W oparach oksymoronu

Publikacja: 06.07.2012 20:00

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Chiński model kapitalizmu" to kolejny oksymoron, który zaśmieca naszą wyobraźnię zbiorową. Tak jak „Stany Zjednoczone Europy" czy „parytety demokratyczne" mające uwiarygadniać całkowicie niedemokratyczne wybory i niespójne organizmy, tak też bajońskie fortuny Chin mają świadczyć o równorzędności dwóch systemów.

Znak równości stawiany jest między zbijaniem fortun przez partyjnych aparatczyków a filozoficznym konceptem, jakim jest indywidualne prawo do bogacenia się. Efekt na pozór ten sam – bogactwo, ale cele są zupełnie inne. Nadrzędną wartością gospodarki wolnorynkowej jest wolność, a nie rynek. Rynek to tylko jeden z jej przejawów, miejsce, gdzie tę wolność się egzekwuje. Tak jak wolność słowa, prawa człowieka, swoboda wyznania.

Chiński model to nic innego jak klasyczny wyzysk. Uprzywilejowane przynależnością partyjną jednostki otrzymują licencje na bogacenie się kosztem niewolniczej pracy mas. Jeśli idzie o założenia, chiński model niewiele odbiega od założeń marksizmu czy dowolnej innej dyktatury. To, że partyjni funkcjonariusze opływają w kapitalistyczne dobra, nie czyni z nich kapitalistów.

Kapitalistami nie są ani chińscy miliarderzy, ani rosyjscy oligarchowie, których fortuny pochodzą z nadania Kremla.

Ideologiczny groch z kapustą. Coś jak modne ostatnio utożsamianie rewolucji francuskiej z amerykańską. Jedno z drugim wspólne ma tylko słowo „rewolucja" – i tyle. Francuski zryw pospólstwa nijak ma się do buntu przedsiębiorców i właścicieli ziemskich przeciwko brytyjskim wojskom kolonialnym.

Dość porównać dzieła francuskich i amerykańskich ideologów, rewolucyjnych myślicieli, Johna Locke'a, dla którego fundamentem cywilizacji była własność prywatna i wolność osobista, a państwo miało tylko bronić prawa. Po drugiej stronie mamy ikonę europejskiej myśli politycznej: Jeana Jacques'a Rousseau, dla którego rząd był narzędziem do naprawiania człowieka i kształtowania charakterów na wzór wartości przyjętych przez ówczesne elity i ich ideologów. Demokracja w republice Francji uznana została za wartość nadrzędną. Wartością według amerykańskich ojców założycieli jest równe traktowanie wszystkich wobec prawa. A demokracja to zaledwie narzędzie do zapewnienia miarę reprezentatywnego systemu zarządzania. Dyktat demokracji oznacza, że w imię ideologii cieszącej się uznaniem wyborców można dyskryminować tych, którzy myślą inaczej.

Kontynuatorem francuskiej rewolucji w prostej linii był socjalizm narodowy Hitlera, wielki wygrany w demokratycznych wyborach. A wcześniej rewolucja bolszewicka. Obydwie ideologie przekonywały, że można stworzyć lepszego człowieka, nawet jemu samemu na przekór.

Od czasów Pol Pota nikt nie próbował już doskonalić ludzi na taką skalę i chiński reżim odszedł daleko od rewolucji kulturalnej Mao. Ale w założeniach to wciąż ten sam system. Skrojony dla tych i przez tych, którzy utrzymują, że posiedli tajną wiedzę, jak zwykły człowiek powinien żyć. Ile powinien zarabiać i gdzie są granice dobrobytu.

Fascynacja chińskim modelem gospodarczym powinna niepokoić. Zwłaszcza nas w Europie. Nie z obawy o nagłą ekspansję tego dziwnego kapitału i milionów ludzi gotowych szukać szczęścia na Starym Kontynencie, ale z uwagi na bolesne doświadczenia. Zbyt łatwe w przeszłości, uleganie popfilozofii Rousseau, Marksa, Robespierre'a.

Dla Stanów Zjednoczonych Ameryki Chiny to co najwyżej zagrożenie handlowe. Dla Unii Europejskiej – dla „Stanów Zjednoczonych Europy" – chińska droga to nie tyle droga do dobrobytu, ile zaraźliwy koncept. Wiara, że rząd europejski, regulując coraz głębiej i coraz chętniej, przesądzając o granicach osobistego rozwoju i stylu życia, może zapewnić nam chiński rozwój. Magiczna recepta.

Działa. Pod warunkiem że za chińskim modelem kapitalizmu pójdzie chiński model wolności.

Chiński model kapitalizmu" to kolejny oksymoron, który zaśmieca naszą wyobraźnię zbiorową. Tak jak „Stany Zjednoczone Europy" czy „parytety demokratyczne" mające uwiarygadniać całkowicie niedemokratyczne wybory i niespójne organizmy, tak też bajońskie fortuny Chin mają świadczyć o równorzędności dwóch systemów.

Znak równości stawiany jest między zbijaniem fortun przez partyjnych aparatczyków a filozoficznym konceptem, jakim jest indywidualne prawo do bogacenia się. Efekt na pozór ten sam – bogactwo, ale cele są zupełnie inne. Nadrzędną wartością gospodarki wolnorynkowej jest wolność, a nie rynek. Rynek to tylko jeden z jej przejawów, miejsce, gdzie tę wolność się egzekwuje. Tak jak wolność słowa, prawa człowieka, swoboda wyznania.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy