Kto śledzi życie gwiazd, przegląda kolorowe czasopisma i plotkarskie portale, wie, że poranny jogging jest passé, a bieganie ulicznych maratonów ciut démodé. Teraz snobujemy się na trójbój, czyli triathlon. Słowo to tabloidy odmieniały przez wszystkie przypadki w sierpniu tego roku, gdy w zawodach Herbalife Triathlon Gdynia wystartował Maciej Stuhr, pokazując przy okazji swoją nową partnerkę. Ale na gdyńskiej imprezie w roli ambasadorów wydarzenia oprócz Stuhra startowały też inne znane postacie: Borys Szyc, Robert Rozmus czy Piotr Kraśko. Przygotowania zaczęli na dziesięć miesięcy przed zawodami.
– Codzienne treningi weszły mi już w krew. Kiedy opuszczę jakiś trening, od razu mam wyrzuty sumienia. Do tej pory trenowałem bez planu, chaotycznie. Dzięki regularnym treningom uświadomiłem sobie, że można więcej osiągnąć, nie rezygnując przy tym z życia osobistego – opowiadał dziennikarzom Stuhr i dodawał, że udział w triathlonowych zawodach to jedna z najlepszych decyzji w jego życiu. Przy okazji zgubił kilkanaście kilogramów.
– Pięćdziesiątka na karku, a ja czuję się jak nastolatek przed egzaminem. Jestem tak podekscytowany, że czasami nie mogę usiedzieć. Były takie dni, kiedy już o siódmej rano wchodziłem do Sinnet Clubu na pływalnię, a po południu jeździłem na rowerze lub biegałem. W międzyczasie chodziłem na próby do teatru, gdzie nieraz przez kilka godzin tańczyłem, a wieczorami występowałem w musicalu w Teatrze ROMA. Zdarzało się zatem, że byłem aktywny nawet przez kilkanaście godzin dziennie! A mimo to czułem się świetnie – opowiadał z kolei „Dziennikowi Bałtyckiemu" Robert Rozmus.
Choć Ironman to wyczerpujące zawody – sukcesem jest już ukończenie dystansu, niejeden zawodnik po drodze przeżywa kryzys albo kończy bieg na czworakach – lista celebrytów uprawiających triathlon jest o wiele dłuższa niż wspomniani Stuhr czy Rozmus. Są na niej Tomasz Karolak, Piotr Adamczyk, Bartłomiej Topa, Marcin Dorociński, Maciej Dowbor... Startowały także znane panie – Paulina Sykut i Magdalena Boczarska, choć na zawodach Ironman dominują zazwyczaj mężczyźni (70–75 proc. uczestników). Starty rodzimych gwiazd to przeważnie dystans połówkowy – Half Ironman, czyli 1,9 km pływania, 90 km na rowerze i na koniec 21,1 km biegu. By szczycić się tytułem prawdziwego Ironmana, trzeba wziąć udział w dystansie dwa razy dłuższym – 3,86 km w wodzie, 180,2 km na rowerze, a na koniec pełnowymiarowy maraton – 42,195 km. Maciej Dowbor start na całym dystansie planuje na 2015 r.
Triumf taksówkarza
Ironman narodził się na gorących hawajskich wyspach w 1977 r. Legenda triathlonistów głosi, że wtedy to John Collins, komandor marynarki wojennej US Navy, sprzeczał się z kolegami o to, który wyścig jest najtrudniejszy: pływacki Waikiki Rough na dystansie 3,8 km przy słynnych plażach Waikiki, kolarski 180 km dookoła wysp Oahu czy może klasyczny maraton w Honolulu. Spór rozwiązali, łącząc wszystkie te dystanse.
Pierwsze zawody odbyły się w 1978 r. Wystartowało 15 śmiałków. Pierwszy linię mety z czasem 11 godzin, 46 minut i 58 sekund przekroczył Gordon Haller, taksówkarz jeżdżący na nocnej zmianie. Bieg ukończyło 12 osób. Każda z nich otrzymała tytuł Ironmana, czyli człowieka z żelaza.
Od 1978 r. w październiku w hawajskim Kona na Big Island odbywają się najważniejsze dla triathlonistów zawody organizowane przez World Triathlon Corporation. Organizatorzy do startu dopuszczają około 2 tys. zawodników. By móc ścigać się w Kona, trzeba zapewnić sobie przepustkę. Tak zwanego slota, jak mawiają triathloniści, można zdobyć podczas startów na licencjonowanych przez World Triathlon Corporation zawodach (najbliższe odbywają się w austriackim Klagenfurcie, we Frankfurcie, w szwajcarskim Zurychu, brytyjskim Bolton czy szwedzkim Kalmar). Każda z tych imprez ma pulę miejsc dających wstęp na finały w Kona. Wszystko zależy od miejsca na mecie.