"Co robi pan Kowalski, którego opanuje dzika tęsknota, by być arystokratą? Fałszuje genealogię lub wstępuje do jednego z coraz liczniejszych bractw i konfraternii o pompatycznie brzmiących nazwach" - pisze Maja Narbutt we frapującym raporcie o drodze polskich snobów do szlachectwa Kuchennymi schodami do tytułu.
"– Zdumiewające zjawisko. To rodzaj pewnej umysłowej dewiacji wynikającej z niskiej samooceny. Wariaci, po prostu – mówi Piotr Szymon Łoś, autor „Szkiców do portretów ziemian polskich XX wieku", a jednocześnie hrabia. Jak podkreśla, z polską szlachtą wiąże się specyficzny system wartości – odpowiedzialność za swoich bliskich, siebie i podległych sobie ludzi. A poza tym, mówi Piotr Łoś, już jego babcie mówiły, że „najpierw dr, a potem hr.", co miało wskazywać hierarchię wartości, o które warto zabiegać.
A jednak, jak pokazują coraz liczniejsze przypadki, nie tylko tytuł doktora nauk, ale nawet profesorski nie chroni przed pożądaniem tytułów arystokratycznych, a przy okazji naiwnością.
– Przez długi czas prowadziłem korespondencję z mieszkającym we Francji profesorem, nawet wybitnym w swojej dziedzinie, który nabył tytuł hrabiowski poprzez kupno i starał się dowiedzieć, czy ten tytuł, jak to określił, jest dobry – mówi genealog Tomasz Lenczewski.
Ale żeby fałszywi arystokraci mogli czerpać satysfakcję, a czasem i profity ze swej rzekomej pozycji i tytułów, musi być spełniony podstawowy warunek – ich roszczenia nie mogą zostać wyśmiane. A to wymaga pewnej społecznej ignorancji i powszechnej nieznajomości rzeczy.