Zamek Królewski w Warszawie wydał monografię Anny Szkurłat „Manufaktura porcelany i fajansu w Korcu". To nie tylko analiza wartości estetycznej wyrobów, nie tylko album z setkami doskonałych fotografii: to porywająca historia początków polskiego przemysłu.
Żaden komplet naczyń nie ostał się w całości... Autorka naliczyła ok. 2200 sztuk porcelany z Korca. Najwięcej zachowało się w Polsce. Drugi co do liczebności zbiór jest oczywiście we Lwowie, kolejne w ukraińskich muzeach. Ermitaż ma dziesięć sztuk, kilkanaście jest w zbiorach Zamku Królewskiego. Na światowym rynku antykwarycznym Korzec nie jest notowany. Na krajowym pojawia się raz na kilka lat.
W Internecie krążą oferty falsyfikatów. Czytamy, że na wystawach w prestiżowych polskich muzeach nieświadomie pokazywano podróbki pochodzące z rodowych zbiorów. Zawsze porcelana ta była przedmiotem narodowych tęsknot i była fałszowana.
Spółkę akcyjną założył ks. Józef Klemens Czartoryski (1740–1810). Zdumiewa najwyższa kultura prawna i ekonomiczna kontraktu zawartego między założycielem a wynajętym przez niego fachowcem, do dziś nie zawsze osiągalna w naszej gospodarce. Pierwsze próbki produkcji Czartoryski posłał królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu. Założenie manufaktury było aktem patriotyzmu: Korzec miał być i stał się „ogniskiem ruchu przemysłowego na Wołyniu". Czartoryski wspierał starania króla, któremu zależało na rozkwicie rodzimej produkcji.
Po II rozbiorze fabryka znalazła się w Rosji. Austriacy, chroniąc własną produkcję, wprowadzili wysokie cło na import koreckich wyrobów. Budynki zniszczył pożar. Potomkowie Czartoryskiego nie interesowali się swoim dziedzictwem. Wszystko to razem sprawiło, że firma upadła. Po 1918 roku Korzec znów był polski, ale manufaktura się nie odrodziła.