I tu znów szczegół – w sieci można się natknąć na próbę oceny kondycji harcerstwa, której podjęła się warszawska gimnazjalistka, przygotowując na II etap Konkursu Wiedzy Ekonomicznej i Obywatelskiej pracę „Harcerstwo – czy staje się mniej popularne". Praca jest amatorska, próba badawcza zupełnie niereprezentatywna, ale wyniki załączonej ankiety intrygują. Otóż tak – wynika z pracy – harcerstwo staje się mniej popularne wśród nastolatków. I to nie tylko dlatego, że jest „dużo nauki i zajęć", ale też dlatego, bo „ludzie są leniwi", a nawet że „dzieciaki wstydzą się brać udział w zbiórkach".
Paweł Olszewski, inżynier z Poznania, który w tym roku sam zawiózł syna na obóz puszczański w Borach Tucholskich, nie jest tym zaskoczony. – Ubolewam, bo coś się rzeczywiście dzieje niedobrego z postrzeganiem harcerstwa – mówi. – Ktoś ze znajomych nawet ostatnio powiedział przy jakiejś dyskusji, że to zabawa w krótkich spodenkach i że szkoda na to czasu, bo lepiej posłać dziecko na jakiś kurs językowy albo na tenisa, bo to się przyda w życiu, może pomóc w karierze. Ale to oznacza, że trzeba głośno przypominać, czym jest harcerstwo. Że to nie spędzanie wolnego czasu, tylko kuźnia charakteru i sposób na życie.
Statystyki wskazują, że harcerzy jest coraz mniej. I nie da się ukryć, że to wynik zmian w ZHP, które jeszcze w 2005 r. szacowało swoje szeregi na niemal 150 tys., podczas gdy dziś jest niewiele ponad 92 tys. (tymczasem np. tylko w ZHR liczba harcerzy wzrosła o tysiąc). Jednak według dr. Waldemara Urbanika, socjologa z Wyższej Szkoły Humanistycznej TWP w Szczecinie, więcej niż liczby o sytuacji polskiego harcerstwa mówią jakościowe trendy. – Po czasach silnej indoktrynacji komunistycznej w czasach PRL, która pociągała za sobą sztucznie rozbudowaną strukturę, zainteresowanie harcerstwem jako nie tylko formą spędzania wolnego czasu, ale przede wszystkim jako pewnego rodzaju instytucją wychowawczą, wraca do naturalnych proporcji – wskazuje socjolog. I dodaje, że w ciągu ostatnich 30 lat należy raczej dostrzec jakościowy powrót do zasadniczej idei harcerstwa, do korzeni przedwojennego skautingu. – Który, tak jak przed wojną, koncentrował grupy społeczne o charakterze niemasowym, i co najważniejsze, skupionym wokół jasno określonych idei, postaw i wartości.
Impas?
Hm. Ryszard Sobczak ze stanicy w Jarosławcu też czuje pod skórą ów trend. – Może rzeczywiście jesteśmy zbyt mało atrakcyjni dla młodzieży, bo jakoś tam przegrywamy rywalizację z komputerem – mówi. – Może trochę nie nadążyliśmy za biegiem zdarzeń, pozostając jako harcerstwo przy stereotypie lasu, ogniska i szumiących kniei?
Odpowiedzi na pokoleniowe wyzwania szukają też instruktorzy. Właśnie trwa 3. Zlot Kadry ZHP w Leśnej Hucie w Borach Tucholskich pod hasłami „innowacji", „kreatywności" i „nowej jakości". Celem – „odnalezienie nowych obszarów harcerskiej działalności, które pozwolą rozwinąć skrzydła".
A może nie trzeba szukać nowych dróg? Może wystarczy ognisko w szumiącej kniei? Z „kwaterką", nocnymi „chatkami" i gęsią skórką od kąpieli w rzece? Bez toi-toiów, bieżącej wody i kateringu?
Dr Waldemar Urbanik przyznaje, że erozji masowego harcerstwa sprzyjają zmiany cywilizacyjne – w tym wyraźny w Polsce klimat odwrotu od tradycyjnych wartości, ale podkreśla, że jego zdaniem nie zagrażają one zasadniczej idei harcerstwa. – USA cywilizacyjnie i technologicznie wyprzedzają nas o kilka długości, a nie słychać, żeby upadała tam idea skautingu.
Socjolog uważa, że jeśli mówić o jakimkolwiek zmierzchu, to raczej zmierzchu pojmowania harcerstwa jako sposobu spędzania wolnego czasu, gdzie pewne pojęcia i symbole będą fasadą. – Taka oferta rzeczywiście będzie coraz mniej atrakcyjna – przyznaje socjolog. – Nie mam jednak wątpliwości, że aksjologiczny wymiar harcerstwa zawsze będzie żywy, i ci, którzy będą mieli wewnętrzną potrzebę samorealizacji w oparciu o metodę harcerską, szczególnie młodzież ze środowisk związanych silnie z tradycją, historią, postawą patriotyczną zawsze do harcerstwa znajdą drogę.