Mam zasadę, która mówi, że film daje tylko 50 proc. przeżycia w czasie jego oglądania. Drugą połowę wnosi widz razem ze swoją osobowością. Każdy znajduje w filmie coś innego. Jest to związane z wrażliwością, poczuciem humoru, stanem zdrowia, erudycją, wiekiem. Aby film zrobił na nas silne wrażenie, potrzebny jest wysiłek zarówno producenta, jak i widza.
Ostatnim filmem, który mnie zachwycił, był „Zabij to i wyjedź z tego miasta". Ta polska animowana produkcja, nagrodzona w Gdyni, opowiada historię dzieciństwa, mieszkającego w PRL-owskiej Łodzi, jej twórcy – Mariusza Wilczyńskiego. Oglądając to dzieło, uruchomiłem swoje wspomnienia. Jest to jeden z niewielu filmów, które mógłbym obejrzeć drugi i trzeci raz. Drugim filmem, który oglądałem wielokrotnie, był „Okręt" w reżyserii Wolfganga Petersena. To z kolei historia niemieckiej łodzi podwodnej, która ucieka przed okrętami aliantów przez Cieśninę Gibraltarską. Choć bohaterami są nasi wrogowie z czasu II wojny światowej, cały czas jest jasne, że to film pacyfistyczny, o silnym antywojennym przesłaniu.
W przypadku książek sytuacja wygląda trochę inaczej. Więcej zależy od czytelnika. Muszę przyznać, że z trudem znajduję czas na beletrystykę. Bardziej ciekawią mnie publikacje non-fiction. Czasem wystarczy kawałek tekstu, by móc o nim rozmyślać pół dnia. Tak się dzieje w przypadku dzieł Yuvala Noaha Harariego, a zwłaszcza jego „Homo deus. Krótkiej historii jutra". Książka ta pomaga mi zrozumieć świat, w którym żyjemy. Drugą, którą smakuję w podobny sposób i która może być przykładem intelektualnej rozrywki, jest „Rzekomo fajna rzecz, której nigdy więcej nie zrobię" Davida Fostera Wallace'a. Przypadło mi również do gustu „Nieźle się zapowiadało" Jana Suzina. Są to wspomnienia autora o Telewizji Polskiej, z którą byłem przecież przez lata związany.
Gdy pytają mnie o ulubioną muzykę, na myśl przychodzi mi wybitny krytyk filmowy Zygmunt Kałużyński, który w domu nie oglądał filmów, tylko słuchał muzyki. Mnie również muzyka ciągle towarzyszy. Rano lubię lekki pogodny jazz, po południu uwielbiam słuchać relaksującej lounge music, jaką dawniej grywano w kawiarniach i na statkach pasażerskich. Wieczorami szukam wielkich interpretacji i pięknych głosów. Moim ostatnim odkryciem jest brytyjska wokalistka Celeste, nominowana do Oscara za piosenkę z filmu „Proces Siódemki z Chicago". Przypomina mi ona stylem Amy Winehouse, której przedwczesna śmierć wciąż jest dla mnie bolesna. Uwielbiałem jej muzykę. Celeste nie naśladuje co prawda swojej rodaczki, ale trafia w tę samą muzyczną strunę co Amy.
Tomasz Raczek – jest autorem wielu programów telewizyjnych oraz radiowych. Od 2017 r. jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Magazyn Filmowy SFP", od dwóch lat – youtuberem, a od roku prowadzi audycję „Raczek movie" w Radiu Nowy Świat