Wtedy nazwa Ordo Iuris praktycznie nie zaistniała w debacie publicznej. Dziś jednak przysporzyliście sobie wielu zaciekłych wrogów.
Trafiliśmy pod ostrzał ze strony skrajnej lewicy, głównie neoleninowskiego środowiska partii Razem, do którego w swych atakach obecnie dołączył również PiS. Jednak Instytut nie prowadzi polityki, nie będzie nigdy żadną partią, co więcej, przetrwa zapewne dłużej niż którakolwiek z dzisiejszych partii politycznych. Nas interesuje ludzka godność, wolność oraz szeroko pojęta kultura prawna. Ostatnio, po konsultacjach ze wszystkimi organizacjami pozarządowymi w kraju, przygotowaliśmy rzetelny raport nt. stanu demokracji w Polsce. Zaprezentowaliśmy go niedawno w Stanach Zjednoczonych tamtejszym think tankom oraz kongresmenom.
Skoro wrogów macie z każdej strony, wszyscy zaczynają patrzeć wam na ręce. Problem w tym, że nie udostępniacie publicznie swoich sprawozdań finansowych. Właściwie nic nie wiadomo o waszych sponsorach, co rodzi różne podejrzenia.
Każdy, kto zwrócił się do nas z prośbą o te dokumenty, otrzymywał je. Jak niedawno obiecałem na Twitterze, na nowej stronie internetowej zaczęliśmy publikować właśnie nasze historyczne sprawozdania merytoryczne i finansowe. Dogłębnie przeczesujący nasze sprawozdania dziennikarze „Gazety Wyborczej" wszystkie dokumenty dostali od nas e-mailem. Szkoda, że nie skorzystali z mojego zaproszenia na spotkanie u nas w siedzibie. Podczas rozmowy chętnie sprostowałbym groteskowe pomysły, przypisujące nam posłuszeństwo wobec ponadnarodowej centrali w Amsterdamie lub przyjmowanie środków od światowego potentata w handlu bezpośrednim środkami czystości...
Niestety, wciąż nie wiadomo, kim są wasi darczyńcy. Dlaczego nie chcecie zostać organizacją pożytku publicznego, która dużo więcej informacji musi ujawniać publicznie?
Status organizacji pożytku publicznego uczyniłby z nas beneficjentów państwowej redystrybucji. Zgodnie ze starą zasadą adwokacką chcemy stać w obronie obywateli wobec opresji ze strony państwa. Jeżeli mielibyśmy jednocześnie otrzymywać od tego państwa dotacje, to nasza sytuacja byłaby co najmniej dwuznaczna. Nie chcemy w żaden sposób zależeć od administracji publicznej, być przez nią jakkolwiek kontrolowani. Nasza działalność ma być służbą wobec społeczeństwa i tysięcy darczyńców, względem których zawsze byliśmy transparentni. Utrzymujemy się wyłącznie z ich dobrowolnych wpłat, a zatrudniamy ok. 20 pełnoetatowych prawników, starając się zapewnić im stosowne wynagrodzenie. Ze wszystkiego, co robimy, skrupulatnie się rozliczamy.
Na czym polegają wasze interwencje procesowe? Każdy może przyjść i poprosić o pomoc?
W zasadzie tak, ale tym się różnimy od klinik prawa, że nie udzielamy pomocy w każdej sytuacji. Stworzyliśmy programy interwencyjne, których głównym celem jest prowadzenie badań nad praktyką stosowania prawa i kształtowanie orzecznictwa oraz praktyki stosowania prawa, przychylnych konstytucyjnym zasadom. Mamy np. program ochrony autonomii rodziny i praw dziecka, w którym mamy stuprocentową skuteczność w przywracaniu dzieci ich rodzicom. Proszę sobie wyobrazić, jaka musi być rzeczywista skala krzywdy, skoro we wszystkich przyjętych przez nas sprawach doprowadziliśmy do uznania przez sąd odebrania dzieci z domu za bezzasadne. Warto wiedzieć, że od 2010 r. obowiązuje w Polsce ustawa, która umożliwia urzędnikom zabranie dziecka bez wcześniejszej decyzji sądu. Jest to kopia rozwiązań skandynawskich, które na naszym gruncie kulturowym i konstytucyjnym są absolutnie nie do przyjęcia.
Z tego co wiem, to pan jako adwokat specjalizuje się raczej w sprawach gospodarczych.
To też ważny obszar działalności Ordo Iuris. Dziś mamy do czynienia z daleko idącym wkraczaniem państwa w obszar wolności gospodarczej, co często jest zupełnie nieuzasadnione. Do tego dochodzą relikty komunistycznego prawa, które są nagle uruchamiane przez lewicowych radykałów i wykorzystywane przez nich w zupełnie nowej ideologicznej wojnie.
Rozumiem, że pije pan do sprawy drukarza, który odmówił organizacji LGBT produkcji materiałów marketingowych.
W reakcji na to rzecznik praw obywatelskich przedstawił policji dokładną argumentację, na podstawie której powinna ona skierować wniosek o ukaranie drukarza. Adam Bodnar poinstruował i wywarł presję na policję, by ukarała obywatela na podstawie przepisu, który w czasach gospodarki niedoborów służył do walki ze spekulantami i tymi, którzy chowali towar pod ladą...
I złożyliście petycję w sprawie odwołania rzecznika tylko dlatego, że powołał się na archaiczny przepis?
Jeszcze przed wyborem Bodnara na rzecznika praw obywatelskich ostrzegaliśmy przed ideologizacją tego urzędu. Ombudsman powinien być urzędnikiem neutralnym, który chroni zasady konstytucyjne i występuje w obronie wszystkich obywateli. A przecież Trybunał Konstytucyjny jasno orzekł, że wolność gospodarcza to wolność do prowadzenia takiej działalności, jaką chcemy, oraz kontraktowania tego, co chcemy, z tymi, z którymi chcemy. Adam Bodnar jako rzecznik praw obywatelskich zażądał ukarania obywatela za korzystanie z jego wolności. Przy czym nie był to odosobniony przypadek, gdy rzecznik z przyczyn ideologicznych opowiedział się przeciwko obywatelom i ich prawom.
Wydaje się, że jesteście jedyną konserwatywną organizacją w Polsce, która otwarcie odwołuje się do liberalnego pojęcia praw człowieka. Skąd to przywiązanie do terminu, który u wielu konserwatystów wywołuje wręcz reakcję alergiczną?
My odwołujemy się do pojęć, którymi operuje Konstytucja RP. Nie zgadzamy się przy tym na lewicową ich reinterpretację. Pamiętajmy, że choćby deklaracja praw dziecka czy konwencja o prawach dziecka wyraźnie mówią o prawnej ochronie dziecka przed i po urodzeniu. A w powszechnej deklaracji praw człowieka poświadczona jest tożsamość małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Zresztą na przestrzeni ostatnich 50 lat tę zasadę powtarzały wszystkie wiążące akta międzynarodowe.
Tyle że koncepcja praw człowieka pochodzi przecież z myśli liberalnej.
Owszem, ale jest inkorporowana do konstytucji. Proszę od nas nie oczekiwać kwestionowania ładu konstytucyjnego. Prawa człowieka to nie tylko poglądy radykalnych lewicowych środowisk, które zastępują analizę prawa życzeniowym językiem roszczeń politycznych, prezentowanych jako prawa człowieka. Radykałowie ci nigdy nie zdołali doprowadzić do rzeczywistej zmiany konserwatywnego korpusu prawa międzynarodowego. Ta mniejszość jest gotowa głośno krzyczeć, buczeć i tupać, chcąc sprawiać wrażenie, że ich roszczenia są legitymizowane przez coś więcej niż komunikacyjny zgiełk ich medialnych akolitów. A to my odwołujemy się do autentycznej wykładni obowiązującego prawa i do realnego dorobku orzeczniczego. Warto wiedzieć, że nie ma żadnego wiążącego aktu prawa międzynarodowego, który kwestionowałby naturę małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny lub przewidywałby prawo do aborcji.
—rozmawiał Michał Płociński
Jerzy Kwaśniewski jest adwokatem, prezesem fundacji Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, ekspertem w zakresie praw człowieka
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95