Przypominam jednak, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Europie Zachodniej – dziś centrum światowej demokracji – także istniały totalitarne, półtotalitarne czy autorytarne reżimy: Hiszpania rządzona przez gen. Franco, Portugalia Salazara, Niemcy z Hitlerem i jego bandą czy Włochy Mussoliniego. Nie mówię już o państwie Vichy oraz innych reżimach kolaborujących z Trzecią Rzeszą. Demokracja jeszcze kilkadziesiąt lat temu kojarzyła się niemal tylko ze światem anglosaskim. A dziś, zaledwie kilka dekad później, w niemal wszystkich krajach Europy panuje ten system.
Nie przekreślajmy więc z góry możliwości powstania demokracji w krajach arabskich. Oczywiście, gdy reżim totalitarny czy autorytarny jest silnie powiązany z fundamentalizmem religijnym i ma do tego potężną armię i tajne służby, łatwo władzy nie odda. Wielu dyktatorów – choćby Muammar Kaddafi – rządzi swoimi krajami od kilkudziesięciu lat i gotowych jest popełnić straszne zbrodnie, by się przy władzy utrzymać. Kaddafi mówi, że naród go lubi. To nie tylko brutalny cynizm, on, zakochany w sobie, naprawdę tak uważa. Dyktatorzy mogą łatwo zorganizować masy krzyczące „hurra" na ich cześć. Mogą też do ostatniej chwili mieć pewne poparcie – to efekt wieloletniej indoktrynacji.
Niestety, wbrew temu co myślano w latach 50., upadek kolonializmu nie oznaczał wcale wyzwolenia dla mieszkańców Trzeciego Świata. Suwerenność polityczna nie oznacza suwerenności człowieka. Po II wojnie światowej niemal wszystkie państwa Afryki wyzwoliły się spod rządów Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii i innych potęg kolonialnych. Na ich miejscu powstały jednak często skorumpowane, represyjne dyktatury.
Właśnie w latach 60. dwóch słynnych politologów Gabriel Almond i Sidney Verba napisało książkę „Civic Culture". Pisząc o nowej, postkolonialnej Afryce, przewidywali, że zanim jej mieszkańcy stworzą demokrację, w której szanowane będą prawa człowieka, upłynie jeszcze wiele lat. Być może nawet kilkadziesiąt. Nie można wykluczyć, że proroctwo to – przynajmniej w niektórych krajach – właśnie się spełnia.
Z drugiej strony w ocenach tego, co się dzieje na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, musimy być ostrożni. Nie każda rewolucja, nawet jeśli wygląda na liberalną i prodemokratyczną, kończy się wprowadzeniem demokracji i swobód obywatelskich. Weźmy choćby rewolucję francuską. Skończyła się ona Robespierre'em i gilotynami. I stała się źródłem oraz inspiracją dla straszliwych totalitaryzmów XX wieku.
Jak więc rozwinie się sytuacja w krajach owej wiosny ludów, której teraz jesteśmy świadkami? Seymour Martin Lipset jeszcze w latach 50. XX wieku przeprowadził głęboką analizę sytuacji, jaka jest niezbędna, by stworzyć stabilną demokrację. Doszedł do wniosku, że bez wielu intelektualistów, bez wolnych mediów, bez wysokiego lub chociaż średniego poziomu gospodarczego, bez rozwiniętej infrastruktury i bez wiary w wartości humanistyczne jest to wyjątkowo trudne. Ustalenia Lipseta są dziś wyjątkowo aktualne. Dlatego transformacja w kierunku ustroju demokratycznego w krajach arabskich może potrwać długi czas.