Wystarczy wyeksponować fakt, że „Krytyka Polityczna" usiłuje przywrócić polskiej debacie publicznej Stanisława Brzozowskiego. A kim on był? Natchnieniem i bożyszczem polskich nacjonalistów. Wystarczy policzyć, ile razy powtarza się w jego twórczości to okropne słowo „naród". Czyż trzeba więcej? Zaręczam, że gdyby pomówienie padło z ust odpowiedniego „autorytetu", nawet nie jakiegoś wielkiego, takiego, ot, redaktora Blumsztajna na przykład ? nie byłoby trzeba.
Piłsudski był wojskowym, i do tego dyktatorem ? więc to oczywiste, że był faszystą, tak jak Franco i Salazar. Tę akurat brednię, podawaną jako rzecz oczywistą, powtórzył mi kiedyś profesor Krasnodębski, który usłyszał ją od swoich niemieckich studentów. Coraz częściej podobnie wygląda świadomość historyczna polskiej młodzieży, tej zwłaszcza jej części, która swe nieuctwo lubi pokrywać poczuciem wyższości płynącym z bycia „nowoczesnym" i z suflowanej przez manipulatorów frazy o „młodych, wykształconych z dużych miast".
Wiedza o przeszłości własnego kraju płynie strumieniem luźnych skojarzeń, jak w narracji kuriozalnego filmu „Doktryna szoku". Faszyzm kojarzy się z nacjonalizmem, nacjonalizm z Hitlerem, Dmowski był nacjonalistą, a więc musiał być rasistą, i tak oto Święto Niepodległości staje się świętem hitlerowskim, świętujący je kombatanci AK i NSZ ? po raz kolejny w życiu ? faszystami, a polscy narodowcy razem wzięci odpowiednikiem niemieckiej NPD.
?
Ci młodzi ludzie, którzy nie mając pojęcia o własnej historii, o endecji, Dmowskim i 11 listopada tak łatwo oddają się histerycznej nienawiści do wszystkiego, co się z nimi kojarzy, w swej masie wydają mi się równie prostolinijni, jak młodzi niemieccy ideowcy z SA i SS z początku lat 30. Tamci też mieli swoją świętą sprawę. Używali przemocy, ale przecież tylko w obronie; ochraniali partyjne wiece, a potem całe społeczeństwo, przed bojówkami i agentami komunistów. Zbrodnie nazizmu nikomu się jeszcze wtedy nie marzyły, a zbrodnie bolszewizmu były oczywiste, niekwestionowane i przerażające. Horst Wessel, Wilhelm Gustloff i ich towarzysze walki walczyli z potwornym i oczywistym złem.
A co było istotą tego zła? Wytłumaczono im: Żydzi, wielki, międzynarodowy spisek żydowski. Dlaczego mieliby wątpić? Wystarczało znać prawdziwe nazwiska bolszewickich liderów, wystarczyło znać prawdę o żydowskiej finansjerze, która ich finansowała ? czyż trzeba było więcej?
Kiedy mówię publicznie, że tzw. Antifa to w swej istocie nic innego tylko współczesne SS, to nie jest tania złośliwość. To dostępna dla mojego zgredowskiego wieku (w końcu jestem zaledwie trzy miesiące młodszy od Kuby Wojewódzkiego) świadomość, że oświeceniowcy mieli trochę racji w swej wierze, że zło bierze się z głupoty. Nie całe, nie zawsze, i nie jest tak, żeby upowszechnienie rozumu mogło świat przed złem ochronić. Ale na pewno głupota szalenie ułatwia złu rozprzestrzenianie się. Dla łajdaków, chcących ugrać jakieś swoje nikczemne cele kosztem ogółu, ignorancja młodzieży podobna do tej, jaka cechuje „antyfaszystów", jest tym, czym przeziębienie dla wirusa.