Jako szef spółki giełdowej muszę stać na gruncie prawa i uwzględniać realia gospodarcze. Odpowiadam za ciągłość dostaw gazu i bezpieczeństwo firmy oraz jej klientów.
W 2010 roku Polska zużyła rekordowe (14,5 mld m sześc.) ilości gazu ziemnego. Wpływ na to miały zarówno ożywienie gospodarcze, jak i pogoda – mróz przekraczający 20 stopni. Bez gazu z Rosji mielibyśmy największy kryzys gazowy w historii. Bez umowy przerwa w dostawach gazu nie byłaby wynikiem politycznej decyzji Kremla, ale niedogadania się partnerów biznesowych. UE nie miałaby powodów do interwencji. Igor Janke pyta, czy nie warto było spróbować? Pytanie tylko, kto odpowiadałby, gdyby próba się nie powiodła? Gdyby nie podpisano z Gazpromem aneksu do kontraktu jamalskiego samo PGNiG z tytułu odszkodowań za niedostarczony gaz poniosłoby prawie 9 mld zł strat. Plus koszty załamania się przemysłu chemicznego, problemy rafinerii, a także wielu małych firm. O zimnych domach wielu polskich rodzin nie wspominając.
Teza o zbyt dużych ilościach zakontraktowanego gazu jest nieprawdziwa. Nowy kontrakt zakłada docelową maksymalną wartość importu w 2012 r. na poziomie 10,25 mld m sześc. rocznie. Daje gwarancję ciągłości i stabilności dostaw, a dzięki przewidzianej elastycznej formule umożliwia efektywne dopasowanie do faktycznych potrzeb gospodarki. Kupujemy dokładnie tyle samo gazu, ile do tej pory sprowadzaliśmy ze Wschodu. Tylko że przez wiele lata ok. 2,5 mld m sześc. z tej puli sprzedawali nam różni pośrednicy.
W perspektywie kolejnych lat zużycie gazu w Polsce zwiększy się do ok. 17 – 18 mld m sześc. Także dzięki projektom elektroenergetycznym (m.in. z udziałem PGNiG). Są one niezbędne, aby ograniczyć emisję CO2. Oznacza to także, że już wkrótce dostawy z Rosji będą pokrywać jedynie ok. 50 proc. krajowego zapotrzebowania. Gaz łupkowy, o którym tak głośno i którego PGNiG również poszukuje, będziemy mieć za kilka lat. A my potrzebujemy gazu dzisiaj i jutro.
Nieprawdziwa jest informacja Igora Janke, że przepłacamy za gaz. Nie wiem, jak sprawdził rzetelność danych z rosyjskiego przecieku medialnego, na które się powołuje. Znam nieformalne (bo nikt nie chce prostować niepotwierdzonych danych) wypowiedzi przedstawicieli firm niemieckich, że „ujawnione" ceny są nieprawdziwe. Wiem także, że na wielu rynkach rosyjski gaz jest oferowany przez pośredników, co utrudnia ustalenie rzeczywistej ceny. Zdumiewają mnie zarzuty, że gdybyśmy mieli ceny jak Niemcy (pytanie jakie?), oszczędzilibyśmy każdego roku 2 mld zł. Równie dobrze można by stwierdzić, że gdyby kierownictwo PGNiG wcześniej kupiło gaz od Gazpromu, a nie od ukraińskiego pośrednika, to zaoszczędzilibyśmy ponad 12,5 mld zł, bo tyle kosztowała nas 11-proc. podwyżka dla Gazpromu, na którą się wtedy zgodzono.
Porozumienie z 2010 r. zakłada obniżenie ceny części dostarczonego gazu przez pięć lat. Szacunkowa wartość upustu uzyskana przez polskich negocjatorów wyniesie blisko 280 mln USD, czyli 800 mln zł. Jednocześnie udało się także uzyskać zapewnienie od Gazpromu wydłużenia kontraktów na transport gazu do krajów UE gazociągiem jamalskim do 2045 roku, czyli o dodatkowe 26 lat. To duży sukces, zwłaszcza w kontekście bliskiego uruchomienia Nord Stream. Przełoży się to na dodatkowy wzrost przychodów o ponad 2,8 mld zł z tytułu podatku od nieruchomości. Zaprzecza także tezie autora, iż „Polska na trwałe utraciła korzyści z tytułu przesyłu gazu na zachód".
Nieprawdziwe są informacje o rzekomym wydłużaniu kontraktu jamalskiego. Obowiązuje on do 2022 r., tak jak uzgodniono to przed laty. Choć z punktu widzenia interesów polskiej gospodarki korzystniejsze byłoby jego wydłużenie. Tak jak uczyniła to włoska ENI (do 2035) czy niemieckie E.ON (do 2035) i VNG (do 2031). O takiej możliwości mówił także Maciej Woźniak, były główny doradca premiera do spraw bezpieczeństwa energetycznego, w wywiadzie dla „Rz" z lipca 2009 r. „Na przedłużenie kontraktu moglibyśmy się zgodzić. (...) Dzięki temu nie musielibyśmy otwierać tego typu negocjacji ponownie za parę lat".
Igor Janke zarzuca polskim negocjatorom, że źle negocjowali, w złym czasie. Nie zgadzam się. Zgodnie z zasadami kontraktu jamalskiego ceny można renegocjować co trzy lata. Dlatego na początku 2009 r. nie mogliśmy dyskutować o cenie. Ale od początku mówiliśmy, że podejmiemy rozmowy zaraz po podpisaniu umowy, która zapewni nam zbilansowanie dostaw gazu. Negocjacje cenowe trwają od końca ubiegłego roku. Prowadzimy je tak, aby odwrócić niekorzystną tendencję, na którą zgodzono się w 2006 roku.
Nieprawdziwe są zarzuty o sprzyjaniu interesom Gazpromu kosztem projektów dywersyfikacyjnych. Kraje bałtyckie, które w początkowej fazie wspólnie z nami blokowały Nord Stream, zostały do niego przekonane. Jak? Proszę pytać tamtejszych decydentów. Niestety, także projekt Scanled (gazociąg, który miał doprowadzić do Polski gaz ze złóż norweskich) został złożony przez Skandynawów na ołtarzu realiów gospodarczych. Projekt ten jest niewykonalny, bo nie ma do niego partnerów. A Polska nie ma dość środków, aby zrealizować go samodzielnie. Ile kosztują polityczne złudzenia budowane bez kalkulatora, widać po rachunku PKN Orlen za Możejki.