W ogłoszonym pod koniec ubiegłego roku rankingu osób, które wywarły największy wpływ na dzieje ludzkości, znalazł się na 30. miejscu. Nisko jak na kogoś, kto dał imię swej epoce i zbudował system rządów funkcjonujący – lepiej lub gorzej – przez lat 300. Do końca istnienia imperium był dla Rzymian punktem odniesienia. „Bądź szczęśliwszy od Augusta" – życzyli kolejnym panującym.
Faktycznie, szczęścia mu nie brakowało. Ponosił porażki, ale zawsze się z nich podnosił. Nigdy nie tracił zimnej krwi. I zawsze potrafił nadać swym poczynaniom pozory legalizmu. Bogowie poskąpili mu talentów militarnych, miał jednak smykałkę do manipulowania ludźmi. Biografka princepsa Patricia Southern jest przekonana o istnieniu suto opłacanej grupy speców od reklamy dbających o jego publiczny wizerunek. Obywatelom wmawiano, że syn boskiego Cezara to jedyny gwarant dobrobytu, pokoju i bezpieczeństwa. Literaci ogłaszali nadejście „nowej złotej epoki".
Jej akuszer trwał u steru przez 44 lata, stając się ucieleśnieniem Rzymu. Odporny na blichtr władzy umiał stworzyć pozory, że jest zaledwie pierwszym z równych. Ludziom się to podobało. Jedynowładztwo w wersji soft wydało się im mniej dolegliwe od ekscesów panującej wcześniej oligarchii.
Największym sukcesem Oktawiana jest bodaj fakt, że wiemy o nim tyle, ile chciał, żebyśmy wiedzieli. Żadna z 13 ksiąg jego pamiętników nie przetrwała do naszych czasów, ale zdążyli z nich skorzystać starożytni historycy. Zachowały się samochwalcze „Res gestae divi Augusti" oraz działające na wyobraźnię budowle: Panteon, teatry w Puli i Orange, dedykowana wnukom imperatora świątynia w Nimes czy pomnik jego zwycięstwa nad alpejskimi ludami w La Turbie.
Subtelny tyran
Najważniejsza rzymska pamiątka tamtych czasów, Ara Pacis – Ołtarz Pokoju, została zrekonstruowana na rozkaz Mussoliniego. Duce, uważający się za nowe wcielenie Augusta, hucznie świętował dwutysięczną rocznicę urodzin swego idola. Może dlatego program obchodów dwutysięcznej rocznicy zgonu jest skromny. Wypełniają go głównie konferencje historyków i archeologów. Hiszpańska Tarragona, która z woli princepsa została stolicą prowincji, uczciła jego pamięć trzytygodniową fiestą.
Włochów ruszyło sumienie i zaczęli wreszcie odnawiać mauzoleum Augusta. Zanim popadło w ruinę, służyło jako twierdza, arena walki byków i sala koncertowa. Dyrygował tu sam Arturo Toscanini. Faszyści nie zdążyli odbudować zabytku, demokracja umyła ręce, a miejsce wiecznego spoczynku Ojca Ojczyzny i jego sukcesorów upodobały sobie córy Koryntu oraz bezdomni. Teraz ma się to zmienić.
W Muzeum Kapitolińskim otwarto wystawę „Ja, August, imperator rzymski", przeniesioną później do Paryża. Zwiedzających witał posąg jubilata, znaleziony w willi jego żony Liwii w Prima Porta. Oktawian, wystylizowany na herosa, minę ma obojętną. Nieludzkim spokojem emanują też inne wizerunki princepsa. Wiecznie młody, jak faraon. Twarz – maska. Wśród eksponatów są też prawdziwe maski, którymi ozdobiony był teatr Marcellusa, niedoszłego następcy Augusta. Twórcy wystawy, świadomie czy nie, trafili w samo sedno. Oktawian był aktorem. Ale przyznał się do tego dopiero na łożu śmierci.