Pod ścianą domu tyłem do ulicy stał osobnik w czapce studenta politechniki i grał na skrzypcach. Zza rogu wyjechała riksza, z której wysiadło dwóch chłopców z zaciętymi twarzami. Wyjęli z kieszeni pistolety i zlikwidowali skrzypka. Jednym z tych egzekutorów byłem ja.
Był to mój debiut filmowy w „Zakazanych piosenkach". Mam podejrzenie, że z całej obsady męskiej Duszyński, Świderski, Kurnakowicz i wielu innych ja jeden jeszcze żyję. Moja postać, opisana nawet później jako „wykonawca wyroku na skrzypku konfidencie", miała swój pierwowzór w rzeczywistości. Scenka, którą opisałem, też była inscenizacją prawdziwego wyroku wykonanego w czasie wojny na agencie gestapo na ulicy Koszykowej. Dziś zastanawiam się, jak skrzypek grający tyłem do ulicy mógł być przydatny gestapo. Nic nie widział i niewiele słyszał. Z tymi wyrokami bywało różnie. Ktoś, kto wydał rozkaz, musiał mieć dowód, że ten skrzypek był agentem.
Drugi dziwny przypadek. Okupacja. Na Kolonii Staszica (mała Filtrowa, Langiewicza, Prezydencka) kwitło życie towarzyskie i konspiracyjne. Nasza koleżanka Hania Zielińska miała willę przy Prokuratorskiej 4. Była tam podchorążówka, wykłady tajnego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej i wreszcie przedstawienia Teatru Armii Krajowej pod egidą BIP. Po dzielnicy krążył sprzedawca wieszaków, normalnych wieszaków na ubrania. Kto to kupował? Jak mu się to opłacało? Oczywiście poszła plotka, że to agent gestapo. Może i tak. Idę na przedstawienie Teatru AK, w którym biorę udział, i na rogu Suchej i Langiewicza natykam się na tego od wieszaków. Patrzy na mnie, uśmiecha się i pyta: „Na przedstawienie?". Wtedy już byłem pewny, że gestapo. Wpadam na Prokuratorską, opowiadam. Co tu robić? Odwoływać? Za późno. Co będzie, to będzie. Podobało się. Gestapo nie przyjechało. No, a ten z wieszakami? Może agent, może nie. Na wszelki wypadek lepiej byłoby go zastrzelić.
Myślę, że żaden z tych dwóch nie był agentem. To opowiadanko jest dowodem na to, jak kruche bywają podejrzenia i jak tragicznie się czasem kończą.
Jeżeli chodzi o Prokuratorską, to numer 2 zajęło przed powstaniem dwóch lejtnantów Luftwaffe. 1 sierpnia gromada chłopców chciała ich stamtąd wykurzyć. Niestety, bez broni było trudno. Nad ranem lejtnanci zwiali kubelwagenem. Opisałem kiedyś ten epizod. Redaktorka, urocza łączniczka, zmieniła dwóch lejtnantów na oddział Luftwaffe. Kiedy zdziwiony zatelefonowałem, odpowiedziała: „Wie pan, teraz to lepiej wygląda".