PRL-idealizm

Konkurencja, wolny rynek, kreatywna destrukcja to nie tylko pełne półki, lepsze życie i wszystkie te błogosławieństwa kapitalizmu.

Publikacja: 20.07.2012 20:00

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, RP Radek Pasterski

To również strach przed utratą pracy, nierówności społeczne, zawiść i nostalgia za urawniłowką.

Demokracja i wolny rynek wykreowały sobie człowieka idealizującego dawny porządek społeczny. PRL-idealistów. Nie, żeby tęsknili za kolejkami, tandetą, upokorzeniami dnia codziennego. I wcale nie chcą maszerować na 1 maja. Ba, nawet słowo „socjalizm" rzadko przejdzie im przez gardło. Chcą innego, tego lepszego kapitalizmu. Państwowego. Niby rynek, ale z państwem mocno trzymającym wodze wolnego rynku. Redukującym ryzyko, rozpiętości w zarobkach i dającym większe poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście, przy zachowaniu obecnego – no, może ciut lepszego – poziomu życia.

Każdy z nich przeszedł długą drogę. Nowe mieszkania, samochody, wycieczki do Egiptu. W swojej świadomości są ludźmi zupełnie innej epoki. Często nawet za młodzi, żeby pamiętać szarzyznę PRL. Ale gdzieś głęboko w DNA odziedziczyliśmy tamto poczucie sprawiedliwości i równości. Równości szans niezależnej od wkładu pracy i talentu. Sprawiedliwości i prawa do bogacenia się uważanych jako obowiązek państwa do wspierania tych, którzy bogacić się nie potrafią.

Kapitalizm, ale nie tak bardzo kapitalistyczny. System, który Lenin nazywał drogą przejściową do socjalizmu i – docelowo – z powrotem do dyktatury mas. Do tej dziwnej hybrydy lewicowego idealizmu i tyranii jednostki, zwanej sowieckim komunizmem, którą niektórzy z nas tak dobrze pamiętają.

Przez kapitalizm państwowy Lenin rozumiał dokładnie to, co dziś postulują PRL-idealiści. Duże korporacje i trusty w newralgicznych branżach – energetyka, transport – kontrolowane przez urzędników. Ludzi na pensjach, których serce bije bliżej „ludu pracującego" niż przedsiębiorców i menedżerów. Leninowska przejściówka lat 20. szybko została zastąpiona stalinowską gospodarką nakazową. Dalej wiemy, jak poszło.

Francuski eksperyment z dirigisme z czasów Charles'a de Gaulle'a i Georges'a Pompidou zapowiadał się całkiem obiecująco, aż do totalnego wypalenia gospodarki i do chwili, gdy plany Francois Mitterranda nacjonalizacji wszystkich banków nie wzięły w łeb. Leninowski projekt w japońskim wydaniu skończył się w latach 80. najdłuższą stagnacją w historii gospodarek państw rozwiniętych i do dziś 200-procentowym w stosunku do PKB zadłużeniem państwa. Niektórzy łudzą się jeszcze, że chiński czy rosyjski model państwowego kapitalizmu może przynieść rezultaty. Powodzenia.

Wspaniałą próbkę naszej wersji państwowego kapitalizmu mieliśmy okazję obserwować w tym tygodniu przy okazji PSL-owskiego skandalu z agencjami rolnymi. Niby firmami, a jednak partyjnymi folwarkami. Niby gracze rynkowi, a jednak państwowe urzędy. Instytucje, w których najszybsza droga do kariery prowadzi przez państwowe koneksje i rodzinne powiązania. Partia daje rekomendacje, a państwo czyści przedpole z kontrkandydatów. Partia zapewnia sobie świadczenia, a państwo chroni jej ludzi przed odpowiedzialnością.

Oczywiście tam, gdzie państwo daje, tam też państwu łatwo zabrać. Wybory wymiatają prezesów spółek, a ci wymiatają wszystkich podwładnych. Może to być zmiana układu w partii, a może tylko zmiana urzędnika w ministerstwie, który ma kuzynkę w potrzebie. Przyjrzyjcie się państwo ludziom obsadzającym dziś spółki Skarbu Państwa. To inny świat. Równoległy do prawdziwego biznesu. To całe gadanie o szkodliwości ustawy kominowej, która nie pozwala zatrudniać lepszych ludzi w spółkach Skarbu Państwa, nijak ma się do rzeczywistości. Do państwowych spółek idą inni ludzie. Oni nawet inaczej mówią, inaczej ręce podają, gdzie indziej chodzą na lancze. To tacy kapitaliści za nieswoje pieniądze. Bardziej uniżeni niż zasłużeni.

Wszystkim tęskniącym za kapitalizmem państwowym polecamy w tym tygodniu spółkę Elewarr.

To również strach przed utratą pracy, nierówności społeczne, zawiść i nostalgia za urawniłowką.

Demokracja i wolny rynek wykreowały sobie człowieka idealizującego dawny porządek społeczny. PRL-idealistów. Nie, żeby tęsknili za kolejkami, tandetą, upokorzeniami dnia codziennego. I wcale nie chcą maszerować na 1 maja. Ba, nawet słowo „socjalizm" rzadko przejdzie im przez gardło. Chcą innego, tego lepszego kapitalizmu. Państwowego. Niby rynek, ale z państwem mocno trzymającym wodze wolnego rynku. Redukującym ryzyko, rozpiętości w zarobkach i dającym większe poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście, przy zachowaniu obecnego – no, może ciut lepszego – poziomu życia.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał