Proboszcz nigdy się nie nudzi

Ks. Krzysztof Gonet, proboszcz Parafii Świętej Rodziny w Michalczewie: Kiedy na plebanii często pojawiała się grupa młodzieży, poszła plotka o mojej rzekomej pedofilii. Dziś najpierw dziesięć razy się zastanawiam, zanim coś zrobię.

Publikacja: 20.09.2013 01:01

Proboszcz nigdy się nie nudzi

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Jak się czyta komentarze na forum parafii, to można odnieść wrażenie, że jest ksiądz diabłem wcielonym.



A co takiego tam pan wyczytał?



Że jest ksiądz tyranem, złodziejem, oszustem. Że traktuje ksiądz ludzi jak „dojne krowy".



Te wypowiedzi na forum to już przeszłość, o której nie warto wspominać. Ale rzeczywiście na początku mojej pracy w Michalczewie doszło do spięć dotyczących instalacji w kościele ogrzewania. Niektórzy mówili, że to zbyt droga inwestycja. Inni byli jej przychylni. Prowadziłem w tej sprawie konsultacje, także w Internecie. Rzeczywiście pojawiły się krytyczne uwagi pod moim adresem, kilka wyzwisk. Ostatecznie doszliśmy do porozumienia.



A nie miał ksiądz ochoty zarzucić tego pomysłu?



Oczywiście, że tak. Pomyślałem, że jeśli mam dzielić ludzi, to niech zostanie po staremu. Trudno. Nie każdy pomysł musi zostać zakończony sukcesem.



Ale jednak ogrzewanie jest?



Tak. Myślę, że udało się je wykonać dzięki spokojnym rozmowom z ludźmi. Byłem wtedy  nowym proboszczem z wielkimi planami, bo Michalczew to moja pierwsza samodzielna parafia. Wydawało mi się, że jak poproszę ludzi o pomoc, to wszyscy się zrzucą, zwłaszcza że udało mi się załatwić 50 proc. zewnętrznego dofinansowania tej inwestycji z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Pojawił się jednak opór. Dziś wiem, że wynikał on głównie z problemów finansowych moich parafian. To w gruncie rzeczy nie są ludzie zamożni.

Oj, chyba ksiądz przesadza. Parafia otoczona jest przez sady owocowe: jabłka, wiśnie, czereśnie...

Zapomniał pan o truskawkach. Wszystko, co pan mówi, jest prawdą, ale z sadownictwa kokosów dziś nie ma. Dla większości moich parafian ciężka praca w sadzie to uzupełnienie skromnych pensji, które dostają, pracując w supermarketach w Warszawie czy Piasecznie, w ochronie czy przy sprzątaniu biur. A jak ktoś nie ma na chleb i książki dla dziecka do szkoły, to księdzu też nie da.

Z czego utrzymuje się ksiądz?

Podstawą utrzymania księdza, który nie pracuje w szkole, są intencje mszalne. To jest dniówka. Jeżeli nikt nie zamówi mszy św., to ksiądz ma dzień „bez wypłaty". W mojej parafii na szczęście jest wystarczająca ilość intencji. Parafianie dbają o to, abym nie chodził głodny. Ofiary za chrzty, pogrzeby, śluby są czymś w rodzaju „premii". Są albo ich nie ma.

Ile ślubów będzie miał ksiądz w tym roku?

Chyba osiem.

To tyle, ile warszawskie parafie w ciągu jednej soboty...

W ubiegłym roku miałem więcej – zdaje się, że 17. Może wynikało to z lęku przed rokiem 2013 i stąd taka dysproporcja?

A jak z chrztami, pogrzebami?

Przez cztery lata, jak jestem proboszczem, po równo. W ubiegłym roku było 19 chrztów i 19 pogrzebów.

Jak zatem planować dochody?

Napisałem list do księdza kardynała Glempa z prośbą o to, by zwolnił mnie z wykonania jego polecenia. Uważałem, że podjął decyzję niesłuszną i że muszę przestrzec mojego biskupa „jak własnego ojca" przed pomyłką

To akurat nie jest trudne. Dochód z tacy oraz kolędy jest mniej więcej taki sam od kilku lat. Wiem, na co mogę sobie pozwolić, oczywiście przewidując postępującą inflację. Tacę wydaję na bieżące utrzymanie parafii, czyli prąd, wodę, pensję dla organisty, który jednocześnie jest zakrystianinem, ubezpieczenie kościoła, plebanii, cmentarza, bieżące prace remontowe, pranie kościelne – obrusów i szat liturgicznych. Z tacy oczywiście również kupuje się wino, hostie i komunikanty, ale to nie są duże wydatki.  Z kolei ofiary z kolędy idą na większe inwestycje. W tym roku np. wymieniłem elektryczny mechanizm jednego z dzwonów. Pozostałe dwa muszą poczekać na następne lata. Udało się też naprawić rynny oraz wykonać obróbkę blacharską frontowej ściany kościoła. Bardzo się martwię stanem betonowych pomostów prowadzących z wałów do głównego wejścia do kościoła, ale ich remont będzie kosztował tyle, ile nie jesteśmy w stanie zebrać podczas kolędy nawet przez 10 lat.

Gospodynię ksiądz ma?

Na razie radzę sobie, ale gdybym potrzebował takiej pomocy, to i tak nie stać mnie na to.

Poprzednik miał?

Był człowiekiem mocno schorowanym i sam nie dałby sobie rady. Ale jego gospodyni była jednocześnie katechetką w szkole i pensję miała z innego źródła.

To kto księdzu gotuje?

Jakoś sobie radzę. Mężczyzna w moim wieku potrafi coś w kuchni zrobić. Zdarza się, że ludzie mi pomagają. Ktoś coś przyniesie, ktoś zaprosi na obiad. Potrafię sobie sprzątać, uprać. O pomoc proszę parafian, tylko gdy trzeba przygotować obiad na odpust i posiłki dla księży spowiedników podczas rekolekcj.

Parafia jest duża?

Mniej więcej 1200 osób.

Każdego można poznać.

Tak. To jest bardzo przyjemne, że zna się wszystkich. Mamy ok. 300 domów, w których mieszka 420–430 rodzin. To wszystko rozłożone w dziewięciu wsiach. Kościół mamy jeden. Parafia jest stosunkowo młoda, bo ma dopiero 56 lat. Założono ją w 1957 roku na usilne prośby tutejszych mieszkańców, którzy musieli jeździć do kościoła do Warki, Boglewic lub Chynowa. Prymas Stefan Wyszyński wysłał tu wikariusza z Warki ks. Tadeusza Stokowskiego, by tworzył parafię. On pociągnął za sobą ludzi. Zbudowali najpierw drewnianą kaplicę, ręcznie usypali wały, na których dziś jest droga krzyżowa. Po wyborze Karola Wojtyły na papieża dostał pozwolenie na budowę kościoła. Dwupoziomowa świątynia powstała w trzy lata, od 1979 do 1982. Zbudowali ją samodzielnie parafianie i dlatego są bardzo z nią związani. W każdej rodzinie ktoś do dziś wspomina, jak pracował przy budowie kościoła. Jest też wątek tragiczny naszej parafialnej historii. W 1990 roku na plebanii został zamordowany ks. Stokowski, ten pierwszy proboszcz, oraz jego gospodyni.

Wiadomo dlaczego?

Nie. Sprawców nigdy nie wykryto. Księdza pochowano przy kościele i do dziś pamięć o nim jest bardzo silna. Na grobie zawsze stoją świeże kwiaty, a nasza szkoła podstawowa nosi jego imię i podtrzymuje pamięć o nim w młodszym pokoleniu.

Mówił ksiądz o silnych związkach ludzi z parafią. Angażują się w jej życie?

Tak. Ludzie sprzątają kościół, teren wokół.

Tak sami z siebie?

Jest podział na to, kto i kiedy sprząta kościół. Jak przyszedłem tu, to już tak było. Wioski są podzielone na kilka zespołów – po cztery gospodarstwa. W ustalonej kolejności, co sobota przed południem sprzątają kościół. W miesiącach letnich kupują też i układają kwiaty, a w zimie zamiast nich dają pieniądze na zakup środków czystości. Moja rola polega tylko na tym, że wyczytuję z ambony, na który zespół jest teraz pora. Gdy proszę o pomoc w wykonaniu jakiejś dodatkowej pracy na rzecz parafii, to nigdy nie ma problemu ze znalezieniem kandydatów. Kiedy jednak jest konieczność dodatkowej zbiórki pieniężnej, to wiem, że jest wśród parafian jakiś niepokój.

Mówią o tym?

Mamy Radę Parafialną. Z urzędu są w niej wszyscy sołtysi, a poza nimi, z każdej miejscowości są osoby zgłaszane do mnie przez parafian podczas kolędy. Rada określa wysokość dodatkowych zbiórek, jeżeli są konieczne, i je przeprowadza. Przed tym gremium rozliczam się także z budżetu kolędowego. Wszyscy wiedzą, na co poszły pieniądze i ile.

Ile mszy w ciągu dnia ksiądz odprawia?

W tygodniu codziennie jedną. A jeśli jest potrzeba, to dwie. W niedziele odprawiam trzy msze.

Słyszałem, że na wsiach ludzie czasem na ofiarę za mszę przynoszą jajka, kurę. Bo nie mają pieniędzy.

Nie. Jest zasada, że każdy daje tyle, ile może. Na tyle, na ile go stać. Nie mam cennika. Choć ofiara za mszę to, jak już mówiłem, moja dniówka. Nie ma intencji, nie ma pieniędzy. Jeżeli jednak ktoś poprosi o mszę św., a nie ma na ofiarę, to oczywiście mszę odprawię i nikt postronny się o tym nie dowie. To przecież bardzo delikatna sprawa.

Jak wygląda frekwencja na mszach?

W dzień powszedni, kiedy odprawiam rano, to jest nas dwóch: ja i pan organista. Z kolei na mszy wieczornej zawsze jest kilkanaście osób – to głównie osoby, które msze zamówiły, i ich rodziny.

A w niedzielę?

Na trzech mszach pojawia się około 1/3 parafian – 400 osób.

Co z pozostałymi?

Nie wiem.

Nie zastanawia to księdza?

Zastanawia, i nawet pytam. Większość mówi, że jeździ do innej parafii. Nie mam powodów, by nie wierzyć. Ale na siłę do kościoła też nie mogę nikogo ciągnąć. Chociaż bardzo bym chciał, żeby przychodzili wszyscy. Modlę się o to i może kiedyś zostanę wysłuchany.

Szkoła jest w parafii?

Tak. Niestety, jest coraz mniejsza. Jak tu przyszedłem, było 100 uczniów, dziś jest 77. Religii uczy katechetka.

W szkole katechetka, jedna msza dziennie, to proboszcz ma strasznie dużo czasu...

To tylko tak wygląda z boku. Naprawdę cały czas jestem w ruchu. Praca kancelaryjna związana ze ślubami, chrztami i pogrzebami. Trzeba starannie prowadzić księgi i wystawiać bezbłędne dokumenty. Na ślubach konkordatowych ksiądz przez kilka minut jest urzędnikiem państwowym. Przygotowanie do bierzmowania też jest domeną proboszcza. Można w ten sposób poznać i nawiązać kontakt z prawie wszystkimi młodymi parafianami. Pamiętajmy też, że parafia to małe przedsiębiorstwo. A to w jednym urzędzie trzeba załatwić pozwolenie na wycinkę drzew przy kościele, bo wymarzły, a to razem z gminą przygotować plan placu zabaw dla dzieci. Teraz np. będziemy remontowali toaletę, która jest przy parafialnym boisku. To wymaga czasu i zaangażowania. A do tego sprzątanie plebanii, pranie, przygotowanie sobie jedzenia... A,  zapomniałem jeszcze o koszeniu trawników wokół ogrodzenia kościoła i plebanii, a w zimie o odśnieżaniu chodnika wzdłuż naszej posesji. Przez ponad trzy lata robiłem to sam. W tym roku pomaga mi w tym młodzież. Dobrze, że drogi wejściowe do kościoła odśnieża pan organista, a parking odśnieżają przed niedzielą parafianie mający większy sprzęt. Proboszcz nigdy się nie nudzi...

Ciężko jest samemu na takiej parafii? Nie chciałby ksiądz wikariusza do pomocy?

Pewnie, że ciężko. Od czterech lat nie byłem na urlopie. W te wakacje może ze trzy razy udało mi się wyrwać na trzy dni, ale i tak wciąż jestem pod telefonem do dyspozycji parafian. Wracając do wikariusza. Jesteśmy małą parafią. Dla jednego księdza jest pracy od rana do wieczora, ale dla dwóch nie byłoby zajęcia. Zresztą nasza parafia nie dałaby rady utrzymać dwóch księży.

Różowo nie jest... Pracy dużo, z finansami ciężko, dookoła plotki...

Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Decydując się na zostanie księdzem, wiedziałem trochę, co mnie czeka. A do plotek trzeba się przyzwyczaić. Ja np. „miałem już troje dzieci", „byłem pedofilem".

Pedofilem?

Tak. Kiedy na plebanii często pojawiała się grupa młodzieży, poszła plotka o rzekomej pedofilii. Robiłem wtedy turnieje sportowe dla młodzieży, kurs tańca. Niektórym wydawało się to podejrzane.

I jak to się skończyło?

Normalnie. Ludzie pogadali i przestali. Trzeba się uodpornić i robić swoje.

Przestał się ksiądz z młodzieżą spotykać?

Jestem otwarty na pomysły młodych ludzi. W tym roku od lutego do czerwca plebania zamieniła się w świetlicę dla młodzieży – tak zwany Klub u Krisa. W salonie, na desce położonej na stole, były turnieje w ping ponga, warcaby, wideo i oczywiście sprzęt grający z ich ulubioną muzyką. Moja młodzież na szczęście sama się żywi. U mnie w kuchni robią sobie pizzę, naleśniki, a ostatnio gofry. Staram się nie zwracać uwagi na pokątne szeptania różnych ludzi, którym to się nie podoba i podejrzewają mnie nie wiadomo o co. Muszę jednak przyznać, że to jest zniechęcające. Dziś najpierw 10 razy się zastanawiam, a potem dopiero coś robię, żeby nie mieć z tego powodu niezasłużonych kłopotów i przykrości.

A nie ma czasem ksiądz ochoty zostawić całej tej swojej działalności i po prostu tylko odprawiać msze, chrzcić i spowiadać?

Czasem tak. Miewam chwile zwątpienia i się wyłączam. Nie robię nic. Ale długo tak nie wytrzymuję. W końcu biskup wysłał mnie tu nie na wypoczynek, ale do pracy. Ludzie są zagonieni, pędzą za pieniądzem. Bóg jest w tym wszystkim gdzieś dalej. Trochę zepchnięty na margines. Do tego dochodzi cały chaos informacyjny. Obraz Kościoła i księży w dużej mierze kształtują media. I problem jest w tym, że jest to obraz często niepełny, a przez to zafałszowany i nieprawdziwy. Nagłaśniacie sprawy księży, którzy zbuntowali się przeciwko biskupowi, trąbicie o księżach pedofilach, zdziercach.

Ludzie mają prawo do informacji...

Oczywiście, że tak. Nie mówię, że w naszym środowisku są sami dobrzy ludzie o nieposzlakowanej opinii. Ale zdecydowana większość to duchowni, którzy wykonują swoją misję z oddaniem i poświęceniem. O nich nie mówicie. Niech mi pan powie, dlaczego w takim samym stopniu nie nagłaśniacie negatywnych spraw dotyczących nauczycieli, profesorów, prawników, lekarzy?

Duchownym poświęca się więcej uwagi, bo są nam dani, by nas uczyć o Bogu. Tymczasem często jesteście dwulicowi. Co innego na ambonie, co innego w życiu.

Każdy z nas jest tylko grzesznym człowiekiem. Ksiądz też się regularnie i często spowiada. Jeśli się coś wydarza złego, to oczywiście trzeba o tym powiedzieć. Tyle tylko, że nie ma zachowanych proporcji w pokazywaniu negatywów i pozytywów w Kościele. Ludzie rysują sobie obraz księdza przez pryzmat doniesień medialnych. Myślą, że skoro ten ksiądz z telewizji jest oszustem, to pewnie mój proboszcz też. Dopiero przy bliższym spotkaniu z księdzem są w stanie zmienić swoje nastawienie.

A czy ksiądz ma czas na własne zajęcia? Wypad do kina, teatru?

Niektórzy księża znajdują czas na hobby. Ale księdzu, który jest w parafii sam, czasu na zajęcia własne brakuje. Często nie starcza go niestety nawet na osobistą modlitwę.

Jest ksiądz szczęśliwy?

Bardzo szczęśliwy. Nigdy nie miałem jakiejś myśli o odejściu.

Bo jest ksiądz szczególnym duchownym. Zdaje się, że to tzw. późne powołanie.

Wolę określenie: dojrzałe. Rzeczywiście poszedłem do seminarium po studiach na bibliotekoznawstwie na Uniwersytecie Warszawskim i po roku pracy w Bibliotece Narodowej. Stąd miałem już wszystko wcześniej przemyślane. Decyzja o seminarium była bardzo świadoma.

Naprawdę nigdy nie miał ksiądz żadnych wątpliwości związanych z wyborem? Nie pojawiła się myśl o małżeństwie, rodzinie?

Chyba właśnie przez to późniejsze wejście do seminarium ominęło mnie to. Ta praca kapłana na pewno była trudna, kiedy relacje z ludźmi były trudne. Ale nigdy nie myślałem, że się pomyliłem, że powinienem odejść i pójść inną drogą.

Ojciec Badeni powiedział kiedyś, że największym problemem w życiu księdza jest brak kobiety.

Nie odczuwam tego. Kobiet w otoczeniu księdza jest zawsze wiele. Ciągle jeszcze do kościoła przychodzi więcej kobiet niż mężczyzn.  W kwestii braku kobiety w kontekście seksualności, celibatu, miłości, to mam nadzieję, że jestem uporządkowany. Nie żyję ciągłymi marzeniami o seksie. Myślę, że każdy dojrzały mężczyzna całego siebie stara się ofiarować ukochanej osobie. Dla pana taką osobą jest pańska żona, dla mnie Pan Bóg.

A gdzie może znaleźć wsparcie ksiądz, gdy ma problemy?

Jeden znajdzie je u drugiego księdza, drugi u psychologa. Ja pomoc duchową odnalazłem w rekolekcjach ignacjańskich, a wsparcie u przyjaciół. Mam wypróbowaną grupę, z którą trzymamy się od pierwszej klasy podstawówki. Kilka razy w roku się spotykamy. Wiem, że do nich mogę zadzwonić, że usłyszę dobre słowo. Był taki moment w moim życiu kapłańskim, gdy brakowało mi środków do życia. Ta grupa osób co miesiąc fundowała mi stypendium. Dzięki temu przeżyłem.

Jak znalazł się ksiądz w takiej sytuacji?

To był moment, gdy po 10 latach przestałem być dyrektorem biblioteki warszawskiego Seminarium Duchownego. Zostałem rezydentem w parafii i tworzyłem struktury ogólnopolskiego Stowarzyszenia Bibliotek Kościelnych. Pieniędzy, które otrzymywałem jako rezydent, starczało mi na utrzymanie mieszkania, ale na jedzenie, ubranie, paliwo do samochodu już nie.

Dyrektorem biblioteki przestał ksiądz być, bo...?

Złożyłem rezygnację, gdy seminarium przenosiło się z Bielan na Krakowskie Przedmieście i zamiast obiecanych trzech pięter dostałem polecenie zmieszczenia biblioteki na dwóch. Wiedziałem, że to niemożliwe. I napisałem wówczas list do księdza kardynała Glempa z prośbą o to, by zwolnił mnie z wykonania tego polecenia.

Czyli bunt!

Ja bym tego tak nie nazwał. Prosiłem o zwolnienie z wykonania tego polecenia, bo uważałem, że to decyzja niesłuszna i muszę przestrzec przed taką pomyłką mojego biskupa „jak własnego ojca". Przyrzekając posłuszeństwo, nie ślubowałem bezmyślności. Mądry przełożony docenia podwładnych, którzy go ostrzegają przed błędami, choć może mieć inne zdanie i się z nimi nie zgadzać. Decyzja należy do niego i ja tego nie neguję. Kardynał Glemp okazał wtedy wielką klasę. W żaden sposób mnie nie ukarał i nigdy nie zrobił mi żadnej przykrości z tego powodu. Zgodził się na moją pracę w ogólnopolskiej Federacji Bibliotek Kościelnych FIDES i już. Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o niektórych jego doradcach, ale to już historia...

—rozmawiał Tomasz Krzyżak

Ks. Krzysztof Gonet (ur. 1957) w latach 1987–1989 był wikariuszem w Parafii św. Trójcy w Błoniu, potem do 1999 r. pracował w Bibliotece Seminarium Duchownego w Warszawie. Jest współtwórcą Federacji Bibliotek Kościelnych FIDES. Od roku 2009 proboszcz Parafii Świętej Rodziny w Michalczewie.

Jak się czyta komentarze na forum parafii, to można odnieść wrażenie, że jest ksiądz diabłem wcielonym.

A co takiego tam pan wyczytał?

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał