zachodnim, bez większego celu i perspektyw. I nagle telefon do kraju, rozmowa z matką otwarła mi oczy. „Wałęsa będzie dyskutował w telewizji z Miodowiczem". To było jak smagnięcie batem. A więc się rusza... Musiało się ruszyć! W kilka godzin po tej rozmowie biegłem z plecakiem na Friedrichstrasse, by się przebijać do Polski. Potem wszystko już było tak, jak było, a więc reaktywacja na studiach i spokojny tor w biegu z przeszkodami do 4 czerwca, który to dzień przepracowałem jako solidarnościowy mąż zaufania w jednej z komisji wyborczych w Nowej Hucie.

Pamiętam z tych czasów ozdrowieńczy swąd gnijącego komunizmu. Dla nich, ludzi PRL, był to nieprzewidziany (i wedle marksistowskich schematów niemożliwy do wyobrażenia) koniec epoki. Dla nas, dom otwierających się drzwi i okien. Pełen radosnych zapachów nadchodzącej wiosny. W istocie, po Okrągłym Stole, a przed wyborami, Polska pachniała inaczej. Radością i nadzieją, które mieszały się z niepokojem i trwogą. „Czy aby nie zostaniemy znów zdradzeni?"; „Czy nie ruszą się Sowieci?" – nikt nie znał na te pytania odpowiedzi.

30 lat po Okrągłym Stole chcę podziękować wszystkim, którzy w nim uczestniczyli, ale jeszcze bardziej tym, którzy niedługo później wyrwali nas z zaplanowanej przy nim logiki. Nie udało się utrzymać PRL. Chwilowy kompromis przerodził się dzięki nim niedługo później w lawinę, która pogrzebała komunizm – mam nadzieję – na zawsze. Czy bez stołu byłoby to możliwe? Pewnie tak, ale Bóg wie, kosztem jakich strat i zniszczeń.

Są dziś tacy, którzy twierdzą, że przy stole dogadali się „komuniści ze swoimi agentami". Bardzo to opinia niesprawiedliwa i nieuczciwa intelektualnie. Bezsprzecznie kompromituje autora. Byli różni ludzie. Bezpieka i jej kapusie. Intelektualiści i robotnicy. Idealiści i cynicy. Młodzież i starcy. Dokładnie tacy, jak Polska cała. Z pewnością nie było przy nim szlachetnych Rycerzy Okrągłego Stołu. Nie było Merlina i Lancelota. Akcja nie działa się na zamku Camelot. I nie było w niej króla Artura. Ale i tak jest z tego legenda.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Wszyscy przy stole mieli być równi, choć zarazem wszyscy pojmowali, że żadnej równości nie będzie. Obsadę stołu wybierali z jednej strony Wałęsa, z drugiej Jaruzelski i Kiszczak. Pamiętam spór, jaki wybuchł na tle wymuszanej przez Wałęsę obecności przy stole Jacka Kuronia i Adama Michnika. Strona rządowa zdecydowanie na te nazwiska się nie godziła, by po jakimś czasie ustąpić Wałęsie. Ile w tym było cynicznej gry, ile przemyślanej strategii? Może kiedyś się dowiemy.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił