Ci głupi ludzie z FSB

Trzy dni przed zamachem w Wołgodońsku w 1999 roku przewodniczący Dumy odczytał deputowanym informację o wybuchu, do którego dopiero miało dojść. Skąd ją miał, jeśli nie od służb specjalnych? – pyta zmarły dwa lata temu rosyjski polityk w zapiskach wydanych właśnie w Polsce.

Aktualizacja: 18.01.2015 12:36 Publikacja: 18.01.2015 09:00

Tyle zostało z 8-piętrowego budynku przy Szosie Kaszyrskiej w Moskwie. To jeden z zamachów feralnej

Tyle zostało z 8-piętrowego budynku przy Szosie Kaszyrskiej w Moskwie. To jeden z zamachów feralnej jesieni 1999 roku w Rosji, za którym, zdaniem Bieriezowskiego, stały FSB i KGB

Foto: AFP

Wśród tych, którzy mnie nie lubią, jest szczególna kasta: KGB, ludzie o mentalności bandytów. Związek Radziecki był państwem kryminalnym; tym, którzy pracowali w KGB i innych służbach specjalnych, nawet do głowy nie przychodziło, że popełniają czyny niezgodne z prawem. Uważali, że ich działania są jak najbardziej legalne, bo przecież sankcjonowane przez państwo. Służby specjalne parały się bandytyzmem, więziły i zabijały niewinnych – a wszystko to w aurze prawa.

Gdy ochrona państwa przestała istnieć, służby zaczęły inaczej realizować swoją bandycką mentalność. Stworzyły ugrupowania, działając samodzielne lub wspierając „cywilnych" bandytów. Potężna „osłona" państwa się załamała, ale ludzie pozostali ci sami, mentalność się nie zmieniła: niewinnego człowieka można wsadzić, można go skazać. (...)

Największymi mafiami, największymi ugrupowaniami przestępczymi stały się niegdysiejsze służby specjalne – włączone do obsługiwania interesów tych czy innych ugrupowań. Takie są fakty. Tych ludzi pozostawiono samym sobie, stracili stanowiska, ale bandycka mentalność pozostała. I to właśnie oni popychają Putina do bardziej zdecydowanych kroków, stanowiąc dla niego duże zagrożenie, ponieważ prezydent nie jest jeszcze gotów do kroku ostatecznego. Postrzegają Putina jako stadium przejściowe do stworzenia państwa już nie tyle czarnych pułkowników, ile czarnych generałów.

Kreml stoi za zamachami

Podnosi łeb najgorsza część rosyjskich służb specjalnych, ta, która organizowała śledzenie, pościgi i prowokacje przeciwko obywatelom Związku Radzieckiego, przeciwko obywatelom Rosji. Należałoby raz na zawsze rozbić tę bandycką organizację o nazwie KGB, która bezkarnie zabija pod parasolem państwa. (...)

Zapewne pracownicy służb stworzyli mój portret psychologiczny i znają moje słabe strony. Jednak odnoszę wrażenie, że nie ma tam już profesjonalistów. Nawet w Anglii ci głupi ludzie z FSB (Federalnej Służby  Bezpieczeństwa – red.) nie dają mi spokoju, podrzucają listy, grożą mi śmiercią, zamiast adresu zwrotnego umieszczają adres cmentarza: i po co panu to wszystko Borysie Abramowiczu, pod Londynem jest taki ładny cmentarz...To nasze ostatnie ostrzeżenie, w przeciwnym razie pokażemy film, jak zabawia się pan z chłopcami. I klasyczne podpisy: Iwan Iwanowicz, Nikołaj Nikołajewicz. Grożą mojej rodzinie... Typowy schemat kagebistów.

Putina postrzegam jako najmniejsze zagrożenie dla mnie osobiście. Putin to człowiek słaby i niezdecydowany. (...)  Nigdy nie podpisze się pod zamordowaniem Bieriezowskiego. Nigdy. Ale może wydać taki rozkaz po cichu, a ludziom, którym go wyda, zawsze będzie można powiedzieć: no niby tak, dałem polecenie zabicia Bieriezowskiego, ale to przecież był tylko żart! (...) Putin nie rozumie, że nie można być autorytarnym tylko w połowie. Albo nie groź, albo spełniaj groźby; w przeciwnym razie nikt nie będzie się bał. Siedzi sobie taki Bieriezowski w Londynie i żyje. Ludzie zaczynają pytać – jak to? Czy reżim, który nie jest w stanie zlikwidować pojedynczego człowieka, może być silny? A Putin, zamiast działać, przysyła mi idiotyczne listy z pogróżkami.

Służby specjalne postrzegam jako mojego głównego przeciwnika i wroga numer jeden liberalnego wektora rozwoju Rosji. Niestety, zrozumiałem to zbyt późno. Nie mam do nikogo pretensji, to droga, którą sam wybrałem. Nie mam pretensji do Putina ani do FSB, która tępo wykonuje zadania, w swym mniemaniu słuszne. I przyznaję się, że gdybym dzisiaj znów stanął przed wyborem 1999 roku: Primakow (Jewgienij, premier odwołany w 1999 r. – red.) czy Putin, jeszcze raz wybrałbym Putina. (...) Popełniłem jeden zasadniczy błąd: uznałem, że główną siłą przeciwstawiającą się reformom są komuniści, a okazało się, że to FSB czy raczej: KGB. Ta organizacja pozostała niczym „bractwo duszy", bractwo w przestępstwach.

KGB było kręgosłupem Związku Radzieckiego, tworzyli je ludzie, których uczono popełniać przestępstwa, tłumacząc, że to wcale nie są przestępstwa. I ci ludzie nie zniknęli. Wprawdzie KGB rozpadło się na szereg konkurujących ze sobą grup obsługujących swoje lub cudze interesy; jak się jednak okazało, ta dezintegracja była tylko formą mimikry. (...)

Służby sprowokowały konflikt w Czeczenii i brały udział w zorganizowaniu tej prowokacji. Uważam, że Putin należał do grona osób, które wiedziały o zamachach terrorystycznych we wrześniu 1999 roku, zaś Patruszew (Nikołaj, były dyrektor FSB – red.) – do bezpośrednich wykonawców. A jeśli ktoś uważa, że to z mojej strony prowokacja, gotów jestem spotkać się z nim w sądzie.

Nie mam wątpliwości co do udziału rosyjskich służb specjalnych w eksplozjach w Moskwie (8/9 września 1999 r., 94 ofiary; 13 września, 118 zabitych – red.) i Wołgodońsku (16 września, 17 ofiar – red.) – ten sam schemat działań próbowano powtórzyć w Riazaniu, jednak bez powodzenia (22/23 września – mieszkaniec bloku zauważył w piwnicy worki z materiałem wybuchowym – red.). Jedyne, czego nie jestem w stanie zrobić, to dowieść, że Putin wydał rozkazy do tych operacji, że osobiście nimi kierował. Tu już nic nie mogę powiedzieć, nie mam dowodów, że jest zamieszany w organizację zamachów.

Jednak żeby zorganizować zamach w blokach mieszkalnych, żeby wydać takie rozkazy, potrzebna jest wola. Jeśli to FSB organizowało eksplozje, to kto z kierownictwa mógł podjąć taką decyzję? W 1999 roku obok oficjalnego sztabu wyborczego działał nieoficjalnie równoległy ośrodek wykorzystujący inne technologie, również mający na celu doprowadzenie Putina do władzy. Niektórzy pracowali w obu tych sztabach, łączyli obie technologie. (...) W 1999 roku nie nadałem tym wybuchom znaczenia politycznego; do głowy mi nie przyszło, że w taki sposób można torować sobie drogę do władzy. (...) Dopiero potem, gdy już miałem czas, żeby wszystko przeanalizować, zapoznać się z pewnymi dokumentami, zaczęło mi świtać, że coś tu jest nie tak. Śledztwo wykazało, że eksplozję prowokację zorganizowały służby specjalne w jednym celu: by zyskać kontrolę nad prezydentem.

Co to był za zespół, trudno mi dziś powiedzieć. Nie widzę go dziś w otwartej przestrzeni politycznej, jednak nadal istnieje i działa. (....) To, że w Riazaniu miały miejsce nie szkolenia FSB, lecz próba zamachu terrorystycznego, potwierdzają trzy fakty. Po pierwsze, w podłożonych workach znajdował się heksogen, a nie cukier, po drugie, użyto prawdziwego detonatora, a nie atrapy, po trzecie, to pracownicy FSB umieszczali tę mieszankę (trzeciego faktu nie negują). Obecność heksogenu została potwierdzona zeznaniami ludzi, którzy znaleźli worki. Prawdziwość detonatora potwierdzają zdjęcia urządzenia przekazane prasie przez pracowników FSB i opinie specjalistów w Rosji i za granicą.

Dzisiejsze służby to ignoranci

Jest również inny, „czysty" dowód, że była to próba zamachu. Do eksplozji w Wołgodońsku doszło 16 września, zaś 13 do wybuchu na Szosie Kaszyrskiej w Moskwie. I również 13, na porannym posiedzeniu Dumy, Sielezniow (przewodniczący Dumy – red.) odczytał pilne doniesienie o wybuchu bloku w Wołgodońsku, chociaż wtedy jeszcze blok nie miał zamiaru wybuchać! (Wołgodońsk to takie małe miasteczko, jedno z setek tysięcy rosyjskich miast, o których mało kto słyszał). 17 września, już po wybuchu w Wołgodońsku, na posiedzeniu Dumy Żyrinowski poprosił o głos (mam taśmę z posiedzenia Dumy 17 września 1999 roku) i mówi: „Giennadiju Nikołajewiczu, jak to się stało, że 13, na trzy dni przed wybuchem w Wołgodońsku, pan nam mówi, że doszło do wybuchu? Kto przekazał panu tę informację?".

Dzisiejsze służby wojskowe to ignoranci, daleko im do profesjonalizmu radzieckich poprzedników. Poza tym służby specjalne nie są jednolite, wewnątrz istnieje wiele ugrupowań obsługujących różne segmenty obecnej władzy politycznej. Zapewne jedna z nich popełniła błąd lub zastąpiła inną. Albo doszło do jakiegoś potknięcia – i ono ujawniło prawdę.

Zwycięstwo Putina nie było zwycięstwem ideologii czy konkretnego wariantu rozwoju kraju, lecz służb specjalnych. A dojście do władzy służb specjalnych to tragedia, bez względu na kraj. Nie może być nic gorszego. (...)

Szefostwo FSB wydało rozkaz zamordowania mnie w 1997 roku. Zwróciło się do mnie wtedy ośmiu pracowników FSB z informacją, że Federalna Służba Bezpieczeństwa szykuje na mnie zamach. Po raz drugi w swoim życiu poprosiłem swoją ochronę o nagranie rozmowy z przedstawicielem FSB w moim biurze, do czego mam pełne prawo, skoro w grę wchodzi zagrożenie mojego życia. To nagranie również udostępniłem organom śledczym. Wszczęto sprawę karną, jednak prokuratura wojskowa zamknęła ją, oznajmiając, że co prawda przedstawiciel FSB miał zamiar mnie zabić, ale chodziło o żart. I zamiast zająć się tym na poważnie, oskarżono mnie o intrygę przeciwko FSB.

Borys Bieriezowski (rocznik 1946) był jedną z najbarwniejszych postaci współczesnej historii Rosji. Doktor matematyki w okresie transformacji stał się najbardziej wpływowym człowiekiem w otoczeniu Borysa Jelcyna oraz najbogatszym człowiekiem w swoim kraju. W posiadanie majątku, ocenianego w tamtym czasie na 3 miliardy dolarów, wszedł dzięki dobrym relacjom z rosyjskim prezydentem i jego rodziną. W przeciwieństwie do innych oligarchów nie przejmował fabryk czy złóż surowców, tylko gotówkę prywatyzowanych firm. To on utorował drogę do władzy Władimirowi Putinowi, tworząc w ciągu kilku miesięcy partię Jedność, dzięki której wygrał wybory. Jednak po objęciu przez obecnego prezydenta władzy szybko się z nim skonfliktował. Najpierw próbował stać się przywódcą opozycji, a później, w 2001 roku, uciekł do Londynu. Słusznie obawiał się losu, jaki spotkał Michaiła Chodorkowskiego. Na emigracji wspierał inicjatywy opozycyjne wobec Kremla, ale większość majątku stracił na kolejne rozwody i procesy (m.in. z innym oligarchą, bliskim Putinowi Romanem Abramowiczem). W marcu 2013 popełnił samobójstwo, podobno w wyniku depresji. Nie brakuje jednak takich, którzy uważają, że zamordowały go rosyjskie służby specjalne. Przemawiają za tym choćby podejmowane kilkakrotnie próby zamachu na Bieriezowskiego. Jedną z nich zlecono otrutemu polonem agentowi FSB Aleksandrowi Litwinience, ale ten odmówił. Publikowany fragment pochodzi ze zredagowanych przez Jurija Felsztyńskiego dzienników Borysa Bieriezowskiego.

Wśród tych, którzy mnie nie lubią, jest szczególna kasta: KGB, ludzie o mentalności bandytów. Związek Radziecki był państwem kryminalnym; tym, którzy pracowali w KGB i innych służbach specjalnych, nawet do głowy nie przychodziło, że popełniają czyny niezgodne z prawem. Uważali, że ich działania są jak najbardziej legalne, bo przecież sankcjonowane przez państwo. Służby specjalne parały się bandytyzmem, więziły i zabijały niewinnych – a wszystko to w aurze prawa.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?