Polityk nazywa swoich oponentów „osobami specjalnej troski". Psychiatra w opublikowanym w prasie wywiadzie rozpoznaje u przeciwników tego polityka „obłęd udzielony". Inny psychiatra krytykuje swego kolegę za diagnozowanie zaburzeń psychicznych u przedstawicieli opozycji i protestuje przeciw „używaniu języka psychiatrii w służbie doraźnych celów politycznych", by kilka miesięcy później samemu na łamach jednego z portali internetowych w dykteryjnej formie zasugerować, że wymieniony polityk „nie radzi sobie ze swoją żałobą" i że „włączył naród we własne problemy emocjonalne". W końcu oburzony filozof zaczyna publicznie nawoływać do „ograniczonej dyskryminacji" osób chorych psychicznie... Nic dziwnego.
Sytuacja, którą zarysowałem powyżej przedstawia wydarzenia w większości niepowiązane ze sobą w sposób bezpośredni, aczkolwiek wszystkie z powyższych wypowiedzi rzeczywiście padły. Należą się też słowa wyjaśnienia: profesor psychiatrii, którego krytykowano za diagnozowanie opozycji politycznej, prostował później, że jego intencją nie było diagnozowanie, a jedynie zwrócenie uwagi na to, że nieodpowiedzialne słowa polityków mogą wywierać zgubny wpływ na osoby o wrażliwej psychice.
Chociaż bohaterowie powyższych wypowiedzi przedstawiali swoje poglądy w różnych sytuacjach, składają się one w logiczną całość i łączy je wspólny mianownik. Jest nim publiczne używanie diagnozy psychiatrycznej (lub psychologicznej) pod adresem konkretnych osób lub zbiorowości do celów innych niż pomoc osobie chorej. Wywołuje to wiele wątpliwości i budzi obawy. Spróbujmy się przyjrzeć jednym i drugim. Zacznijmy od ostatniej z cytowanych na początku tego tekstu wypowiedzi.
Koszmar filozofa
Prof. Piotr Nowak, filozof, w tekście opublikowanym w „Rzeczpospolitej" dzieli się doświadczeniami z pracy wykładowcy akademickiego, który na co dzień musi się zmagać z zachowaniami studenta określonego jako osoba z zespołem Aspergera. Profesor sugestywnie przedstawia sytuacje, w których ów student przeszkadza w prowadzeniu wykładów, hałasuje, zachowuje się w sposób, który można odebrać jako prowokacyjny lub obraźliwy. Denerwuje się, że poprzez dopuszczenie przez władze uczelni takich osób do zajęć, jego praca jest traktowana jako „socjalizacja osób niepoczytalnych", do której nie jest zawodowo przygotowany, i która mija się z jego akademickim powołaniem. Zrezygnowany nauczyciel stwierdza, że nie jest w stanie wykładać „niepełnosprawnym umysłowo studentom", czym jest Logos.
Pisząc o kłopotliwym studencie, prof. Nowak używa określeń: „niezrównoważony", „niepoczytalny" czy „psychicznie upośledzony", po czym przechodzi do głównego tematu swego felietonu, polemiki z – jak to określa – „ideologią poprawnościowo-progresywistyczną", która skłania uniwersytety do przyjmowania na studia „wszystkich obłąkanych, którzy zapragną studiowania". Dostaje się Radzie Europy, która zaleca podnoszenie wśród kadry akademickiej świadomości na temat funkcjonowania osób niepełnosprawnych, oraz „stachanowcom z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich", którzy stawiają uczelniom zbyt wysokie wymagania, nieuwzględniające lokalnych ograniczeń.