Palikot chce być królem na lewicy

Janusz Palikot próbuje przeorać emocje polityczne Polaków. Jeśli mu się uda – a ma na to szansę – zajmie mocne miejsce w pierwszej lidze polskiej polityki

Publikacja: 19.11.2011 00:01

Historia dwudziestolecia III RP składa się na razie z dwóch wyrazistych epok, w przypadku gdy za kryterium przyjmiemy stan emocji szerokich mas wyborczych. Do roku 2005 obowiązywał prosty, bo naturalny wówczas, podział na komunę i solidaruchów. Całkowicie zdezaktualizował się po zwycięstwie wyborczym PiS i katastrofie SLD. A może nawet tuż przed wyborami 2005 r., gdy stratedzy PiS w ostatnim momencie zrezygnowali z hasła „Polska AK-owska vs. Polska postkomunistyczna" na rzecz „solidarna kontra liberalna".

Dla Platformy Obywatelskiej był to problem, bo ona też miała być beneficjentem resentymentu wobec postkomunizmu. I prawdopodobnie uschłaby, gdyby zaczęła udawać lepszy PiS. Nadzwyczaj skuteczne okazało się jednak odwołanie do kategorii estetycznych. To był ten moment, gdy obaj bracia Kaczyńscy, ku swemu zaskoczeniu, dowiedzieli się, że duża część społeczeństwa uważa ich za uosobienie obciachu. Pamiętajmy, że był to stereotyp ukuty dopiero po 2005 r. – gdy czytamy wcześniejsze zarzuty wobec Kaczyńskich, widzimy, że ich przeciwnicy przypisywali im zupełnie inne wady i cechy.

Kryterium estetyczne zadziałało. I nadal jest skuteczne. Był już moment – w czasie wyborów prezydenckich 2010 r. – kiedy się zdawało, że się kończy. Że się wypala „antypisowskie paliwo". Wewnątrz Platformy toczył się spór, czy tak jest. Wygrało zdanie szefa, czyli Donalda Tuska, i kampania 2011 r. pokazała, że nie ma innej silnej emocji niż ta, której osią jest spór PO – PiS. Nie wytworzył się np. nowy, skierowany przeciw partii rządzącej resentyment wynikający z kłopotów gospodarczych. Nikt inny poza PO nie mógł się pożywić  na resentymencie antykaczystowskim. Na próżno np. Ryszard Kalisz w komisji w sprawie Barbary Blidy podejmował takie próby.

Właśnie nadszedł moment, że ktoś następny chce zacząć zupełnie nową grę według innych linii podziału i całkiem nowych wektorów. To Janusz Palikot, osoba przez wielu uważana za ekscentryka, czasem wariata, polityka nieodpowiedzialnego. On sam swoją osobowością wzmacnia to wrażenie. Maniera jego polemik w Sejmie i mediach przekracza swoją agresywnością ogólnie przyjętą normę. Stąd częste przekonanie, że Palikot taki jest, bo ma taki charakter. A jego pokrzykiwania to wyraz ekspresji nadambitnego ekscentryka.

Niewątpliwie w charakterze Janusza Palikota jest coś, co wpływa na jego polityczne akcje. To jednak oczywistość, która dotyczy działań wszystkich ludzi. Przede wszystkim Palikot realizuje swój niezmiernie ambitny plan. Jeśli mu się uda, to stanie do rozgrywek pierwszoligowych: o prezydenturę lub zwycięstwo w wyborach parlamentarnych.

Idzie oczywiście często na łatwiznę i atakuje PiS, jak za dawnych lat, gdy był twarzą PO. Prowadzi też swoje doraźne interesy z PO. Plącze się, gdy wychodzą na jaw kompromitujące historie z jego doraźnie dobranymi posłami. To zresztą może być powód powtórzenia losu Samoobrony, bo jest tu wiele analogii.

Może, ale nie musi. Obserwatorzy jego działań podejrzewają, że Palikot ze swoim Ruchem może być przystawką PO lub jej ekspozyturą na lewicy. Inni zakładają, iż Palikot stworzy bardziej hardcore'ową" wersję SLD. Czyli wszystko będzie się odbywało według kategorii, do których przywykliśmy w ostatnich latach.

Widać, że Palikot chce to przełamać i sprawić, że gra zacznie się toczyć na jego zasadach. Charakterystyczny był moment w czasie sejmowej debaty nad kandydaturą Ewy Kopacz. Ludwik Dorn zaczął drwić, że główną kompetencją Kopacz do pełnienia funkcji marszałka – według uzasadnienia wygłoszonego przez wnioskodawcę z PO – jest fakt, iż jest kobietą. Jego wystąpienie nie należało do szczególnie agresywnych. Palikot jednak zaatakował Dorna, choć Kopacz nie była jego kandydatką: – Proszę przerwać to szowinistyczne przemówienie. Dość tego kabaretu narodowo-katolickiego!

W Sejmie każdy kij na przeciwnika jest dobry, ale zbytnia emfaza w polemikach bywa wyśmiewana. Jednak od kilku tygodni w debatach radiowych i telewizyjnych Palikot atakuje swoich prawicowych oponentów epitetami do tej pory niestosowanymi. Uznał, że warto zacząć mówić językiem używanym przez lewicę nowej generacji. Choć sam z pewnością nie uznaje nikogo ze swych sejmowych przeciwników za faszystę.

Jest też charakterystyczne, że nie jest to nowe wydanie starego boju z PiS. Na linii strzału znalazł się też Kościół katolicki in corpore oraz, w szczególności, Jarosław Gowin. Tu trzeba wspomnieć, że postać posła z Krakowa budzi żywiołową nienawiść w partii Palikota. Wniosek stąd, że prawa część PO (np. Elżbieta Radziszewska) też może być „faszystami".

Emocjonalne pokrzykiwania mają też służyć integracji środowiska. Amorficzny Ruch potrzebuje spoiwa ideologicznego. Sam Palikot w wieczór wyborczy publicznie przyznawał, że świecka przysięga, jaką narzucił swym posłom, spełniła swoją integracyjną rolę.

Poza tym założył, że przejmie dużą część wchodzących w dorosłość roczników wyborców. Nikt nie będzie się upierał, że to ludzie o ukształtowanym światopoglądzie. Do jakiejś ich części trafi zestaw sloganów powtarzanych na wysokim poziomie emocji.

Palikot idzie drogą Adama Michnika i Włodzimierza Cimoszewicza, którzy bez skutku próbowali w latach 90. stworzyć partię postępowej lewicy skierowanej przeciw polskiemu Ciemnogrodowi. Paradoksalnie, ale idzie też drogą Jarosława Kaczyńskiego, który po prawej stronie chciał stworzyć wielką partię republikańską w opozycji do bloku postkomunistyczno-liberalnego. Teraz były biznesmen z Biłgoraja stara się wytyczyć nową linię podziału, dzięki której to on zostanie królem po lewej stronie.

Konwencję jako pierwsi podchwycili ziobryści z Solidarnej Polski, gdy skutecznie zaatakowali kandydaturę Wandy Nowickiej na wicemarszałka. Ludzie Palikota byli zaskoczeni zarzutami wobec niej, więc obrona nie była pokazem wizerunkowej zręczności. Ale w sumie mogą być zadowoleni z tego sporu (wbrew rytualnym narzekaniom, że to przejaw katolickiej opresji wobec inaczej myślących). Dla tych wyborców, którzy nie przepadają za Zbigniewem Ziobrą, to oni byli głównymi aktorami. Wszyscy inni – PO, SLD, także PiS, gdy chodzi o drugą stronę – znaleźli się poza nawiasem emocjonującego sporu.

Można więc być pewnym, że co pewien czas obie strony będą podrzucały nam tematy do ogólnonarodowego sporu. Były już krzyże, znajdzie się coś jeszcze. Coś na wzór debat z lat 90. na temat cnót i grzechów Augusto Pinocheta czy Francisca Franco.

Nowe zjawisko zauważył już Donald Tusk. W przemówieniu do Rady Krajowej PO stwierdził, że PO dostrzega zmiany obyczajowe, ale nie będzie szła w awangardzie postępu. Czyli chce jak do tej pory, w wygodnej centralnej pozycji, być atrakcyjna dla wyborców o różnych poglądach.

Tusk jest dziś hegemonem, ale nie wiemy, czy ma dość siły, aby uniemożliwić przebudowę a la Palikot. Ta się nie uda, gdy społeczeństwo nadal będzie chciało zjeść ciasteczko i je mieć. Wtedy wybierze PO i w drugim rzucie PiS. Gdyby jednak zwyciężyła chęć opowiedzenia się za twardszymi tożsamościami, przyjdzie czas Janusza Palikota. I prawdopodobnie Zbigniewa Ziobry jako niezbędnego w sporze oponenta.

Historia dwudziestolecia III RP składa się na razie z dwóch wyrazistych epok, w przypadku gdy za kryterium przyjmiemy stan emocji szerokich mas wyborczych. Do roku 2005 obowiązywał prosty, bo naturalny wówczas, podział na komunę i solidaruchów. Całkowicie zdezaktualizował się po zwycięstwie wyborczym PiS i katastrofie SLD. A może nawet tuż przed wyborami 2005 r., gdy stratedzy PiS w ostatnim momencie zrezygnowali z hasła „Polska AK-owska vs. Polska postkomunistyczna" na rzecz „solidarna kontra liberalna".

Dla Platformy Obywatelskiej był to problem, bo ona też miała być beneficjentem resentymentu wobec postkomunizmu. I prawdopodobnie uschłaby, gdyby zaczęła udawać lepszy PiS. Nadzwyczaj skuteczne okazało się jednak odwołanie do kategorii estetycznych. To był ten moment, gdy obaj bracia Kaczyńscy, ku swemu zaskoczeniu, dowiedzieli się, że duża część społeczeństwa uważa ich za uosobienie obciachu. Pamiętajmy, że był to stereotyp ukuty dopiero po 2005 r. – gdy czytamy wcześniejsze zarzuty wobec Kaczyńskich, widzimy, że ich przeciwnicy przypisywali im zupełnie inne wady i cechy.

Kryterium estetyczne zadziałało. I nadal jest skuteczne. Był już moment – w czasie wyborów prezydenckich 2010 r. – kiedy się zdawało, że się kończy. Że się wypala „antypisowskie paliwo". Wewnątrz Platformy toczył się spór, czy tak jest. Wygrało zdanie szefa, czyli Donalda Tuska, i kampania 2011 r. pokazała, że nie ma innej silnej emocji niż ta, której osią jest spór PO – PiS. Nie wytworzył się np. nowy, skierowany przeciw partii rządzącej resentyment wynikający z kłopotów gospodarczych. Nikt inny poza PO nie mógł się pożywić  na resentymencie antykaczystowskim. Na próżno np. Ryszard Kalisz w komisji w sprawie Barbary Blidy podejmował takie próby.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał