Idę pod prąd niesłuszną drogą

Nie byłam „człowiekiem komuny”, nie będę „człowiekiem wolności”. Jest nas więcej. Tych, którzy nie będą, ale też nie chcą być na liście bohaterów podyktowanych przez „Gazetę Wyborczą” i TVN.

Publikacja: 05.04.2014 04:42

Norman Davies, skrupulatny i błyskotliwy dziejopis, zechciał pominąć milczeniem bohaterkę „ikoniczne

Norman Davies, skrupulatny i błyskotliwy dziejopis, zechciał pominąć milczeniem bohaterkę „ikonicznej” sytuacji z roku 1989

Foto: TVP

Red

Pięć lat temu, w 20. rocznicę 4 czerwca, zostałam zaproszona do Sejmu jako osoba, która powiedziała w TVP zdanie „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm". W obecności rządu, byłych prezydentów, ówczesnego prezydenta, wszystkich posłów i tłumu zagranicznych dziennikarzy wygłosiłam od siebie kilka zdań. Wobec całego Sejmu naprawdę wzruszona i przejęta szczerze i z serca mówiłam o tym, że dziennikarze często pytają mnie o to, czy „o taką Polskę walczyliśmy". – Tak, o taką! – powiedziałam uroczyście.

Stan zagrożenia

A dzisiaj? Przed 25. rocznicą dziennikarze mnie pytają: „Jak się pani czuje dziś, po tych 25 latach?". Jak się czuję? Jak się mogę czuć, kiedy czytam: „Rusza plebiscyt »Ludzie Wolności«, organizowany przez TVN i »Gazetę Wyborczą« z okazji 25-lecia odrodzenia wolnej Polski". Jak się mogę czuć, kiedy już wiem, aż za dobrze, jakimi metodami te media sterują polem wolności?

Czytam, że nagrodzeni będą „ludzie, którzy zamiast brnąć w utarte schematy, idą pod prąd – z dobrym skutkiem. [...] Którzy w wolnej Polsce byli i są dla nas autorytetem i wzorem, służyli i będą służyć naszemu krajowi". Tak piszą w tekście rozpoczynającym plebiscyt Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej", oraz Markus Tellenbach, prezes zarządu grupy TVN.

No więc jak mogę się czuć, czytając coś takiego? Ja, „zamiast brnąć w utarte schematy, idę pod prąd" całe 25 lat. A „dobry skutek"? Wystarczyło jedno niewygodne określenie „pod prąd", żeby i TVN, i „Gazeta Wyborcza" skojarzyły mnie z Holokaustem, nazizmem i komorami gazowymi.

Jak mogę się czuć, jeśli 25 lat po odzyskaniu wolności zwykły honor każe mi złożyć pozew sądowy przeciw TVN o naruszenie godności osobistej. Jak mogę się czuć? Chyba najlepiej określił to jedyny dziennikarz TVN, który zachował się na miarę sytuacji. Marcin Prokop w programie „Dzień dobry TVN" określił prowadzoną wobec mnie nagonkę jako „operację na żywym organizmie".

No więc jak ja się czuję? Tak jak czuje się człowiek, na którym za wybranie drogi „pod prąd" dokonano takiej operacji. Jak mogę się czuć, jeśli 25 lat po odzyskaniu wolności muszę napisać w pozwie do sądu: „Nikt dotąd nie porównał moich słów do fali masowych zbrodni, jaką był  Holokaust. Żadna ze stacji ani telewizyjnych, ani radiowych nie przeinaczyła tak moich słów i intencji jak Pozwana i żadna z opinii nie wpłynęła tak na moje codziennie życie".

Jak mogę się czuć, jeśli czytam, że właśnie „Gazeta Wyborcza" i TVN będą proponowały „ludzi wolności", a ich odbiorcy zdecydują, kto zasługuje na to miano, a kto nie. Jak mogę się czuć, skoro jest oczywiste, że w tym przypadku „krąg ludzi wolności" to osoby, którym te właśnie media pozwoliły zaistnieć, o których informowały i dynamizowały każdy krok ich działalności.

Ilu jest takich, którzy „poszli pod prąd, zamiast brnąc w utarte schematy" – i właśnie dlatego i TVN, i „Gazeta Wyborcza" odrzucały informacje o ich dokonaniach, wycofywały ich z dialogu i obiegu? Jak mogę się czuć, jeśli z pełną odpowiedzialnością mogę dziś napisać do sądu: „Stopień nienawiści jaki rozpętany został w wyniku tych skojarzeń, powoduje u mnie stan zagrożenia prawdopodobnie dożywotnio". No więc jak ja się mogę czuć?

Bardzo długa operacja

Jeszcze tak niedawno przecież istnienie i „Gazety", i TVN wydawało mi się oczywistym historycznym ciągiem dalszym wydarzeń z lat 80. Dlatego chętnie uczestniczyłam w ich publicystycznym życiu. Starałam się odnosić do współczesności z takim samym zaangażowaniem, z jakim powiedziałam tamte słowa o końcu komunizmu. A dziś nie należę do „ludzi wolności".

Więcej niż 25 lat temu kilku chłopaków siedziało w mojej małej kuchni. Na kulejących taboretach, na podnóżkach od leżaków, gdzie się dało. Konspirowali w użyczonym przeze mnie mieszkaniu, w którym ufnie spało dwoje dzieci, nie wiedząc, że w każdej chwili mogą tu wtargnąć „źli ludzie" . Dziś te chłopaki mają posady w „Gazecie Wyborczej", często są gośćmi TVN. I teraz, po 25 latach wolności, dziennikarz „Gazety Wyborczej", robiąc ze mną wywiad, preparuje cytaty moich wypowiedzi, a kiedy dopytuję o źródło, po prostu wstaje i rezygnuje z wywiadu.

Jedna z czołowych feministek publikuje tam obszerny list skierowany do mnie, ale „Gazeta Wyborcza" nie publikuje mojej odpowiedzi. Chcę zapytać „chłopaków z mojej kuchni", którzy dziś godzą się na blokowanie prawa do demokratycznej polemiki: jesteście dziś dziennikarzami wolności. Ale czy jesteście wolnymi dziennikarzami?

W czasie programu „Dzień dobry TVN" po długiej rozmowie na temat „operacji na żywym organizmie" Dorota Wellman mówi nagle na końcu „Ja się odcinam", ale nie chce powiedzieć, od czego. Urocza Doroto... Jesteś z pewnością „dziennikarką wolności", ale czy jesteś wolną dziennikarką?

Po „Kropce nad i" z Moniką Olejnik na stronie internetowej tego programu pojawiło się bardzo dużo przychylnych mi komentarzy, ale potem je usunięto. Dwa dni po tej rozmowie Monika Olejnik niespodziewanie napisała do „Gazety Wyborczej" artykuł. Można było w nim przeczytać bardzo ostre słowa przeciwko mnie, można było przeczytać, że „skończyła się Joanna Szczepkowska".

A przecież nasza rozmowa robiła wrażenie przyjaznej. Dziennikarka uśmiechała się, potakiwała... Co się stało przez te dwa dni? Moniko, kto ci powiedział: „Za mało jej dowaliłaś"? Jesteś dziennikarką wolności, ale czy jesteś wolną dziennikarką? Co się właściwie stało, że 25 lat po tamtych moich słowach, tuż przed rocznicą, zrobiono taką nagonkę?

Dziś mogę to już otwarcie powiedzieć. To była bardzo długa operacja. Wypowiadając tamte słowa o końcu komunizmu, wywołałam zamieszanie nie tylko w środowiskach PZPR, ale też wśród tych, którzy dziś z całą pewnością zostaną uznani za „ludzi wolności" albo będą decydować o tym, kto na to miano zasługuje.

Wiele lat temu bard 1968 roku, Natan Tenenbaum, przysłał mi ze Szwecji list z pytaniem, czy czytałam tekst Normana Daviesa o tym, że „jakaś aktorka odczytała w telewizji odezwę podyktowaną przez opozycję". Odpisałam, że nic o tym nie wiem, ale wyjaśnię to. Bo przecież to musi być pomyłka. Davies jest skrupulatnym badaczem Polski z tamtego okresu. Mało możliwe, żeby nigdy nie widział fragmentu z „Dziennika Telewizyjnego", który każdego 4 czerwca chodzi jak spot reklamowy. Przecież widać tam, że niczego nie czytam, że nie było czego dyktować.

Jeszcze wtedy bywałam wśród „ludzi wolności" i bywał tam Norman Davies. Nigdy jednak nie chciał ze mną rozmawiać, aby zadać pytanie o tę sytuację. Raz w końcu jego urocza żona powiedziała „Tak, wiemy, musiało to Panią zaboleć".

Zaboleć? To nie o mój ból chodzi. Chodzi tylko o to, dlaczego i dla kogo to zrobiono. Z jakich powodów pisarz zniekształcił prawdę. Wielu czytelników Daviesa zwraca mi uwagę na fakt, że w żadnej jego książce, w obszernych i skrupulatnych opisach tamtych dni nie ma ani słowa o moim „wierzgnięciu". A przecież opisuje każdą godzinę, każdy szczegół wydarzeń wokół 4 czerwca.

Z komuszą dziennikarką

Nie mam takiej natury, żeby dobijać się o uwagę, ale tak na zdrowy rozum, to... dlaczego właściwie nie ma o tym ani słowa? Gdybym była feministką, zapytałabym: dlaczego Pan nie napisał dla świata o kobiecie, która przełamała taką barierę?

Ale nie jestem feministką i nie spodziewam się od tego typu środowisk poparcia. W jedną z rocznic 4 czerwca feministki z „Wysokich Obcasów" zaproponowały mi wywiad o tamtym dniu. Zrobiły jednak równoległy wywiad z dziennikarką, która dyżurowała wtedy, w 1989 roku, w studiu telewizyjnym... Dlaczego właściwie? Przecież to była przypadkowa osoba. Czy gdyby to co ja zrobiła Magdalena Środa, to też feministki zrobiłyby z tego konflikt dwóch pań?

Przyjaciele po lekturze tego wywiadu w „Wysokich Obcasach" pytali mnie: „Dlaczego oni dali takie ohydne twoje zdjęcie?". Rzeczywiście. Trzeba się mocno napracować przy komputerze, żeby z telewizyjnego nagrania wycisnąć kadr półprzymkniętych oczu i nieoczywistego uśmieszku. Trzeba bardzo chcieć, żeby w świat poszło właśnie to, a nie posłużyć się istniejącym już portretem uśmiechniętej, radosnej osoby.

Parę dni później zaprosiła mnie Monika Olejnik. Wchodzę do studia i znowu widzę tę komuszą dziennikarkę z „Dziennika Telewizyjnego". I znowu ktoś topi ten mój gest w pytaniach: „czy obie panie...", „jak obie panie...". Czy gdyby w 1989 roku do studia poszedł ktoś bardziej pasujący TVN Monice Olejnik, to w rocznicę dla równowagi zaprosiłaby dyżurującego wtedy dziennikarza?

No cóż. Nie pasuję „dziennikarzom wolności". Idę pod prąd niesłuszną drogą. Jest nas więcej. Tych, którzy nie będą, ale też nie chcą być na liście „wybranych przez naród" ludzi wolności. Może trzeba po prostu zrobić inny, równoległy plebiscyt? Może trzeba wybrać ludzi, którzy nie znajdą się na gali 1 czerwca 2014 r.? Którzy nie są „ludźmi wolności", bo są wolnymi ludźmi?

Autorka jest aktorką, pisarką i felietonistką. W czasie stanu wojennego była związana z opozycją demokratyczną. 28 października 1989 została zaproszona do „Dziennika Telewizyjnego" TVP, aby opowiedzieć o swoim jubileuszu artystycznym, ale wykorzystała tę okazję, by powiedzieć przed kamerą zdanie: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm". W 1997 wydała tom wierszy „Miasta do wynajęcia", a w 2003 zbiór opowiadań „Fragmenty z życia lustra". W maju 2007 odebrała z rąk prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski

Pięć lat temu, w 20. rocznicę 4 czerwca, zostałam zaproszona do Sejmu jako osoba, która powiedziała w TVP zdanie „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm". W obecności rządu, byłych prezydentów, ówczesnego prezydenta, wszystkich posłów i tłumu zagranicznych dziennikarzy wygłosiłam od siebie kilka zdań. Wobec całego Sejmu naprawdę wzruszona i przejęta szczerze i z serca mówiłam o tym, że dziennikarze często pytają mnie o to, czy „o taką Polskę walczyliśmy". – Tak, o taką! – powiedziałam uroczyście.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy