Jakby tego było mało, ksiądz zajął się m. in. rolnictwem w Brazylii, hotelarstwem na Sardynii i kupił przedsiębiorstwo lotnicze w Nowej Zelandii, dzięki któremu podróżuje odrzutowcem. Rozbuchane ambicje wizjonera, geniusza, jeśli chodzi o pozyskiwanie kredytów, przestały niestety mieć wiele wspólnego z bezdusznymi prawami rachunku ekonomicznego. Don Verzé zaczął zaciągać pożyczki na obsługę starych długów. W marcu br. kredytodawcy stracili cierpliwość. Zabrakło pieniędzy dla dostawców drogiej, najnowocześniejszej aparatury medycznej i przy 1,5 mld euro już nagromadzonych długów tegoroczny bilans zamyka się stratami w wysokości 70 mln.
Ratowaniem tego, co się da, postanowił się zająć Watykan, a konkretnie Instytut Dzieł Religijnych, czyli watykański bank IOR, choć ani Stolica Apostolska, ani włoski Kościół nie mają z biznesem don Verzego nic wspólnego. IOR gotów jest wyłożyć natychmiast 250 mln euro, a dalszy miliard oddać wierzycielom w ciągu trzech lat. Naturalnie nie za darmo. Chodzi o przejęcie władzy w Fundacji don Verzego. Watykański sekretarz stanu kard. Tarcisio Bertone zażądał, by do zarządu weszła czwórka jego ludzi, m.in. prezes IOR Ettore Gotti Tedeschi. Nieoficjalnie mówi się, że kard. Bertone chce połączyć w jedną strukturę San Raffaele z będącymi w gestii Watykanu znakomitym szpitalem pediatrycznym Bambino Gesu i kliniką Gemelli, co nie wszystkim za Spiżową Bramą się podoba.
Don Verzé, który zachował tytuł honorowego prezesa fundacji, przystał na te warunki. Decyzja zapadła 15 lipca. Usunięty w związku z nią ze stanowiska zajmujący się finansami fundacji Mario Cal (71 lat), prawa ręka don Verzego („mój brat i moje alter ego"), dwa dni później wszedł po raz ostatni do swego gabinetu, wyciągnął z szuflady rewolwer i popełnił samobójstwo. Przedtem napisał list do żony, w którym wyjaśnił: „Płacę za niepopełnione winy". Planom sanacji i restrukturyzacji San Raffaele trybunał ds. upadłościowych przyjrzał się 12 października i zażądał poprawek. Ostateczna decyzja zapadnie za dwa tygodnie.
I zapadła cisza
Menedżer Pana Boga Luigi Maria Verzé (drugie imię nadał sobie sam, gdy został księdzem) przyszedł na świat 14 marca 1920 r. w Illasi koło Werony jako syn arystokratki i latyfundysty. Ku rozpaczy rodziców, zamiast zająć się gospodarowaniem na latyfundiach, postanowił zostać księdzem. Ukończył filozofię i literaturę klasyczną na Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie w 1947 r., a święcenia kapłańskie przyjął rok później. Został sekretarzem Giovanniego Calabria, księdza z biednej rodziny, który założył męskie i żeńskie Zgromadzenia Ubogich Sług Bożej Opatrzności i poświęcił życie opiece nad biednymi, za co Jan Paweł II kanonizował go w 1999 r. Don Verzé zaangażował się w organizację w Mediolanie szkół i domów opieki dla biednych dzieci i starców. W tym dziele współpracował również z abp. Mediolanu kard. Alfredo Ildefonso Schusterem, beatyfikowanym w 1997 r.
Don Verzé powie później, że duchowo rozwijał się w aurze świętości swoich przełożonych. Dalsze inicjatywy rzutkiego księdza, szczególnie Stowarzyszenie i Centrum Pomocy Szpitalnej S. Romanello, poprzednik Fundacji San Raffaele, nie spodobały się w mediolańskiej kurii, która w 1973 r. zabroniła mu sprawowania na pewien czas funkcji religijnych. Zdaniem kościelnych przełożonych don Verzé bardziej zajmował się biznesem niż służbą Panu Bogu. Niebawem jednak karę cofnięto, a jak wspomina duchowny cofający ją watykańscy prałaci mieli mu powiedzieć: „Jednego ci nie wolno: zbankrutować. Lepiej przedtem skocz z czwartego piętra".