Myśli szwajcarskiego Polaka - o książce Jak przeżyć kapitalizm Bohdana Górskiego

Kapitalizm nie jest ani piekielnym potworem, jak uczyła nas stalinowska szkoła, ani bramą do rajskich rozkoszy, których spodziewaliśmy się 20 lat temu.

Publikacja: 12.09.2014 02:06

Red

Gdzieś w połowie lat 50. zeszłego wieku usłyszałem w Warszawie kawał: na skrzyżowaniu ulic zbiegowisko, zderzyły się dwie ciężarówki. Z obu szoferek wyskakują wzburzeni kierowcy. Jeden, młody warszawiak, obrzuca drugiego stekiem ordynarnych wyzwisk. Tamten, starszy, chwilę milczy, potem mówi tylko z wyraźnym kresowym zaśpiewem: „a ty, żeb' ty kapitalizma nie doczekał...", i wraca powoli do swego wozu. Gapie rozchodzą się poruszeni: „ale mu powiedział...".

Dowcip przypomniał mi się, gdy zobaczyłem wydaną ostatnio książkę mego rówieśnika, Bohdana Górskiego. Nosi ona tytuł: „Jak przeżyć kapitalizm?". Przyszło mi do głowy, że w zestawieniu tego kawału z tym tytułem odbija się coś z niełatwego doświadczenia co najmniej kilku roczników Polaków, urodzonych przed samą drugą wojną światową i żywych do dnia dzisiejszego...

Syn cichociemnego

Autora książki znam od 60 lat. Chodziliśmy do nieodległych liceów na Mokotowie, spotykaliśmy się czasem na nie całkiem oficjalnych lekcjach religii u Świętego Andrzeja Boboli. Był rok 1953. Mokotów był wtedy dzielnicą starej „przedwojennej" inteligencji, właśnie na nowo zasiedlaną przez średnią i wyższą kadrę PZPR-owskich działaczy partyjnych. Idąc do szkoły, przechodziłem dwa razy dziennie między gmachami MSW a znanym na całą Polskę więzieniem. W klasie byli koledzy tacy i tacy. Nauczyciele też. W wieku lat czternastu, między algebrą, piłką, wypracowaniem o Stalinie i ryzykowną ministranturą, pojawiały się pytania i wybory – wcale nie dziecinne.

Górskiego znałem słabo. Nie zdarzyło się nam gadać na poważnie. Patrzył spode łba, jakby wiedział swoje i zachowywał dystans. O tym, że jego nieżyjący już wtedy ojciec, major Jan Górski, był współtwórcą i uczestnikiem cichociemnych – słynnej formacji polskich oficerów, którzy po wyszkoleniu w Londynie zrzucani byli do okupowanej przez Niemców Polski, by wzmocnić kadrę oficerską AK – wtedy oczywiście nie wiedziałem.

Sam Bohdan wyszedł z cienia, gdy nagle w kwietniu 1953 roku został „całkiem dorośle" aresztowany za zakładaną w szkole tajną organizację „antypaństwową". Było o tym sporo szeptania na uczniowskim Mokotowie. Siedział dwa miesiące, po czym ktoś możny sprawie szczęśliwie łeb ukręcił i 14-letni wrogowie ustroju mogli spokojnie wrócić do nauki. Matura wypadła Bohdanowi już po Październiku, więc i na studia się dostał, a po dwóch kolejnych latach nawet wyjechał na zagraniczną wycieczkę studencką. Z wycieczki nie wrócił, krajowcom z oczu znikł.

Zachód, dorywcze prace fizyczne i umysłowe, głodne studia we Fryburgu (szwajcarskim), a potem doktorat z ekonomii u słynnego Fryderyka A. von Hayeka we Fryburgu Bryzgowijskim, a więc wymowna przepustka do liczących się wtedy kręgów ekonomistów europejskich... Bohdan korzysta z niej specyficznie – opuszcza Europę i przez 11 lat pracuje w tzw. krajach rozwijających się Azji i Afryki: od Bliskiego i Dalekiego Wschodu do Kinszasy w Kongu, gdzie wykłada ekonomię na tamtejszym uniwersytecie.

Do Szwajcarii powraca Bohdan Górski w roku 1978 i podejmuje pracę w berneńskim Instytucie do spraw Wschodnich. Rozwija szerokie pisarstwo ekonomiczne i politologiczne w języku niemieckim, publikuje szereg książek i artykułów. Jak zawsze, jest sam, nie szuka żadnych politycznych grup odniesienia, choć znajomych i ciekawych rozmówców ma w bardzo zróżnicowanych środowiskach na paru kontynentach. W dyskusjach jest partnerem niełatwym, impulsywnym weredykiem szukającym kontrowersji, ale operującym wyłącznie argumentami logicznej słuszności lub niesłuszności zdań, opinii i działań – z konsekwentnym wyłączeniem jakichkolwiek ocen moralnych. Często atakuje cudze racje intelektualne, ale nie rusza sumień – i chyba ta cecha jego dyskursu sprawia, że ostre oceny bolą tutaj bliźnich mniej, a dyskutuje się z nimi ciekawiej.

Rozważania nad linią Łaby

Po dobrej dziesiątce książek niemieckojęzycznych Górski zwraca się tym razem do czytelników polskich, przedstawiając nam wybór swych 15 tekstów powstałych – z jednym wyjątkiem - w latach 1996–2013. Układ ich nie jest chronologiczny, ale tematyczny, skupiony wokół dwóch zasadniczych osi. Jedna z nich sytuuje się na pograniczu ekonomii i politologii i dotyczy przede wszystkim sposobu wejścia krajów wyzwalających się z komunizmu do współczesnej europejskiej i światowej gospodarki rynkowej. Druga – charakteryzuje bliską przeszłość tych nowych członków Unii Europejskiej i ich sąsiadów, a więc przebiega przez historię XX wieku na wschód od Łaby. W szczególny sposób wyodrębnione są w niej trzy dramatyczne wątki: rosyjski, polski i żydowski.

Bohdan Górski nie lubi żonglerki stereotypami i mitologizacji wydarzeń i chętnie drwi z przejawów takiego patrzenia na świat. Kapitalizm nie jest dlań ani piekielnym potworem, jak uczyła nas stalinowska szkoła, ani bramą do rajskich rozkoszy, których spodziewaliśmy się 20 lat temu. Rynkowa gospodarka jest dalekowzrocznie planowaną i starannie prowadzoną walką o maksymalną sumę sukcesu. W walce tej zawsze wykorzystywani i spychani w dół będą słabsi, a do korzystania z powszechnych demokratycznych swobód szybciej i sprawniej dopchają się silniejsi.

Sztuką na tej arenie jest więc polityka skutecznej obrony i promocji własnych interesów. Należy tu świadomie bronić się przed niekorzystnymi cechami kapitalizmu, wykorzystywać zaś te, które dla tychże interesów okażą się dobre. Nikt nikogo w rozwiązywaniu tych zadań nie wyręczy, każdy może i musi próbować tu własnych sił. Bierne czekanie na lepszą przyszłość jest zgodą na całkowitą klęskę – i zasada stosuje się do wszystkich podmiotów: zarówno do poszczególnych ludzi, jak i do całych państw. W tym właśnie miejscu gospodarka sprzęga się najściślej z polityką.

Państwo, będące pierwszorzędnym podmiotem polityki, jest – jak przypomina Górski – instytucją całkiem różnie rozumianą w tradycji cywilizacji zachodniej i w tradycji bizantyjskiej, trwającej poprzez wszystkie historyczne wersje Imperium Rosyjskiego. Kręgosłupem państwa w sensie zachodnim jest rządzące nim prawo. Potomkowie Bizancjum w tym miejscu umieszczają niczym nieskrępowaną wolę władcy. Z różnicy tej wynika zasadnicza odmienność opinii dotyczącej tego, czy państwo jako takie jest obrońcą czy zagrożeniem demokracji i swobody społeczeństwa. Górski widzi instytucję państwa w kategoriach kulturowych Zachodu, pół wieku życia w oddaleniu od praktyk polityki postbizantyjskiej przyzwyczaiło go do zaufania państwu i do postrzegania go jako naturalnego sojusznika w walce o demokrację, podkopywaną przez coraz potężniejszy, bo osiągający globalne wymiary, rynek.

Globalizacja rynku jest szansą dynamicznego rozwoju, ale – jak podkreśla autor – oznacza także jego postępującą monopolizację, czyli uwiąd jego klasycznej wolności. Wielkie instytucje światowego rynku okazują się potężniejsze materialnie od poszczególnych państw. By się przed tym naporem bronić, państwa muszą budować swą moc polityczną i gospodarczą. Polityczną – przez możliwie najpełniejszą identyfikację swych społeczeństw z instytucją państwa. Gospodarczą – przez dalekowzroczną ostrożność w prywatyzacji wielu swych sektorów, by w przyszłości ustrzec się przed utratą narzędzi własnego niezależnego działania. Kontrahentem tej prywatyzacji tylko z pozoru jest wolny przedsiębiorca, w rzeczywistości stoi za nim obcy kapitał wielkiego zmonopolizowanego biznesu. Oddanie mu kluczowych placówek narodowej gospodarki często przynosi doraźny zysk, ale umniejsza wagę państwa, grozi zbiorowemu bezpieczeństwu.

Traktat ?o wskakiwaniu w biegu

Kwestia ta okazuje się szczególnie ważna dla państw, które na międzynarodowy rynek wchodzą z opóźnieniem i z niekorzystnych pozycji wyjściowych. Ta sytuacja przypadła w udziale państwom Europy Środkowo-Wschodniej, do rozpędzonej już Unii Europejskiej trafiających dopiero dziesięć lat temu. Zdaniem Bohdana Górskiego manewr wskakiwania w biegu do rozpędzonej gospodarki rynkowej musi być wykonywany odważnie, ale i ostrożnie: chodzi o to, by nie dać się zadławić obcym produktem i obcym kapitałem. Kiedy się patrzy na uwiąd polskich sklepów spożywczych w miasteczkach, w których pojawia się Lidl, Tesco, Kaufland, czy choćby portugalska przecież Biedronka, chce się autorowi uwierzyć – tu jest jakiś realny problem. Problem nasz.

Podmiotami polityki gospodarczej są poszczególne państwa. Czym jednak jest, czym mogłaby być w tej dziedzinie Unia Europejska? Mieszkający w Szwajcarii Górski patrzy na UE z pewnym uznaniem i warunkową nadzieją. Powodzenie tej struktury uzależnia od jej oparcia na sprawdzonych historycznych podmiotach państw narodowych. Nie wchodząc w niekończące się rozważania, czym mianowicie jest a czym nie jest naród, zwraca jedynie uwagę na ewidentną dziś nietrwałość państw, konstruowanych na zasadzie związków ponadnarodowych, jak Jugosławia czy Czechosłowacja, przeciwstawia im znacznie większą odporność na historyczne ciosy, jaką prezentują tradycyjne państwa narodowe. Tę „de Gaulle'owską" koncepcję Europy ojczyzn wydaje się więc autor proponować szukającej swej podmiotowości Unii Europejskiej.

W tym kontekście budowania nowej – choć w istocie bardzo starej – Europy pojawiają się teksty, w których Bohdan Górski pragnie pogłębić obraz tej części kontynentu, która właśnie do Unii weszła. W centrum uwagi autora jest tu oczywiście przypadek Polski, ale by go opisać szerzej, trzeba zacząć od uwag o kolosie sowieckiej Rosji i jej dominacji nad Europą Środkowo-Wschodnią. Rok temu można było pytać, czy poświęcenie połowy współczesnej i przyszłościowej książki tej historycznej, a więc może przebrzmiałej tematyce ma sens. Dzisiejsza putiniada i wywołane przez nią nasze zasadnicze pytania wskazują na dramatyczną aktualność tego wątku historycznego. Slogany zmieniały się i nadal zmieniają, imperializm pozostaje ten sam.

Cofając się aż do roku 1917, ekonomista Górski nie koncentruje się tylko na kwestii wędrującego rewolucyjnego terroru, ale zwraca uwagę na inny aspekt pierwszych miesięcy i lat sowieckiej władzy: to bolszewicy dysponowali wtedy chlebem dla śmiertelnie wygłodniałych mas. W opisie późniejszej historii Związku Radzieckiego autor zwraca uwagę na ciągłą wewnętrzną walkę na Kremlu między środowiskiem przywódców samej partii a kolejnymi ekipami najwyższych dowódców wojskowych. Spór o zakres władzy partii i armii był – zdaniem Górskiego – przedmiotem umiejętnej i starannej gry politycznej Stalina. Koleje tej walki o władzę w znacznym stopniu określały ewolucję sowieckiej polityki narodowościowej, z której autor wyodrębnia dwa splątane ze sobą wątki: polski i żydowski.

Eksperymenty Stalina

Przypomniane są eksperymenty tworzenia polskich regionów na sowieckiej Ukrainie i Białorusi i ich późniejsza brutalna likwidacja. Na scenie pojawiają się komuniści polscy, zagłada ich elity w pamiętnym roku 1937 i późniejsze, już wojenne, uformowanie się w ich bardzo przetrzebionym środowisku dwóch rywalizujących ekip politycznych: krajowej i przysyłanej z Moskwy. Stoją za nimi dwa skłócone ośrodki decydenckie: zależny wprost od WKPb Komintern i związany z kręgami armijnymi GRU.

To wszystko stanowi tło kolejnych zabójstw skłóconych między sobą działaczy PPR-owskich: Marcelego Nowotki, Bolesława i Zygmunta Mołojców, Janka Krasickiego, Pawła Findera, Teodora Duracza czy Małgorzaty Fornalskiej. Ten ciąg wydarzeń stanowi prehistorię późniejszych konfliktów wewnątrzpartyjnych w drugiej połowie lat 50. Tu także – w relacji Górskiego – w szczególny sposób splątują się na nowo dwa wątki narodowościowe polityki sowieckiej.

Do rozpowszechnionego – zwłaszcza w Rosji – sądu o wyjątkowym nagromadzeniu Żydów w przywódczym gronie bolszewików autor podchodzi z dużym dystansem, wskazując, że ogromna większość opinii żydowskiej w przedrewolucyjnej i wojennej Rosji orientowała się bądź na syjonistyczną prawicę, bądź na Bund, a nie na rosyjskich esdeków, których ideologiczny program był dla społeczności żydowskiej po prostu zabójczy. Żydzi bolszewicy byli więc w rzeczywistości zdrajcami sprawy żydowskiej, analogicznie do bolszewików Polaków znanych nam choćby z dziejów wojny 1920 roku. Aktywność komunistycznych działaczy żydowskich była natomiast dla bolszewizmu bardzo cenna propagandowo, była przykładem komunistycznego internacjonalizmu, przyjaźnie nastawiała szerokie kręgi opiniotwórcze w Europie i Ameryce, zwłaszcza po późniejszym dramacie żydowskiej Zagłady.

Żydami komunistami należało się chwalić. Momentem przełomowym stał się jednak rok 1949, kiedy po powstaniu Państwa Izrael jego twórca Ben Gurion, zrywając wcześniejsze przymierze z popierającymi go Sowietami, wybrał orientację jednoznacznie proamerykańską. Dla polityki Stalina był to cios niespodziewany i bolesny. Od tej chwili pozycja Żydów w obozie sowieckim uległa zasadniczej zmianie – zaczął się coraz bardziej wyraźny antysemityzm.

Antysemityzm komunistyczny zyskał nową funkcję po XX zjeździe KPZR i potępieniu stalinizmu jako deformacji wspaniałego skądinąd ustroju. Było na kogo zwalić winę za dokonywane wcześniej zbrodnie. W jakiejś mierze stało się to treścią propagandy oficjalnej w samej Rosji, bardzo dużą przydatność znalazło jednak w państwach przez Sowietów podbitych. Bohdan Górski pokazuje to na przykładzie polskim. Antysemityzm wewnątrzpartyjny w PZPR nie był wynikiem nagłego kaprysu tych czy innych aparatczyków. Był próbą zrzucenia na towarzyszy-Żydów jak największej części odpowiedzialności za to, co działo się w Polsce przed rokiem 1956. Ta instrumentalizacja kwestii żydowskiej w PZPR prowadziła, jak pokazuje Górski, do sytuacji paradoksalnych, kiedy o domniemany syjonizm oskarżani byli ewidentni „goje", a antysemickie hasła powtarzali niejednokrotnie Żydzi. Kategoria „żyd" przestała oznaczać rzeczywistego Żyda, stała się wewnątrzpartyjną obelgą, a często i wyrokiem wykluczenia z partyjnego aparatu.

Autor pokazuje te mechanizmy propagandowe beznamiętnie i z dużego dystansu. Mówiąc o współczesnych zarzutach powszechnego antysemityzmu, kierowanych przez propagandę żydowską wobec ogółu Polaków, nie godzi się z nimi, ale nawet przypominając niewspółmierność okupacyjnej pomocy polskiej dla prześladowanych tu Żydów z zupełną obojętnością Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, nie wysuwa tu żadnych zarzutów. Przestrzega tylko przed polityczną i ideologiczną instrumentalizacją tragedii Holokaustu. „Przeważającą częścią ofiar Auschwitz byli Żydzi, ale oprócz nich były też setki tysięcy innych ofiar. To był grób dla wielu narodów[...]. Zło, jeśli nie jest już w nas, to krąży wokół. Drzwi i okna naszej natury są dla niego otwarte. Obroną nie może być ani ucieczka, ani agresja, lecz przemyślana współpraca z innymi, także zagrożonymi".

To przestroga skierowana do tych Żydów, którzy chcą uchodzić za jedynych pokrzywdzonych przez niedobry świat. Jednocześnie w książce Bohdana Górskiego można spotkać wspaniałą apologię narodu żydowskiego, wyjątkowo uzdolnionego, wyjątkowo twórczego, bo umiejącego pracować bardziej wytrwale niż inni. Charakterystyczne jest jednak miejsce, w którym pojawia się ta znamienna pochwała Żyda. Formułuje ją autor na spotkaniu z elitą arabskich muzułmanów, walczących o niepodległość Palestyny. Słuchacze tej opinii są wysoce zniesmaczeni gloryfikacją swych wrogów. Ta sytuacja pokazuje w skrócie osobowość autora. Nie zależy mu na poklasku, mówi to, co myśli. Można się z jego opiniami nie zgadzać, ale trudno odmówić mu klasy.

A ostatni zamieszczony w książce, króciutki tekst poświęcony jest tajemnicy modlitwy. Daleki od wszelkiego moralizatorstwa spokojny obserwator światowych gier ekonomicznych i politycznych tu też nie wpada w patos. Przypomina tylko tych, co w ciężkich chwilach życia z bardzo daleka szli do kaplicy, by odnaleźć chwilę ciszy i refleksji. I konkluduje: „Pan Bóg nie opuścił tych, którzy nie wierzą, ale wątpią i szukają".

Ta spokojna, rzeczowa i pozbawiona agresji książka daje wiele do myślenia.

Urodzony w 1939 roku autor jest historykiem idei, działaczem społecznym, profesorem nauk humanistycznych. Redaktor naczelny miesięcznika „Znak" w latach 1973–1977, współtwórca „Uniwersytetu Latającego" i Towarzystwa Kursów Naukowych. Był członkiem grupy ekspertów podczas strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku, zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność" w latach 1980–1981. Do jego najważniejszych książek należą: „Rodowody niepokornych" (pierwsze wydanie w roku 1977), „Zatruta humanistyka" (1978, wydana poza cenzurą), „Ogniem próbowane" (1982–1990), „Baśń niepodległa, czyli w stronę politologii kultury. Wykłady witebskie". Ostatnio opublikował „Szańce kultur" (2013) i „Obok Orła znak Pogoni" (2013)

Gdzieś w połowie lat 50. zeszłego wieku usłyszałem w Warszawie kawał: na skrzyżowaniu ulic zbiegowisko, zderzyły się dwie ciężarówki. Z obu szoferek wyskakują wzburzeni kierowcy. Jeden, młody warszawiak, obrzuca drugiego stekiem ordynarnych wyzwisk. Tamten, starszy, chwilę milczy, potem mówi tylko z wyraźnym kresowym zaśpiewem: „a ty, żeb' ty kapitalizma nie doczekał...", i wraca powoli do swego wozu. Gapie rozchodzą się poruszeni: „ale mu powiedział...".

Dowcip przypomniał mi się, gdy zobaczyłem wydaną ostatnio książkę mego rówieśnika, Bohdana Górskiego. Nosi ona tytuł: „Jak przeżyć kapitalizm?". Przyszło mi do głowy, że w zestawieniu tego kawału z tym tytułem odbija się coś z niełatwego doświadczenia co najmniej kilku roczników Polaków, urodzonych przed samą drugą wojną światową i żywych do dnia dzisiejszego...

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy