Pastorskie dzieci

W Niemczech głową państwa jest pastor, a szefem rządu córka pastora. Dlaczego więc wystawę o kulturowej roli protestanckiej plebanii ?w historii Niemców ogląda się jak opowieść o minionym świecie obyczajów i wartości?

Publikacja: 24.01.2014 19:20

Jeszcze żyją ludzie pamiętający, że pastor potrafił być centralną postacią wspólnoty luteran. Gromił grzech i grzeszników. Wyczulał wiernych na niepokojące tendencje, ale bywał też osobą instytucją, która każdemu niosła pomoc. Wierni uważnie obserwowali jego postępowanie i życie rodzinne. Gmina wyznaniowa oceniała zaś, czy pastor wciela w życie wzorce zaczerpnięte z Biblii.

Dziś Pfarrhaus, czyli protestancka plebania, zwłaszcza w filmach bywa przedstawiana jako siedlisko patriarchalnej satrapii. Ten stereotyp dobrze ilustruje film „Biała wstążka" Michaela Heneke, którego fragment można obejrzeć na wystawie w Niemieckim Muzeum Historycznym w Berlinie. Ekspozycja zwiastuje przygotowania do obchodów 500. rocznicy reformacji, która przypada za trzy lata. To reformacja dała początek zjawisku, które kształtowało cywilizację Niemiec.

Surowy ład

Kraina krochmalonych czepków, sztywnych kołnierzy, czarnych sukni i drobnych kroków stawianych w bojaźni Bożej. Nie ma w tym świecie ani w figurach go zaludniających żadnej spontaniczności, nie mówiąc już o humorze" – pisał, nie bez racji, Michał Oleszczyk w recenzji „Białej wstążki". Zgodnie z takim postrzeganiem tego środowiska pastor jako stróż religijnego porządku terroryzował wspólnotę. We własnym domu też musiał być tyranem, nierzadko zakłamanym, grzesznym i dwulicowym. Z punktu widzenia dzisiejszych postępowców dawny pastor jako stróż religijnego kodeksu moralnego wsi czy gminy jest więc absolutnym czarnym charakterem.

Ten kostyczny wizerunek pastora nie jest pewnie całkiem wydumany. Ostry obraz bezdusznej protestanckiej  pseudodobroczynności zostawiła nam choćby Maria Konopnicka w noweli „Miłosierdzie gminy". W polskim kinie atmosferę emocjonalnego chłodu panującego w domu XIX-wiecznego pastora ukazał też Stanisław Różewicz w filmie „Samotność we dwoje".

Ale jest też druga strona medalu – bez posługi pastorów, bez ich roli liderów zmian społecznych i edukacyjnych, Niemcy nie przeżyłyby skoku cywilizacyjnego między XVI  a XIX wiekiem.

Życie w świecie, którego centrum była plebania, toczyło się spokojnie, a jego rytm wyznaczały zasady surowego, ale sprawiedliwego ładu. Najważniejsze było przestrzeganie konwencji. Marion von Dönhoff, współwydawca tygodnika „Die Zeit", wspominając swe dzieciństwo w Prusach Wschodnich na początku XX wieku, pisała: „Konwencja, pojęcie tak gwałtownie zwalczane przez następne pokolenia (...) dla mojej matki było czymś miarodajnym. Ja uważałam, że co prawda forma jest niezwykle ważna w sensie stylu, ale nie konwencja; ona właśnie bardzo wcześnie budziła we mnie sprzeciw. Zaczyna się ją cenić dopiero wtedy, kiedy spostrzega się, jak chwiejni stają się ludzie, gdy jej zabraknie".

Sankcję temu ładowi, a także wysokiej pozycji pastora nadawało państwo. W XVIII-wiecznych Prusach od czasów rządów cynicznego ateisty Fryderyka II Wielkiego, zwanego Starym Frycem, państwo stawało się jednak coraz bardziej zachłannym bożkiem. Wciśnięcie pastorów w kostium urzędników państwowych sprawiło, że gdy po latach pojawi się Hitler, protestanccy duchowni nie będą zdolni do odważnej refleksji nad zbrodniczym charakterem jego rządów. I pastorzy zapłacą za to słoną cenę.

Jak święta rodzina

„Żyć na wzór Lutra" – ten tytuł wystawy wiedzie do pytania: jak żył twórca reformacji? Jak zbudował model egzystencji pastora i jego rodziny i jaką rolę przeznaczył jej do odegrania w życiu gminy wyznaniowej?

To był jesienny dzień 31 października 1517 roku. Zbuntowany mnich Marcin Luter przybija 95 tez do drzwi kościoła w Wittenberdze, dając początek reformacji. W 1521 roku w swoim dziele „De votis monasticis" Luter ogłasza, że ponieważ w Piśmie Świętym nic nie usprawiedliwia istnienia zakonów, tym samym śluby zakonne nie są ważne. Rok później znosi celibat duchownych, pragnących iść drogą reformacji. 13 czerwca 1525 roku sam zawiera związek małżeński z Katarzyną von Bora. On miał 42 lata, ona – 26 lat.  Ślubu udzielił im uczeń Lutra, Filip Melanchton.

Wybranka słynnego reformatora była córką szlachcica z Miśni. W 1514 roku, gdy dziewczynka skończyła 5 lat,  ojciec oddał ją do nowicjatu w klasztorze cysterek w Nimbschen. W 1523 roku Katarzyna von Bora pod wpływem pism Lutra uciekła wraz z 11 towarzyszkami z klasztoru.

Marcin Luter i Katarzyna von Bora byli udanym małżeństwem. Doczekali się sześciorga dzieci – nie licząc tych, które zmarły tuż po urodzeniu.  Luter kochał żonę szczerze. Dowodem są czułe listy, które słał do niej ze swoich podróży.

Rodzina założona przez byłego mnicha augustiańskiego i byłą mniszkę stała się wzorem dla wszystkich duchownych reformacji. Po wybuchu reformacji przed Lutrem stanęło zadanie zredefiniowania roli plebana. Uznał, że pastor to ktoś stojący w centrum nowej wspólnoty religijnej. Głównym jego powołaniem jest głoszenie Pisma Świętego. Duchowny musiał umieć jasno tłumaczyć zasady wiary. Wymagane były więc zdolności oratorskie. Niedzielne kazanie miało być wydarzeniem odmieniającym serca wiernych. Najbardziej cenieni byli kaznodzieje – mistrzowie słowa, którzy umieli odmalować w swoich homiliach grozę wiecznego potępienia i piękno zbawienia.

„Kto śpiewa, modli się w dwójnasób". Ta starochrześcijańska maksyma w protestantyzmie zyskała wyjątkowe znaczenie. Luter wysoko stawiał muzykę i pobożny śpiew. Zbory protestanckie, pozbawione malarstwa i rzeźby, miały chwalić Boga pięknem słowa i pieśni. Muzyka organowa i wokalna uzyskała w nabożeństwie luterańskim niezwykle ważną pozycję. Zatem także pastor powinien odznaczać się wysoką kulturą muzyczną. Często rodziny plebanów muzykowały w swoim gronie.

Wszystko to czyniło z życia pastora wyrazistego aktora na tle wsi czy miasteczka. Zwłaszcza że musiał być on wzorem do naśladowania – bardziej wykształconym od swoich owieczek, przykładem pobożności i miłosierdzia.

Rodzina pastora zaś musiała być ilustracją ideału świętej rodziny. Od pastora nie wymagano abstynencji seksualnej, ale płciowość i prokreacja zyskały uduchowiony charakter. Jak wskazują autorzy wystawy: „Wspólnota oczekiwała od pastora, jego żony i dzieci nieskazitelnego prowadzenia się. Rodziny duchownych protestanckich były wzorem dla świata XIX-wiecznej burżuazji. Dobra konduita była niezbędna. W końcu w protestantyzmie to wspólnota wiernych wybierała pasterza".

Podobnie jak rodzina pastora miała być wzorem dla wiernych, tak dla samych duchownych wzorem stała się rodzina Lutra. Trudno się więc dziwić, że niezliczone plebanie ozdabiała grawiura, której bohaterem jest siedząca wspólnie przy stole familia Lutrów: głowa rodu gra na mandolinie, a jego małżonka i potomstwo śpiewają pobożne pieśni.

Pastor przyciągał wzrok wiernych. Zazwyczaj budził szacunek, ale niekiedy irytował, a nawet śmieszył. Znajduje to odbicie w licznych obrazach i rysunkach, jakie zgromadzono na berlińskiej wystawie. Do myślenia daje ironiczny obraz z XVIII wieku – dzieci pastora naśladują rodziców. Syn z laską w ręku wzorem ojca przemierza główną ulicę wsi, wybudowanej z domków-zabawek. Jego siostra udaje matkę, skromnie opuszczając oczy i demonstrując całkowitą podległość mężowi. Ten żartobliwy obrazek pokazuje, jak bardzo duchowny i jego wybranka musieli dbać o prestiż, ale też jak czasem zadzierali nosa.

Jak cię widzą, ?tak cię malują

Na innym szkicu młody pastor zgłasza się do arystokratycznego domu jako kandydat na guwernera. Pani domu z uwagą czyta list polecający, podczas gdy dzieci z respektem przyglądają się potencjalnemu tutorowi. Ta specyficzna rola pastorów często kłuła innych w oczy, stąd plotki sugerujące romanse lub pieczeniarstwo duchownych.

Znamienna scenka rodzajowa ukazuje jeszcze inny aspekt. Gdzieś na niemieckiej wsi chłopi stoją w długiej kolejce, przynosząc na plebanię dary w naturze: kury, zboże, warzywa.

Wreszcie obraz z XIX-wieku – scena spotkania modlitewnego ruchu gromadkowego. Był to ruch oddolnych, spontanicznie tworzonych protestanckich grup modlitewnych. Kierowali nimi chłopi odnajdujący w sobie powołanie i mistycyzm religijny – na Mazurach zwano ich „kazicielami". Pastorzy uważali „gromadkarstwo" za naruszenie ich monopolu na przekaz wiary i walczyli z tym zjawiskiem bez pardonu. Ale temat surowej religijności wiejskich wspólnot też bywał inspiracją, stąd częste wizerunki pastorów wprowadzających swoimi kazaniami prostych rybaków czy chłopów w bogobojną zadumę.

W XVIII wieku pastorzy odegrali rolę Volksaufklärer –  promotorów postępu na wsiach. Władze pruskie wymagały od nich pomocy we wprowadzaniu obowiązków państwowych i społecznych. Mieli oni edukować chłopów we wszystkich dziedzinach: od hodowli kartofli poprzez zachęty do instalowania piorunochronów po wspieranie poboru do wojska.

Plebania – zazwyczaj z solidną biblioteką – była też miejscem pracy intelektualnej. W rodzinie pastora rozwijał się nawyk czytania książek i zdobywania wiedzy. Najbardziej, rzecz jasna, ceniono wiedzę religijną. To pchało synów duchownych do kontynuowania dzieła ojca, a stąd już tylko krok do tworzenia się całych dynastii pastorów. Zdobycie kolonii przez Rzeszę Bismarcka pchnęło dziesiątki duchownych do pracy misyjnej od Kamerunu i Togo po Nową Gwineę.

Ale rozbudzenie intelektualne skłaniało też ku karierze literackiej lub naukowej. Z wystawy w Berlinie można się dowiedzieć, że synami pastorów byli m.in. oświeceniowy pisarz Gotthold Lessing, historyk Johann Gustav Droysen czy misjonarz i lekarz Albert Schweitzer.

Ale bywali i tacy synowie duchownych, którzy nie przynosili chluby temu środowisku. Wśród nich można wymienić choćby Hermanna Ehrhardta, wojskowego przywódcę nacjonalistycznego puczu Kappa w 1920 roku, czy Horsta Wessela, hitlerowskiego bojówkarza wykreowanego na herosa NSDAP. Pastor Hermann Blaskowitz był z kolei ojcem generała Wehrmachtu Johannesa von Blaskowitza, odpowiedzialnego za  zbrodnie wojenne w Polsce w 1939 roku.

Na probostwach luterańskich wychowywali się także ci, którzy zechcą wywrócić do góry nogami chrześcijański ład. Carl Ludwig Nietzsche, luterański pastor, był ojcem Fryderyka Nietzschego, filozofa i jadowitego wroga chrześcijaństwa – twórcy protonazistowskich pojęć „nadczłowiek" i „moralność panów". Helmut Esslin, pastor ze szwabskiej wioski Bartholöma, był zaś ojcem Gudrun Ensslin, założycielki terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii (RAF) i sprawczyni zamachów bombowych, w których zginęły co najmniej cztery osoby.

Czy to autorytarny klimat plebanii pchnął Nietzschego i Ensslin do buntu przeciwko ustalonemu ładowi? Na wystawie w Berlinie przedstawiono różne losy dzieci pastorów. Autorzy nie mieli problemów, by zastanawiać się, jak surowe wychowanie mogło wpłynąć na poglądy potomstwa  – godne to odnotowania zwłaszcza w świetle polskiej dyskusji o książce „Resortowe dzieci".

Wielkoniemieckość ?– pocałunek śmierci

Do połowy XIX wieku pruscy, czy szerzej niemieccy, pastorzy zadowalali się rolą duchowych przewodników swych wspólnot, a dopiero w drugiej kolejności – wiernych sług państwa. Ale wkrótce miało się to zmienić. Pierwsza uwidoczniła się siła pruskiej machiny państwowej. W 1817 roku w ramach tzw. Unii Pruskiej połączono kościół luterański z kalwińskim, mimo istotnych różnic doktrynalnych. Zasada „Państwo każe – Kościół musi" oduczyło refleksji nad prawowitością moralną działań dynastii Hohenzollernów. Po 1871 roku, czyli od momentu powstania zjednoczonych Niemiec, pastorzy zaczęli się zmagać z pokusą narodowego rauszu. Spora część duchownych poparła falę szowinizmu wielkoniemieckiego, która zatruła państwo kajzerowskie. Duchowni protestanccy zaczęli odgrywać rolę posłusznych sług państwa Wilhelma II.

Także w latach republiki weimarskiej pastorzy popierali partie nacjonalistyczne. Na plakacie wyborczym niemieckich narodowców z 1924 roku widzimy matkę z córką wczytujące się w Biblię. Slogan głosi: „Wiernie stójmy  przy Słowie Bożym, głosujmy na niemieckich narodowców".

Po dojściu Adolfa Hitlera do władzy większość protestanckich pastorów bezrefleksyjnie poparła nazizm. Tylko mniejszość, jak np. pastor Dietrich Boenhoffer i Kościół Wyznający, wykazała się odwagą i działała w podziemiu. Płacili za to kaźniami  i więzieniami.

Po II wojnie duchowni nie odzyskali już pozycji moralnych liderów swoich wspólnot. W komunistycznej NRD protestantów poddano totalnej inwigilacji. W zachodniej części Niemiec inwigilacji wprawdzie nie było, ale szybko postępowała laicyzacja. Uraz do prawicy jako domniemanego sprawcy wszystkich nieszczęść pchnął takich pastorów jak Martin Niemöller, były więzień obozu w Dachau, w stronę pacyfistycznej lewicy. Niemöller dosłużył się nawet Leninowskiej Nagrody Pokoju.

W NRD dopiero w latach 70. i 80. pojawili się protestanccy duchowni, którzy związali się z antykomunistyczną opozycją. W 1976 roku pastor Oskar Brusewitz dokonał w Zeitz aktu samospalenia w proteście przeciw dyktaturze komunistów. Część pastorów we wschodnich Niemczech, udzielających w swoich kościołach schronienia opozycji, po upadku Muru Berlińskiego została pochłonięta przez politykę. W ostatnim rządzie NRD szefem dyplomacji był pastor Markus Meckel, a ministrem obrony pastor Rainer Eppelman. Budząca szacunek misja stworzenia instytutu do spraw akt Stasi utorowała pastorowi Joachimowi Gauckowi drogę do prezydentury Niemiec.

Puste kościoły

Gdy ogląda się pierwsze szkice strojów projektowanych dla pastorów kobiet z lat 50., dostrzega się, jak wielkie nadzieje na odrodzenie wiary wiązano z tą zmianą. Dziś widać jednak, że ordynacja kobiet na niewiele się zdała. Protestantyzm wciąż się cofa. Próba przekazania stanowiska zwierzchnika Ewangelickiego Kościoła w Niemczech kobiecie – biskupce Margot Kassman zakończyła się skandalizującą dymisją. Pastor Kassman została oskarżona o prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Prezydentura Joachima Gaucka też pozbawiona jest bezpośredniej refleksji religijnej.

Na koniec autorzy wystawy wybili pytania: „Pastor: zawód czy powołanie?",  „Misja pastora: duszpasterstwo czy terapia ubrana w togę?", „Rodzina pastora – wciąż przykład dla wszystkich?". Ekspozycję kończą wprawdzie pseudooptymistyczne zdjęcia z życia dzisiejszych plebanii i ich gospodarzy, którzy z przylepionymi uśmiechami na twarzach à la reklama pasty do zębów wyglądają jak z folderu reklamowego.

„Pastor w parafii to nie zawód, tylko forma życia" – przekonują. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że z dawnej potęgi zostało niewiele.

Przy okazji berlińskiej wystawy portal Deutsche Welle cytuje pastora Siegfrieda Eckerta z Bonn. „Kto chce z nim porozmawiać, ten nie musi zważać na godziny otwarcia biura parafialnego. Do drzwi plebanii można zapukać o każdej porze dnia i nocy". „Cieszę się, kiedy do ludzi mogę powiedzieć: Proszę! Wchodźcie!". Nie oddziela on pracy od prywatności. Plebania otwiera swe podwoje na wieczory czytania Biblii czy na spotkania z parafianami i posiedzenie rady parafialnej, bo do tych celów biuro parafialne jest za małe.

A jak ma się prestiż duchownych protestanckich? „Dziś nie wystarczy powiedzieć: jestem pastorem" – mówi Eckert. „Oczy parafian skierowane są także na jego życie rodzinne, z pięciorgiem dzieci. Niczego nie należy udawać".

„Oczywiście, że nie wszystko wystawiamy na pokaz" – to z kolei opinia pastora Joachima Gerhardta. „Ale plebania jest zawsze otwarta, i każdy może się przekonać, jak obchodzę się z moimi dziećmi, z żoną i co dla mnie znaczy bycie chrześcijaninem" – zaznacza.

Z tych cytatów przebija dość sympatyczna naturalność i próba następców Marcina Lutra odnalezienia się w nowej roli. Ale choć tysiące pastorów nadal przewodniczą modlitwom w setkach parafii, to kościoły są coraz bardziej puste. Liczba wystąpień z Kościoła ewangelickiego jest wyższa niż u katolików. Krytycy wskazują, że pastorzy bardziej zaczynają przypominać lokalnych szefów akcji humanitarnych niż przewodników na drodze do Boga. Mikrokosmos parafii protestanckiej zyskuje status muzealnej pamiątki.

Autor jest publicystą tygodnika „Do Rzeczy"

„Żyć na wzór Lutra" – wystawa w Niemieckim Muzeum Historycznym w Berlinie potrwa do 2 marca 2014 r. Szczegóły na www. dhm.de

Jeszcze żyją ludzie pamiętający, że pastor potrafił być centralną postacią wspólnoty luteran. Gromił grzech i grzeszników. Wyczulał wiernych na niepokojące tendencje, ale bywał też osobą instytucją, która każdemu niosła pomoc. Wierni uważnie obserwowali jego postępowanie i życie rodzinne. Gmina wyznaniowa oceniała zaś, czy pastor wciela w życie wzorce zaczerpnięte z Biblii.

Dziś Pfarrhaus, czyli protestancka plebania, zwłaszcza w filmach bywa przedstawiana jako siedlisko patriarchalnej satrapii. Ten stereotyp dobrze ilustruje film „Biała wstążka" Michaela Heneke, którego fragment można obejrzeć na wystawie w Niemieckim Muzeum Historycznym w Berlinie. Ekspozycja zwiastuje przygotowania do obchodów 500. rocznicy reformacji, która przypada za trzy lata. To reformacja dała początek zjawisku, które kształtowało cywilizację Niemiec.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą