Od lat staramy się uczcić jakoś Ten Dzień. Pamiętam, jak kilka lat temu nasze najstarsze, sześcioletnie wówczas dziecko narysowało idącego z polską flagą znanego z kreskówek psa Clifforda, który zawisł na szybie naszego auta i budził życzliwe uśmiechy przechodniów. Najpierw idziemy przed Grób Nieznanego Żołnierza, by potem z zachwytem obserwować defiladę, podczas której uwagę jednych przyciągają ułani na koniach, a innych pięknie odnowione stare pojazdy czy czołgi. Jeśli starcza sił, to na koniec idziemy jeszcze do Muzeum Wojska Polskiego, by tam dotknąć eksponatów, co właściwie tylko tego dnia jest możliwe, i popatrzeć na żołnierzy, ich mundury, broń czy manierki, w których tego dnia pływa żołnierska zupa. Mojemu synowi udaje się nawet wejść do środka T-34 albo usiąść w szoferce ZIS-5. I... właściwie na tym koniec. Choć znam takich, którzy tego dnia udają się jeszcze na Cytadelę, idą do Muzeum Powstania albo na Pawiak.
Tak, można i warto, tylko... to już było. Ktoś, komu dzieje ojczyzny nie są obce, wszędzie już zdążył być i wszystko zobaczyć. I aż prosi się, żeby w takim dniu jak 11 Listopada udać się z dziećmi (może również w towarzystwie dziadków, jeśli jeszcze są i mają siłę, albo ze znajomymi, którzy akurat przyjechali do nas z zagranicy) do Muzeum Historii Polski.
Dokąd? – spyta pewnie niejeden czytelnik. No właśnie, dobre pytanie: gdzie to jest? Próżno tej placówki szukać na mapie: to jedyna chyba taka instytucja w Europie, która istnieje – wirtualnie? na papierze? – Nie, wciąż w planach. Muzeum ma swojego (bardzo zresztą na miejscu) szefa, załogę, ba, nawet wiele z sukcesem prowadzonych akcji i profil na Facebooku. Ale wciąż nie ma siedziby, a przez to stałej ekspozycji.
Muzeum zostało powołane do życia dokładnie sześć lat temu i pomyślane jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć muzealnych. Miało pokazać całość naszej historii, momenty znaczące, tragiczne i piękne. Chrzest, zjednoczenie dzielnicowe, budowanie potęgi i bogactwa... Epizody najbardziej wartościowe w naszych dziejach, nie tyle nawet ponadczasowe, ile wyprzedzające swój czas o kilkaset lat! Myślę, że może promil Europejczyków i wciąż niewielu Polaków zdaje sobie sprawę, jakim fenomenem była I Rzeczpospolita. Jak wiele od nas mogłaby się uczyć dzisiejsza Unia i jej urzędnicy. Jak silnym państwem ówczesna Polska była i co ją potem zgubiło... To bezcenna nauka i wiedza, podobnie jak trud i poświęcenia kilku kolejnych pokoleń, by utraconą niepodległość w końcu odzyskać, z trudem i w niezwykłym stylu odbudować państwo, by dosłownie po dwóch dekadach znów bronić godności i odepchnąć zniewolenie ze strony dwóch dyktatur. Więzienia, łagry, obozy, egzekucje i tysiące sprawiedliwych. Ta prawda musi być wciąż znana i nagłaśniana, by żaden niedouczony redaktor zza Odry nigdy nie napisał o „polskich obozach śmierci" ani nie dziwił się, że mordu w Katyniu dokonało NKWD. Może w sytuacji, gdy fenomen „Solidarności" nie może się przebić do powszechnej świadomości, udałoby się to dzięki takiej placówce jak MHP?
A skoro tak, to dlaczego tego muzeum jeszcze nie ma? Niełatwo o odpowiedź, ale przy okazji Święta Niepodległości trzeba to pytanie głośno zadać. Bo przecież mimo że konkurs na koncepcję muzeum został rozstrzygnięty cztery lata temu i do końca 2013 roku placówka miała już „wisieć" nad warszawską Trasą Łazienkowską tuż przy placu Na Rozdrożu – dziś poza ogólną koncepcją nie ma siedziby ani nawet planów budowlanych. „Muzeum powinno otworzyć swoje podwoje najpóźniej z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę w 2018 roku" – pisali niemal rok temu w liście otwartym do prezydenta, premiera i ministra kultury historycy oraz naukowcy. Minister kultury przyznał wówczas, że z powodów finansowych plany realizacji stałej siedziby Muzeum Historii Polski stanęły pod wielkim znakiem zapytania, ale zagrożenie zostało zażegnane. Obiecał też, że cała dokumentacja architektoniczno-budowlana powinna być gotowa na koniec 2014 roku. Rok później budowa muzeum mogłaby się rozpocząć – i zakończyć się w 2018 roku.