Na zakończonym niedawno szczycie w Chicago NATO ogłosiło zakończenie budowy pierwszego etapu tarczy antyrakietowej, która ma chronić także Polskę. Znajdziemy się pod tym parasolem dopiero w latach 2015 – 2020. Do tego czasu jesteśmy bezbronni wobec ataku rakietowego, o czym cicho nawet przy okazji analiz reformy wojska. Może w nas strzelać kto chce, byle tylko było go stać na pociski nowych generacji. Naszego potencjalnego przeciwnika, czyli Rosję, stać, owszem.
Najnowsze konflikty zbrojne – interwencje w Kosowie, Iraku, Afganistanie, Libii – zaczynały się od salwy rakietowej, która paraliżowała ośrodki dowodzenia i najważniejsze instalacje wroga, dopiero potem następowały naloty. Tymczasem polski system obrony powietrznej jest przestarzały i nie chroni przed atakiem. Podobnej salwie nie moglibyśmy się przeciwstawić, pociski wchodziłyby w nas jak w masło.
1
Polska obrona powietrzna dysponuje odziedziczonymi po ZSRR systemami bliskiego i średniego zasięgu, zdolnymi do sięgnięcia celów odległych o, odpowiednio, 7 i 40 kilometrów. Są one bezradne wobec rakiet balistycznych wystrzeliwanych w kosmos lub stratosferę, a następnie pędzących do celu z prędkością ponaddźwiękową oraz pocisków manewrujących. Szczególnie zaś wobec broni łączącej obie te cechy, w tym rosyjskich rakiet Iskander. W dodatku naszym systemom obrony kończy się przydatność do użycia. Polskie niebo wkrótce będzie stało otworem – w czasach, gdy nikt przytomny nie zakłada już prowadzenia wojny przy pomocy nawały wojsk pancernych i mas piechoty. To rakiety oraz lotnictwo rozstrzygają konflikty. Nasi sztabowcy dobrze o tym wiedzą, stąd zakup samolotów F-16 oraz przeciwokrętowych zestawów rakietowych koncernu Kronsberg. Polska armia, mimo utyskiwań, jest relatywnie nowoczesna i coraz lepiej wyposażona, niestety, mamy w liniach obrony wyrwę – to obrona przeciwrakietowa. Nawet goszczące u nas amerykańskie patrioty nic nie zmienią. Po pierwsze – są tu od czasu do czasu, po drugie – jest ich za mało, po trzecie – mają nieuzbrojone głowice, po czwarte – podlegają wyłącznie Amerykanom, Polacy nie decydują o ich użyciu.
2
Pierwotny projekt prezydenta Busha został zastąpiony przez koncepcję Obamy włączoną do systemu obrony NATO. Nową tarczę tworzy radar w Turcji i okręty z systemem Aegis na Morzu Śródziemnym. Kolejnym etapem mają być ruchome wyrzutnie antyrakiet SM-3 w Rumunii i Polsce.
Nawet kiedy już u nas staną, nie będziemy bezpieczni, pozostanie bowiem jeszcze modernizacja systemów krótkiego i średniego zasięgu. Zostaną one zintegrowane z obroną całego NATO, ale ciężar inwestycji musimy ponieść my. Istnieje już nawet propozycja polskiego konsorcjum Bumar zwana „Tarczą Polski", która łączy rozwiązania krajowe z francuską technologią rakietową. Mogłaby ona zapewnić skuteczną obronę średniego, bliskiego i bardzo bliskiego zasięgu i w zestawieniu z „Tarczą Obamy" zlikwidowałaby wyrwę w obronie.